środa, 22 maja 2013

32 - ostatni rozdział



Zostałam sama. Alexis wyjechał na zgrupowanie reprezentacji, podobnie jak pozostali piłkarze Barcelony. Antonella jest w szpitalu…
 W zasadzie nie do końca byłam sama – towarzyszył mi młody Messi. Thiago jednak spał już od dłuższego czasu, dlatego czułam się nieco samotna. Nigdy wcześniej nie zostawałam z nim sama. Nie pilnowałam samodzielnie żadnego dziecka, ale dzięki Thiago uświadomiłam sobie, że to wcale nie jest takie trudne, a mało tego sprawia ogromną przyjemność i utwierdza mnie w przekonaniu, że byłabym całkiem niezłą matką. Ale jeśli zaczynałam już o tym myśleć, momentalnie wracały wspomnienia z czasu, kiedy byłam w ciąży. Za każdym razem. Z tamtych wydarzeń wywnioskowałam, że Opatrzność po prostu „stwierdziła”, że jeszcze nie jestem gotowa na potomka. Tylko jak się upewnić, kiedy będę? Marzę o tym, by mieć dziecko z Alexisem. Wtedy byłabym spełniona w stu procentach. Wiem, że on też bardzo tego pragnie, ale nie naciska na to już tak jak wtedy. Czeka. Może też uświadomił sobie, że jeszcze nie jest na to pora? Nie wiem. Szczerze mówiąc, nie rozmawialiśmy na ten temat. Żadne z nas nie chce do tego wracać. Chcemy być tylko szczęśliwi. Chile jest na szczycie swojej piłkarskiej kariery, wiedzie cudowne życie, a ja przy jego boku czuję się doskonale. Brakuje nam tylko „mini – Sancheza”.
Siedziałam w salonie na kanapie, co chwilę spoglądając to na telewizor, to na słodko drzemiącego Thiago. Kiedy mały zmienił pozycję, ściągając z siebie kołdrę, nakryłam go, po czym czule ucałowałam jego czoło. Wtedy poczułam w sercu przyjemne ciepło. Coś we mnie podpowiedziało, żebym zadzwoniła do Alexisa. Tak też uczyniłam. Czułam się jak natchniona.

-Dobrze się bawicie?- zapytałam Chilijczyka, słysząc śmiechy  jego kolegów z drużyny.
-Jasne, jak zawsze!- A co u ciebie? Jak sobie radzisz z Messi juniorem?
-Jest wspaniały.- popatrzyłam na dziecko, mimowolnie się uśmiechając.- Tęsknię.- przygryzłam wargę.
-Ja też…- westchnął Sanchez.- Ale pamiętaj, za dwa dni wracam!
-To będą najdłuższe 48 godzin w moim życiu.
Nastała cisza. Wzięłam głęboki oddech. Teraz albo nigdy.- Chile, wiem, że to nie jest rozmowa na telefon, ale… Jestem gotowa.- poczułam się lżejsza o kilka kilogramów, zeszła ze mnie potężna fala nerwów.
-Na co?- zapytał niepewnie.
Wywróciłam oczami. Żałowałam, że nie widzi teraz mojej miny.- Alexis, proszę cię.
-Zaraz, zaraz… Isabelle, ty…- wyczułam, że się uśmiecha.- Chyba wrócę do Hiszpanii trochę wcześniej.
Oboje wybuchliśmy śmiechem. Ucieszyłam się, że Sanchez zareagował w ten sposób. Nie wypowiedział się jednoznacznie, ale doskonale wiedziałam, że długo czekał na tę chwilę. Czekał, aż będę gotowa do chyba ostatniego możliwego sposobu do okazania mojej miłości do niego – urodzenia jego dziecka.
-Kocham cię!- usłyszałam jego radosny głos.
-Ja ciebie też.- odpowiedziałam równie szczęśliwa.- To co, widzimy się w czwartek?- przygryzłam wargę, uśmiechając się.
-Tak, już odliczam godziny.- zamruczał.

