środa, 17 kwietnia 2013

30



-A teraz możesz pocałować pannę młodą.- oznajmił ksiądz prowadzący ceremonię zaślubin, uśmiechając się życzliwie.
Nasze usta połączyły się. To nie był zwykły pocałunek. Poczułam się tak, jakbym dopiero teraz tak naprawdę posmakowała ust Alexisa. Choć robiliśmy to już jakieś milion razy, teraz, na ślubnym kobiercu całowałam go po raz pierwszy. Po raz pierwszy jako Izabela Sanchez.
Kiedy dotarł do nas dźwięk oklasków, gwizdów i wiwatów ze strony gości (od samego początku najbardziej słychać było krzyki piłkarzy Barcelony), oderwaliśmy się od siebie.
Chile popatrzył na mnie oszołomiony.- Też to poczułaś?- zapytał półszeptem.
Pokiwałam twierdząco głową i ponownie wpiłam się w jego wargi.

* * *

Przyjęcie odbywało się na jednej z katalońskich plaż. Kiedy zobaczyłam to przepiękne miejsce, nie żałowałam, że je wybrałam. Na piasku ustawiona była ogromna altana przyozdobiona w barwne kwiaty i balony. W środku orkiestra, poustawiane stoliki pełne różnych, wymyślnych potraw, a w samym centrum parkiet.
-Przetańczymy dzisiaj całą noc.- zamruczał mi do ucha mój mąż. „Mój mąż”. Wspaniale brzmi, prawda?

Ojciec Alexisa zawołał nas na środek.- Czas na pierwszy taniec.- powiedział, uśmiechając się przez łzy. 
Orkiestra zaczęła grać. Chile dobrze wiedział, że marna ze mnie tancerka, dlatego zastosowaliśmy wypróbowany już kiedyś przez nas chwyt – stanęłam na czubkach jego butów (dzięki długiej sukni nikt nie widział nic podejrzanego) i rozpoczęliśmy wirowanie w rytm muzyki.