Thiago się obudził, więc musiałam skończyć naszą rozmowę. Malec gdy tylko otworzył oczy, od razu chciał coś zjeść.
-Jesteś podobny do mnie. Ja też, gdybym tylko mogła, ciągle bym jadła!- zaśmiałam się.- Ale, przecież ktoś musi podobać się wujkowi Alexisowi!- poruszyłam brwiami, szczerząc się, za co zostałam obdarzona przez chłopca promiennym uśmiechem.
Patrząc na Thiago, widziałam Antonellę, głównie w jego oczach. Były identyczne jak te należące do jego matki: duże, brązowe, o głębokim wyrazie. Myślałam o mojej przyjaciółce. Obwiniałam siebie za to, co się stało. Od kilku dni męczyła mnie myśl o tym, że może to ja miałam zostać otruta? W głowie miałam mnóstwo teorii spiskowych. Ale właściwie po co ktoś miałby to zrobić? Jaki był tego cel? Mimo upływającego czasu, czułam się coraz bardziej nieswojo, a Alexisa nie było w pobliżu. Bałam się. O zdrowie Anto, o bezpieczeństwo wszystkich moich bliskich… Moje życie, mimo wszystko, chyba nigdy nie będzie sielanką. Chciałabym teraz choć na chwilę wrócić do czasów dzieciństwa, kiedy wystarczyło powiedzieć „Mamo, mam problem”, a ta najwspanialsza osoba na Ziemi działała cuda. Wątpię jednak, czy teraz też by mi pomogła. Ten problem potrafi rozwiązać chyba tylko Sanchez.
Rozmyślanie przerwał mi dzwonek do drzwi. Kiedy je otworzyłam, stał przede mną niespodziewany gość – listonosz, który wręczył mi kopertę.
Otworzyłam kopertę, w której znajdował się jakiś list skierowany do mnie. Zaczęłam więc czytać korespondencję z prędkością światła. Każde kolejne zdanie przyprawiało mnie o ból serca.

Droga Isabelle

   Wiem, że nie powinienem pisać, ale nie potrafię przestać o Tobie myśleć. Nie zasnę, jeśli nie powspominam naszych wspólnych chwil. Twoich spojrzeń i tego nieziemskiego uśmiechu. Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mi tego brakuje. Za choćby jedno Twoje słowo oddałbym wszystko.
  Chciałbym przeprosić Cię za zepsucie tego cholernego ślubu, ale to było silniejsze ode mnie. Jak tylko się dowiedziałem, nie mogłem tego tak po prostu zostawić. W głowie miałem tylko jedną myśl – zabić Sancheza. Czym zawinił? Bezczelnie zabrał mi Ciebie. Gdyby nie on, zapewne bylibyśmy teraz rodziną, prawda? Gdybyśmy wtedy nie poszli na ten mecz… Nie doszłoby do żadnego spotkania. Byłabyś ze mną. Wracając, tak, to ja otrułem dziewczynę Messiego. Przez pomyłkę! Wino z tego kieliszka miał wypić… Twój mąż… Zostaw go. Twój mąż napisał list, który właśnie czytasz! Nie wierzę, że jesteś taka naiwna i dałaś się wciągnąć w głupie gierki tego piłkarzyka. Lada dzień Cię wykorzysta i porzuci. Bądź pierwsza.
Wybacz. Kocham Cię.
Damian


Z trudem przeczytałam ostatnie zdania, moje oczy były pełne łez. List od Damiana zabolał, i to dość mocno. W tamtej chwili marzyłam tylko o jednym: żeby Alexis jak najszybciej wrócił. Nie chciałam być sama w obawie, że zrobię coś głupiego. Bałam się samej siebie. Nie myślałam racjonalnie, ba, w ogóle nie myślałam! Wszystko wokół wirowało, do moich uszu docierał tylko śmiech Thiago, który bawił się w najlepsze pluszakami. Na moment nawet o nim zapomniałam.
Pospiesznie otarłam łzy i zajęłam się maluchem. List odłożyłam na szafę, by leżał tam aż do powrotu Chile. Musiałam mu to pokazać. Nie interesowało mnie to, że Alexis może zrobić Damianowi krzywdę. Wtedy chciałam, żeby cierpiał za to wszystko, co mi zrobił. Mi, i moim bliskim.

* * *

-Jeśli go znajdę…- Sanchez wycedził przez zęby, zgniatając w dłoni list od Damiana.- Nie daruję!- krzyknął, prawie budząc Thiago.
-Alexis, boję się…- powiedziałam drżącym głosem. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak zdenerwowanego. Był u szczytu wytrzymałości, nie mógł ustać w jednym miejscu, krążył wokół domu, ciężko dysząc.
Chile spróbował się uspokoić. Wziął głęboki oddech, podszedł do mnie wolnym krokiem i przytulił mocno, dodając mi otuchy. Złożył delikatny pocałunek na moich ustach.- Kochanie, zrozum, muszę coś z tym zrobić. Mam dość tego…- westchnął, zerkając na młodego Messiego.- Pomyśl, co by było, gdyby zrobił coś Thiago? Nie darowałbym sobie tego, że nie zareagowałem wcześniej. A gdyby zabrał mi ciebie?- pokiwał głową.- Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.

* * *

ROK PÓŹNIEJ - Alexis


-Gratuluję, ma pan syna.- oznajmił mi lekarz po wyjściu z porodówki.
To jedno zdanie wystarczyło, bym stał się najszczęśliwszym człowiekiem we wszechświecie. Moje życie się zmieniło, teraz wszystko będzie inne. Zaczynam nowy etap.
Pobiegłem na salę, w której leżała Isabelle. Kiedy ją zobaczyłem, wszystkie obawy zniknęły. Istniała tylko ona i on, mój syn. Maximilian Dawid Sanchez.
-Jest twoim klonem.- usłyszałem radosny, ale zmęczony głos żony.
Ucałowałem jej czoło, po czym znów skupiłem uwagę na Maxie. Rzeczywiście, był do mnie bardzo podobny, miał jednak oczy Isabelle. Byłem tak niesamowicie dumny, że nie zauważyłem, kiedy do pokoju weszli moi przyjaciele z drużyny, otaczając łóżko, na którym leżała Iza. W momencie nastał chaos. Chłopaki przynieśli mnóstwo kwiatów, balonów, Iniesta wyjął z torby treningowej jedno ze swoich najlepszych win, a Antonella trzymała w rękach tacę z ciastem w kształcie koszulki w barwach Barcelony.
Wszyscy ustawili się w kolejce i zaczęli mi gratulować. Niewiele do mnie dotarło, ale starałem się chociaż udawać, że w pełni ich rozumiem.
-Jakby ktoś jakieś dwa lata temu powiedział mi, że Chile będzie kiedyś ojcem, wyśmiałbym go.- stwierdził Dani Alves.- Byłem pewny, że się nie nadajesz. Ale teraz wystarczy na ciebie popatrzeć. Maximilian ma wspaniałych rodziców.- Brazylijczyk objął mnie przyjaźnie. Chwilę później staliśmy na środku sali przytuleni do siebie już całą ekipą. 