* * *

Słońce zaczęło chować się za horyzont. Niebo przybrało piękny pomarańczowy kolor, nadając wieczorowi jeszcze więcej magii. Stałam nad brzegiem plaży, mocząc stopy w ciepłej morskiej wodzie. Jak na razie wszystko szło po mojej myśli. Było idealnie. Wszyscy świetnie się bawili, rodzice przestali płakać (no, może poza moją mamą…), Alexis jest szczęśliwy. Lepszego wesela nie mogłam sobie wymarzyć. Nie wiedziałam tylko, czy ja się dobrze bawiłam. Żałowałam, że nie było obok mnie Julii i Damiana.
-Coś nie tak?- usłyszałam za plecami znajomy głos. W moim kierunku szedł Alba.
-Po prostu… Chciałam się trochę wyciszyć.- westchnęłam ciężko. Tam to nie było możliwe.
-Nie wyglądasz dobrze.
-Dzięki.- wzruszyłam ramionami.
-Wyglądasz wspaniale!- objął mnie ramieniem, śmiejąc się.
-Jak zwykle miły.- podsumowałam, kończąc tym samym naszą rozmowę.
Staliśmy nad brzegiem morza, obserwując horyzont w absolutnej ciszy. Za plecami słyszeliśmy muzykę i radosne okrzyki gości. Po kilku minutach dołączył do nas Alexis, Jordi postanowił więc, że zostawi nas samych.
-Cieszcie się sobą.- rzucił na odchodne.
-Jak się czuje pani Sanchez?- zapytał Chile, kiedy byliśmy już sami.
-Jak w bajce!- odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko.- Jest idealnie.
-Hej, co jest? Gdzie para młoda?!- usłyszeliśmy krzyk dobrze wstawionego już Fabregasa, który chwilę później obejmował nas oboje ramionami.- No już, zapraszam na parkiet!
Cóż, nie było mowy o żadnym sprzeciwie. Cesc podprowadził nas na miejsce przeznaczone do tańca, gdzie Alexis znów musiał dzielnie znosić mój ciężar na czubkach swoich butów, ale jak mówił, nie przeszkadzało mu to.
Wesele trwało w najlepsze, wkrótce przyszedł czas na oczepiny, a co za tym idzie – wymyślne zabawy. Przed ślubem ustaliliśmy, że ta jego część będzie urządzona całkowicie po polsku. Zaczęło się więc od rymowanych, śmiesznych przyśpiewek. Następnie, po wyłonieniu kandydatów do zabawy, rozpoczęła się gra w gorące krzesła. Panowie mieli za zadanie szukać fantów, które wskaże organizator, a po znalezieniu usiąść jak najszybciej na krześle. Zadanie było zaliczone, jeśli ich partnerki równie szybko usiądą na kolanach panów. Zaciętą rywalizację wygrali Leo i Antonella. Messi udowodnił wszystkim, że potrafi być zwinny i szybki nie tylko na boisku, ale i na weselu przyjaciela, będąc pod wpływem alkoholu!
Zabawom, którym towarzyszyło mnóstwo śmiechu nie było końca. Kolejną „konkurencją” było losowanie. Ustawiliśmy się w kółku. Orkiestra grała jakiś czas, by nagle przestać. Wtedy osoba, która trzymała worek z tajemniczymi przedmiotami, musiała coś wylosować. Pierwszy był Victor Valdes, który wyciągnął z worka… Beret! Bramkarz Barcelony pospiesznie założył czapkę na głowę, na co goście weselni zareagowali śmiechem, po czym orkiestra znów zaczęła grać.
Po chwili muzyka znów ucichła. Tym razem wypadło na Shakirę, która wylosowała koronkowy, czerwony biustonosz (który oczywiście musiała założyć). Po kilku kolejkach los postawił na mnie. Włożyłam rękę do worka, z którego moment później wyciągnęłam… Pieluchę…
Wszyscy wybuchli głośnym śmiechem, ja też nie mogłam się powstrzymać.
-To chyba jakiś znak!- wykrztusił Dani Alves, nie przestając rechotać. Hmm… Całkiem możliwe.
Kiedy w końcu wszyscy mieli na sobie coś z worka, planowaliśmy następną konkurencję. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pewnych dwóch… Nieproszonych gości. Gdy zobaczyłam, kto przechadza się między stołami, zrobiło mi się słabo. W moim kierunku podążał właśnie średnio zadowolony Damian, a obok niego Fernanado Torres.
-Co ty tu robisz?- wyszeptałam zdezorientowana.
Polak westchnął ciężko.- Wyjdźmy na zewnątrz.- powiedział stanowczo, po czym skierował wzrok na El Nino.- Zostań tutaj z Sanchezem, zaraz wracam.