Iza


Byłam strasznie zmęczona, poród mnie wykończył, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Mocy dodał mi uśmiech Alexisa, który nie schodził z jego twarzy, odkąd pierwszy raz zobaczył Maxa.
Prawdziwym szokiem było dla mnie pojawienie się piłkarzy Blaugrany. To było niesamowite. Poczułam się naprawdę ważna. Cieszyłam się, że w takim dniu jest ze mną prawie cała moja rodzina. Brakowało tylko rodziców i brata.
Wokół było cudownie. Chłopaki wzięli się za małą aranżację wnętrza, ustrajając ponurą salę porodową w kolorowe balony. Kiedy pomieszczenie wypełniło się ich radosnymi okrzykami, nie wytrzymałam. Rozpłakałam się jak małe dziecko. To, co działo się wokół mnie było niesamowitym przeżyciem. Nigdy nie czułam się tak wspaniale. Zmęczenie minęło, kiedy pielęgniarka położyła Maxa na moich piersiach. Jego dłoń momentalnie zacisnęła się na moim palcu. Poczułam niesamowitą więź. Po chwili dołączył do nas Alexis, obejmując mnie. Nie obyło się oczywiście bez zdjęć. Iniesta i Pique na przemian fotografowali „rodzinę Sanchez”. Do sesji przyłączyli się wszyscy. Jedna wielka rodzina ustawiła się do zdjęcia. Andres ustawił samowyzwalacz, podbiegł do nas, 3…2…1… i… te cudowne chwile zostały uwiecznione.
-Niech tak będzie już zawsze.- szepnęłam do Chile.
-Będzie jeszcze lepiej.- pocałował mnie w policzek.

Skąd drugie imię Maxa? Cóż, coś w środku kazało mi nadać naszemu synowi imię „Dawid”. Pierwsza miłość na zawsze pozostanie w moim sercu. Nieważne ile bólu mi przyniosła…
Pozostało jeszcze jedno, istotne pytanie: co dzieje się z Damianem? Szczerze mówiąc, nie wiem. Spór rozstrzygnęliśmy drogą sądową. Miałam dość jego prześladowań i w końcu zareagowałam, udając się w odpowiednie miejsca. Wtedy dał sobie spokój. Zobaczył, że Alexis kocha mnie nad życie, ja jego również. Jestem pewna, że nikt inny nie dałby mi tyle miłości, co on.

W moim życiu wszystko się ułożyło. Mam wspaniałego męża, potomka, cudowną rodzinę i przyjaciół. Czego chcieć więcej? Ach, no tak! FC Barcelona została Mistrzem Hiszpanii, zachowując przez cały sezon wysoką przewagę nad Realem Madryt. Niesamowitym uczuciem jest uczestniczenie w rozgrywkach Primera Division obok swoich ulubieńców. To coś wspaniałego, móc oglądać mecze Katalończyków z ławki rezerwowych. Podczas ostatniego meczu przed porodem czułam nawet radość Maxa poprzez kopanie. Dziecko cieszyło się tak samo jak ja, kiedy jego ojciec schodził z boiska, wygrywając 3 – 1, a na dodatek strzelając bramkę i zaliczając asystę.

Tak oto kończy się moja historia. Choć właściwie można by rzec, że dopiero się zaczyna. Zaczynam przecież nowy etap w życiu jako matka, i szczerze mówiąc, na samą myśl boli mnie brzuch. Na szczęście zawsze towarzyszy mi Alexis, no i oczywiście mogę liczyć na doświadczone już mamy – Shakirę i Antonellę.
Zdjęcie zrobione  w dzień porodu stoi już oprawione w ramkę w honorowym miejscu na komodzie w pokoju Maxa. Wyglądam okropnie, ale nie to się na nim liczy. Na fotografii jest historia. Historia, którą od momentu narodzin kontynuuje Maximilian…








To już koniec… Ciężko mi się rozstać z tym blogiem, bo jest on pierwszym, jaki zdecydowałam się założyć. Historie pisałam już wcześniej, ale nigdy nie decydowałam się ich publikować. Dlaczego zakończyłam tę historię? Nie mam już pomysłów. Teraz chcę skupić się na drugim opowiadaniu mojego autorstwa, a także tworzę już kolejną historię. Zastanawiam się tylko, o którym klubie pisać. Może pomożecie? ;)
A więc na koniec chciałabym podziękować każdemu czytelnikowi z osobna. To właśnie dzięki Tobie kontynuowałam tę historię najdłużej jak się dało. To Twoje komentarze dodawały mi skrzydeł, inspirowały, motywowały jak nic innego. Dziękuję!