* * *

-Co to ma być, do jasnej cholery?!- w końcu mogłam krzyczeć. Miałam tylko nadzieję, że nikt nas nie słyszał. Nie chciałam niepotrzebnych awantur.
-Czemu dowiedziałem się o ślubie… W jego dniu?- Damian zmrużył podejrzliwie oczy.- Po tym wszystkim co między nami było? Chyba należało mi się zaproszenie, a przynajmniej powiadomienie, że wychodzisz za mąż. Jeszcze za tego…
-Co między nami było?- przerwałam mu, nie dając się sprowokować.
-Ach, więc już nie pamiętasz?- zapytał półszeptem.
-Doskonale pamiętam!- odparłam.- Tego nie da się zapomnieć. Nikt mnie tak nie zranił, jak zrobiłeś to ty. Masz czelność przychodzić jeszcze na moje wesele i rujnować mi najpiękniejszy dzień w życiu?! Nie pozwolę ci na to.
-To ze mną miałaś stać przy ołtarzu! Mi miałaś przysięgać miłość do końca życia!- wykrzyczał. W jego oczach zebrały się łzy.
W tym momencie mnie zamurowało. Nie wiedziałam jak zareagować. Świat wokół zaczął wirować.- Dlaczego przyszedłeś tutaj z Torresem?- zapytałam, udając, że jego ostatnich słów nie słyszałam.
-Nando jest… moim bratem.
-Co? Żartujesz sobie?!- złapałam się za głowę. Za dużo nowych faktów na jeden wieczór. Mój organizm osiągnął chyba maksymalny poziom adrenaliny. Serce biło jak oszalałe, miałam przyspieszony oddech, nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Moje nerwy wysiadły. Rzuciłabym się na Damiana z pięściami, gdyby nie Alexis, który właśnie do nas dołączył. Tak wściekłego nie widziałam go jeszcze nigdy.
-Wiedziałaś, że to bracia?- wskazał palcami na nieproszonych gości.
-Widzę, że też cię to zdziwiło.- zaśmiałam się gorzko.
-Wyobraź sobie, że bardzo!- wycedził przez zęby.- Idźcie stąd, zanim do reszty zniszczycie nam wesele.- zwrócił się do Polaka i Hiszpana.
-Chciałem ci powiedzieć, ale… Nie było okazji…- Damian wzruszył ramionami.
-Nie interesuje mnie to, że jesteście braćmi.- odparłam oschle.
-Nie o tym mówię.- syknął, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu i rozpaczy.- Odkąd się znamy, chciałem powiedzieć ci, że cię kocham.- wydukał drżącym głosem.
Do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. Kompletnie nie wiedziałam jak się zachować, co powiedzieć… Spojrzałam niepewnie na Alexisa. Gdy zobaczyłam jego pełne troski oczy o ciepłym wyrazie, wybuchłam. Rozpłakałam się jak małe dziecko, wtulając się w jego ramiona.
Alexis
Obejmowałem ją mocno, chciałem żeby czuła się bezpiecznie. Tylko w moich ramionach. Dyskretnie dałem Damianowi znak, by odszedł. Na szczęście zrozumiał, spojrzał znacząco na Torresa i poszli brzegiem plaży w stronę miasta. Zaczekałem, aż oddalą się na tyle, by Isabelle nie mogła ich zobaczyć. Czas ratować wesele!
Odsunąłem ją od siebie delikatnie, tak, bym mógł spojrzeć w jej oczy. wyglądała przepięknie, mimo rozmazanego makijażu i strug łez na różowych policzkach, które pospiesznie otarłem. Nie mogłem patrzeć, jak płacze. To niedopuszczalne, żeby uroniła przy mnie choć jedną łzę. Jestem po to, żeby do tego nie dopuścić. Dawać jej tylko szczęście.
Odgarnąłem jej włosy z czoła.- No już, zapomnijmy o tym. Chyba nie chcesz, żeby tak to się zakończyło?- zaśmiałem się gorzko.- Chodźmy do gości, czas zacząć się w końcu bawić!- złapałem ją  za rękę, nie sprzeciwiała się. Chciała za wszelką cenę dobrze zapamiętać najpiękniejszy dzień w życiu, jak ja.
-No w końcu, gdzie byliście?!- oburzył się Alves.

Iza
Nie odpowiedziałam, lepiej, żeby nikt nie dowiedział się o tym wydarzeniu. Bez słowa porwałam Daniego do tańca, któremu bardzo się to spodobało. Wirowaliśmy w rytm muzyki dość niezdarnie, obrońca Blaugrany ledwo trzymał się na nogach, a moje zdolności taneczne… No cóż. Pozostawiają wiele do życzenia.
Wyszukałam wśród tańczących Alexisa. Uśmiechnęłam się na widok Chilijczyka prowadzącego na parkiet Shakirę, by chwilę później wywijać z nią wymyślne piruety. Przyznałam ze smutkiem, że Shak jest o wiele lepszą tancerką ode mnie. Kiedy wprawiła w ruch swoje biodra, wszyscy obecni mężczyźni momentalnie zawiesili na nich swój wzrok.
Do akcji wkroczył Pique.- Ej, no co jest?!- oburzył się, obejmując ramieniem swoją partnerkę głównie po to, by utrzymać równowagę.- Żonę masz tam!- wskazał palcem na… Antonellę…- O, Iza, zmieniłaś się nie do poznania!- uśmiechnął się w stronę zdezorientowanej partnerki Messiego, który dławił się ze śmiechu.
-Gerard, zapraszam na rozmowę.- Shakira sprytnie złapała piłkarza za krawat i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia.
-Pique za burtą!- krzyknął przerażony Fabregas.
-Lepiej uciekaj, bo zaraz i ty będziesz.- oznajmiła Daniella, poruszając brwiami. Tak oto kobiety zdominowały swoich partnerów.

* * *

-Jeszcze jeden!- krzyknęłam do rozlewającego wódkę wszędzie oprócz do kieliszków Pedro. Rozejrzałam się. Nikt się już nie kontrolował, alkohol lał się strumieniami. Dziewczyny przestały pilnować piłkarzy, którzy nie potrafili usiedzieć w miejscu. Parkiet jeszcze niedawno przeznaczony był do tańca, a teraz? Chłopaki z drużyny siedzieli w kółku i grali w głuchy telefon albo łapki. Wypatrzyłam wśród nich Alexisa. Podeszłam do kółka, śmiejąc się. Piłkarze wyglądali komicznie.
Usiadłam na podłodze pomiędzy Sanchezem i Villą, który od pół godziny próbował uśpić swoją córeczkę. 
-Żartujesz sobie? Tutaj?- spojrzałam na niego, unosząc brwi.- Przestań ją bezsensownie kołysać, przyjacielu. Ja się nią zajmę.- puściłam oczko.
David nie miał zamiaru protestować. Złożył dziewczynkę na moje ramiona, uśmiechając się, po czym pocałował mnie w policzek.- Dziękuję.
Wolnym krokiem udałam się w stronę wyjścia. Poszłam na plażę, tylko tam było cicho. Usiadłam na małej ławce nad samym brzegiem morza, sadzając sobie małą na kolanach, gdyż widziałam, że wcale nie chciało jej się spać, choć była czwarta nad ranem. Zaczynało się rozwidniać, Słońce leniwie wyłaniało się zza horyzontu.
-Widzisz? Delfiny też jeszcze nie śpią.- wskazałam palcem na punkt na morzu, skąd co jakiś czas wyskakiwały ssaki morskie.
-Kocham delfiny!- ucieszyła się Zaida.- A właściwie… Kim ty jesteś?- spytała niepewnie. No tak, przecież jeszcze nigdy nie miałam okazji rozmawiać z dziećmi Davida Villi!
-Na imię mam Isabelle, od dziś jestem żoną twojego wujka, Alexisa.- uśmiechnęłam się do niej życzliwie. Tak, Chile jako piłkarz Barcelony jest wujkiem wszystkich potomków kolegów z drużyny.
-Więc jesteś teraz moją ciocią?
-A chciałabyś, żebym nią była?- odgarnęłam jej włosy z zarumienionych policzków.
-Jasne, wydajesz się fajna.- przytuliła mnie.
Zaśmiałam się krótko.- Dzięki!- pocałowałam ją w czubek głowy. Nagle poczułam, że ktoś składa pocałunek w tym samym miejscu na mojej głowie, by po chwili usiąść obok mnie.
-A wy jeszcze nie śpicie?- Chile złapał Zaidę za rączkę.
Dziewczynka odpowiedziała mu tylko ziewnięciem.- Wujku, pamiętasz nasz zakład?- spojrzała tajemniczo na Sancheza.
-No jasne!- zaśmiał się.
Odchrząknęłam znacząco.- Chyba nie jestem w temacie!- delikatnie poczochrałam małej włosy.
-Wygrałam!- krzyknęła radośnie.
-Spieszę z wyjaśnieniami.- powiedział Alexis.- Dawno, dawno temu założyliśmy się, że ożenię się z niebieskooką blondynką z Hiszpanii. Ta mała cwaniara obstawiła, ze moją towarzyszką do końca życia będziesz ty, brunetka o brązowych oczach. Ale zaraz, mówiłaś, że będzie Francuzką!- Chile zwrócił się do Zaidy, klaskając dłońmi.
-Daj spokój, to mały szczegół! Przegrałeś!- zaśmiałam się, przybijając piątkę z córką El Guaje.
-I ty przeciwko mnie?- Alexis udał obrażonego. Długo to jednak nie trwało – po chwili sprytnie się do mnie przysunął i złożył czuły pocałunek na moich ustach.
-Fuj.- odezwała się Zaida, na co zareagowaliśmy śmiechem.