Obyło się bez płaczu, więc korzystając z okazji, zapraszam na http://you-will-be-safe-with-me.blogspot.com/  :D

Jeszcze raz dziękuję za wszystko!

sobota, 4 maja 2013

31



Podałam Rodriguezowi szklankę chłodnej wody, którą momentalnie opróżnił. Biedak był tak zmarnowany, że nie miał siły nawet odłożyć naczynia na podłogę. Pomogłam mu, po czym poszłam sprawdzić, czy Alexis jeszcze śpi. Tak jak się spodziewałam – kiedy weszłam do sypialni, przekręcił się tylko na drugi bok i dalej spał. Nic dziwnego, miał za sobą noc pełną wrażeń…
Zeszłam na dół w celu sprawdzenia, czy „barcelońska siedemnastka” jeszcze żyje. Piłkarza nie było jednak na kanapie.
-Pedro? Gdzie jesteś? - zmarszczyłam brwi, rozglądając się wokół, kiedy nagle usłyszałam dziwne odgłosy dochodzące z łazienki. Podeszłam bliżej pomieszczenia i usiadłam pod drzwiami.- Czemu mnie to nie dziwi, przyjacielu?- zachichotałam. Zauważyłam, że za każdym razem gdy był u nas Rodriguez, kończy się to jego… Nazwijmy to niestrawnością.
-Bardzo śmieszne!- usłyszałam rozpaczliwy głos piłkarza.
-Pomóc ci?
-W wymiotowaniu?
Zaśmiałam się.- Tak, kretynie!- krzyknęłam ironicznie.- Przyniosę ci coś do picia.
-Mówiłem już, że cię kocham?- zapytał ledwo słyszalnym zza drzwi tonem.
-Raz czy dwa…- odpowiedziałam, śmiejąc się, po czym skierowałam się w stronę kuchni.

Po doprowadzeniu Pedro do porządku i odwiezieniu go do domu, przyszedł czas na obudzenie Alexisa. W końcu byliśmy sami i miałam czas tylko dla niego.
-Kochanie?- odezwałam się cicho, wchodząc do sypialni na palcach.- Jak się czujesz?- przykucnęłam przy łóżku, by móc pogłaskać go po policzku.
Chile powoli otworzył zaspane oczy. Przeciągnął się, ziewając, po czym skierował wzrok na mnie. Uśmiechnął się szeroko, ukazując rządek śnieżnobiałych zębów.- Nigdy wcześniej nie czułem się tak dobrze - musnął moje czoło.- A jak się czuje pani Sanchez?- poruszył brwiami.
-Zaczęłam życie od początku – puściłam oczko.- I jako żona idzie mi naprawdę dobrze! Na dole czeka na ciebie śniadanie.- pocałowałam go w policzek.
-Cholera, to ja obiecywałem ci śniadania do łóżka!- pokiwał głową.
-Przy najbliższej okazji…- zaśmiałam się.- Nie zgadniesz kogo dzisiaj gościłam!
-Co? Jest rano, kto już u nas był?!- zdziwił się Chilijczyk.
-Kochanie, jest 1500!- patrzyłam na niego z politowaniem.- Przespałeś prawie cały dzień.
Alexis wstał pospiesznie z łóżka, zaczepiając przy tym nogą o kołdrę. Mało brakowało, a wylądowałby twarzą na podłodze! Pobiegł do łazienki, z której wyszedł już po kilku minutach i poszedł na dół.
-Coś się stało?- zapytałam niepewnie, schodząc po schodach. Zobaczyłam Sancheza otwierającego drzwi frontowe.- Gdzie ty się wybierasz? Nie zjadłeś… Śniadania!- tak, śniadania, pomijając fakt, że było już popołudnie.
-Miałem iść do Messiego!- krzyknął i wyszedł z mieszkania.
No tak, przecież wczoraj Antonella źle się poczuła, więc Leo zabrał ją do domu, a Alexis obiecał, że odwiedzi ich po wszystkim…
Cóż, trochę inaczej wyobrażałam sobie pierwszy dzień po ślubie. Jak na razie pozostała mi tylko nadzieja, że Chile szybko wróci, a z Anto wszystko jest w porządku.
Włączyłam telewizor i zabrałam się za pochłanianie posiłku przygotowanego dla Sancheza, podczas oglądania nudnawego meczu La Liga pomiędzy drużynami z końca tabeli. Po zjedzeniu naleśników ułożyłam się wygodnie na kanapie i zasnęłam.

* * *

-Zgłupiałeś? Zostaw ją! Pewnie jest zmęczona.
-To co, będziemy tak stać?- usłyszałam rozmowę dwóch mężczyzn. Byłam przerażona, ale postanowiłam udawać, że dalej śpię. Wywnioskowałam po ich ostatnich wypowiedziach, że chyba nie mają zamiaru mnie porwać, a przynajmniej nie przez sen. Niestety nie potrafiłam rozpoznać ich po głosach, ostatecznie pomyślałam, że lepiej będzie, jeśli po prostu otworzę oczy. Jak postanowiłam, tak zrobiłam i już po chwili zobaczyłam stojących nade mną Tello i Bartrę.
-Cześć, chłopaki!- krzyknęłam wesoło, a młodzi piłkarze podskoczyli przerażeni.
-Chcesz, żebym zawału dostał?!- oburzył się Cristian.
Parsknęłam śmiechem.- Taki miałam plan, ale jak widać nie wypalił.- poruszyłam brwiami.-Co wy tu właściwie robicie?
-No bo jak pewnie wiesz, nie byłem na waszym ślubie…- zaczął Tello.
-A ja byłem!- przerwał mu dumny Marc.
-Wiem, wiem.- uśmiechnęłam się życzliwie.
-... Postanowiłem więc, że przyjdę do was po wszystkim.- powiedział zmieszany.- Mam mały prezent.- wyciągnął z torby treningowej średnich rozmiarów paczkę.
-Ojej, dziękuję, to miłe z twojej strony!- przytuliłam go mocno. Od razu poczułam, że nieco się rozluźnił. Otworzyłam tajemniczy pakunek i zobaczyłam zdjęcie oprawione w śliczną, bordowo – granatową ramkę. Na fotografii byliśmy we troje: Cristian, ja w środku i Alexis po prawej stronie. Staliśmy na środku murawy Camp Nou wtuleni w siebie i szeroko uśmiechnięci. Nad nami widać było błękitne, bezchmurne niebo. Miałam delikatnie rozwiane włosy, które zakrywały mi twarz, ale poza tym wszystko było w porządku.- To jest wspaniałe.- po moich policzkach spłynęły łzy. Łzy radości! Ponownie wtuliłam się w ramiona Hiszpana.- Dziękuję.
-Dobra, dobra, koniec tych czułości!- zaśmiał się Bartra.
-Nie gadaj tylko chodź tutaj!- krzyknęłam, pociągając piłkarza za rękę.
Staliśmy wtuleni w siebie na środku salonu, kiedy do domu wrócił Alexis, obdarowując nas wymownym spojrzeniem. Kiedy go zauważyłam, od razu odsunęłam się od chłopaków i pomknęłam najszybciej jak potrafiłam, rzucając się mu na szyję.- Popatrz, co dostaliśmy od Crisa!- wręczyłam zdezorientowanemu Chilijczykowi zdjęcie.
Widząc prezent, Sanchez momentalnie uniósł kąciki ust.- Pamiętasz ten dzień? Wtedy schowałaś mi ubrania gdzieś na trybunach, a ja wylałem na ciebie sok pomarańczowy!- wybuchł śmiechem.
Wtórowałam mu.- I cała się kleiłam!
-Dlatego na zdjęciu masz na sobie moją koszulkę, bo musiałaś się przebrać.- wspomniał Alexis.
-Chile, muszę ci się do czegoś przyznać.- oznajmił Tello półszeptem.- To ja dałem instrukcje Isabel, gdzie najlepiej ukryć twoje rzeczy.- spojrzał w naszą stronę niepewnie, tłumiąc falę śmiechu.
-Co?!- Sanchez udał oburzenie.- I ty przeciwko mnie? Do tej pory ich nie znalazłem!
-Pewnie kibice się tym zajęli.- zachichotałam, jednak po chwili umilkłam, widząc minę mojego świeżo upieczonego męża.
-Zdjęcie jest świetne, dziękujemy, Cris.- Alexis objął przyjaźnie kolegę z drużyny.

Kiedy młode gwiazdy Blaugrany nas opuściły, na zewnątrz było już ciemno. Godzina 2230, Barcelona powoli oddawała się w objęcia Morfeusza. Miasto cichło, a ja i Alexis… Bawiliśmy się w najlepsze! Najpierw rozegraliśmy emocjonujący mecz w Fifie, później nadszedł czas na bitwę na poduszki, która nas wykończyła, jednak mimo to znaleźliśmy jeszcze siłę na wspólną kąpiel pełną namiętności, by po niej opaść bezwładnie na łóżko.
-To był ciężki dzień.- westchnął Chile.- Mieliśmy dziś bardzo mało czasu dla siebie…- objął mnie ramieniem, składając pocałunek na moim czole.
Ułożyłam wygodnie głowę w okolicach jego barku.- Co z Antonellą?- spojrzałam na Alexisa zmartwiona. Dopiero teraz przypomniało mi się, że partnerka Messiego narzekała na swoje złe samopoczucie.
-To nic poważnego, chwilowa niemoc. Wszystko już jest okej.- uśmiechnął się życzliwie.
-Nasze wesele przyniosło straty w ludziach.- zaśmiałam się na wspomnienie „umierającego” Pedro.
-Chłopaki już tydzień przed ślubem na treningach mówili, że nie będą się oszczędzać…- wywrócił oczami.- Idioci.
-Ale jacy kochani!- oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Chciałbym, żebyśmy już zawsze spędzali tak czas.
-Leżąc bezczynnie na łóżku?- spojrzałam na niego, unosząc brwi.
-Nie!- odgarnął mi włosy z czoła.- Razem.
-Byłoby idealnie.- musnęłam jego wargi, na co on po prostu nie mógł nie zareagować.
Zanim się obejrzałam, Alexis już pochylał się nade mną, całując i pieszcząc po kolei moje policzki, szyję, dekolt, brzuch…

* * *

-Isabelle, wstawaj!- usłyszałam zdenerwowanego Sancheza.- Szybko!- piłkarz zsunął ze mnie kołdrę.
-Co się stało…?- wydukałam, przeciągając się. W oczach Alexisa zauważyłam strach.- Chile, o co chodzi?!
-Antonella jest w szpitalu!- krzyknął roztrzęsiony.
To zdanie było dla mnie czymś w rodzaju rozkazu: jak najszybciej się przygotuj i jedziemy do niej. Wyczytałam to z jego oczu, pełnych troski i przerażenia. Pospiesznie zeskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Wszystkie czynności wykonywałam w zawrotnej prędkości, co wtedy nie było łatwe, bo trzęsły mi się ręce. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. Alexis wiedział tylko tyle, że Anto poczuła się gorzej, więc Leo odwiózł ją do szpitala.

* * *

Po niecałej godzinie dostaliśmy się w końcu do budynku, w którym znajdował się Messi ze swoją partnerką. Ten czas dłużył mi się niemiłosiernie, podczas przygotowań wszystko wypadało mi z rąk.
Pobiegliśmy na korytarz, który wskazała nam jedna z pielęgniarek. Naprzeciwko pokoju numer 28, na krześle siedział Argentyńczyk. Chował twarz w dłoniach.
Podeszłam do piłkarza, przykucnęłam przy nim i objęłam go.- Leo, co się dzieje?
-Nic jeszcze nie wiem, lekarze cały czas szukają powodu jej osłabnięcia…-  piłkarz mówił powoli, półszeptem.- Wszystko zaczęło się na waszym weselu.
Z sali, w której znajdowała się Antonella wyszedł lekarz. Niski, na oko w średnim wieku. Nie potrafiłam wywnioskować z jego twarzy żadnych konkretnych emocji.
-Pani Ruccozzo czuje się już lepiej, jednak na tę noc zostanie w szpitalu.- oznajmił mężczyzna.- Podejrzewamy, że została otruta.
Cała nasza trójka spojrzała po sobie. Uświadomiłam sobie, że to musiało się stać, tak jak mówił Leo, na weselu. Ale jak to? Przecież nie było tam nikogo, kto mógłby to zrobić!

* * *

Ja i Alexis wróciliśmy do domu, a Leo został w szpitalu,  wzięliśmy więc Thiago pod opiekę.
-Jest przewspaniałym dzieckiem.- powiedziałam, przerywając na chwilę zabawę z młodym Messim. Spojrzałam na Chile, który siedział na fotelu, nie zwracając na nas uwagi. Patrzył tylko tępo w okno.- Wszystko w porządku?
-Co?- odwrócił się.-A, jasne.- odparł bez emocji, po czym znów stał się nieobecny.
Wzięłam Thiago na ręce i podeszłam do Sancheza, siadając na jego kolanach.- Daj spokój, przecież widzę.
-Okej, zaryzykuję i ci powiem.- spojrzał mi w oczy.- Myślę, że to wszystko przez Damiana.
-Nie przesadzaj.- westchnęłam.- Wiem, że go nie lubisz…
-To mało powiedziane.- przerwał mi.
Wywróciłam oczami.- Ale on nie byłby zdolny do takich rzeczy.- powiedziałam stanowczo.
-Nie chce mi się w to wierzyć po tym, jak cię skrzywdził.- objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie.- Już nie pamiętasz?
Oparłam głowę na jego piersi, a Thiago ułożyłam wygodnie między nas tak, by go nie obudzić – małego najwyraźniej znudziła nasza rozmowa…- Tego nie da się zapomnieć…
-Nie wydaje mi się, żeby to był ktoś z zaproszonych gości. Ten kretyn pojawił się nagle, narobił zamieszania i zniknął.
-Może masz rację…- przejechałam palcem po jego torsie.
-Trzeba zgłosić to na policję.- oznajmił Chile.
Nie zareagowałam, to nie miało sensu. Z jednej strony chciałam bronić Damiana, ale z drugiej… Właściwie po co? Postawiłam sobie za cel, że muszę dowiedzieć się kto to zrobił, ale po tym co powiedział mi Alexis, uświadomiłam sobie, że to mógł być właśnie Damian. Tylko po co to zrobił? Widocznie nie wystarczyło mu to, że mnie zranił. Teraz zabiera się za osoby z mojego najbliższego otoczenia. Zaczynam się bać. O Chile, o rodziców, mimo tego, że są teraz kilka tysięcy kilometrów ode mnie, o piłkarzy Barcy i ich najbliższych… Przeze mnie mogą ucierpieć. Nie wolno mi do tego dopuścić.
- Dlaczego zawsze jest tak, że kiedy moje życie układa się idealnie, to coś musi się zepsuć?- wyszeptałam rozgoryczona, czując, jak po moich policzkach spływają łzy.
-Nie bój się, razem damy radę.- Alexis złożył pocałunek na moim czole. 

Tak po półfinale...