* * *

Obudziłam się, była godzina 1300. Alexis jeszcze spał, więc najciszej jak potrafiłam zsunęłam się z łóżka, założyłam długą koszulkę z krótkim rękawem i udałam się do kuchni w celu napicia się czegoś, miałam straszliwego kaca.
Wlałam do szklanki zimny sok i szybkim ruchem przechyliłam naczynie, upijając duży łyk.- Od razu lepiej.- powiedziałam sama do siebie, wzdychając. A przynajmniej wydawało mi się, że byłam sama.
-Najlepsze wesele, na jakim byłem…- usłyszałam za plecami znajomy głos.
Odwróciłam się przerażona i zobaczyłam… Pedro! Napastnik Barcelony leżał na kanapie w salonie. Jego ręka wisiała bezwładnie w powietrzu, piłkarz był blady.
-Co ty tu robisz, do cholery?!- oburzyłam się.
-Ja ciebie też kocham.- wydukał cicho.
-Znowu to samo!- pokiwałam głową.- Pamiętasz imprezę po którymś z ligowych meczów?
-Jak przez mgłę…
-Wtedy byłeś chyba jeszcze bardziej zmarnowany.- zaśmiałam się na to wspomnienie.
-Bardzo zabawne!- mruknął.- Mogłabyś dać mi wody?- spojrzał na mnie błagalnie.- Tak w ogóle… Znów występujesz przede mną w skąpym stroju!- poruszył brwiami.
-O Boże…- złapałam się za głowę. I pomyśleć, że to był dopiero początek tego pechowego dnia…




środa, 10 kwietnia 2013

29



Mecz na Stamford Bridge dobiegł końca. Spotkanie zakończyło się wygraną Chelsea 2-1.Emocji nie brakowało do ostatniego gwizdka sędziego, bowiem Fernando Torres poprowadził The Blues do zwycięstwa w 83. minucie w fenomenalny sposób, lobując bramkarza Stoke City.
Radości nie było końca; Piłkarze biegali po boisku, machając radośnie w stronę kibiców. Wśród zawodników w niebieskich koszulkach wypatrzyłam strzelca ostatniego gola. Nando trwał w czułym uścisku z Davidem Luizem.
-Alexis, chodźmy już!- nie mogłam się doczekać spotkania z Hiszpanem. Wisiałam bezwładnie na szyi ukochanego, patrząc na niego błagalnie.
-Daj im się nacieszyć.- mruknął znudzony moimi lamentami Sanchez.- A poza tym… Nie przesadzasz trochę?- spojrzał na mnie z wyrzutem.
-A co? Zazdrosny?- zaśmiałam się, muskając jego policzek.
Odpowiedział mi pocałunkiem w czubek mojej głowy.
Po kwadransie czekania na trybunach, kiedy już prawie wszyscy kibice opuścili stadion, postanowiliśmy zejść do szatni ekipy ze Stamford Bridge.
-Hej, Nando!- krzyknął mój narzeczony.- Pamiętasz mnie?- dodał, gdy Torres odwrócił się w naszą stronę.
Piłkarz podszedł do nas, przywitał się z Alexisem, łącząc ich dłonie w serdecznym uścisku, po czym skierował wzrok na mnie.- Zaraz, zaraz… Ty musisz być…- zmrużył oczy.- Isabelle P…
-Prawie Sanchez.- przerwał mu Chilijczyk, patrząc nieufnie na kolegę po fachu.
Spiorunowałam Alexisa wzrokiem. Przeczuwałam, że będzie zazdrosny, ale zauważyłam, że z dnia na dzień coraz bardziej przesadza.- Możesz przestać?- wycedziłam przez zęby. Postanowiłam, że będę starała się ignorować zachowanie narzeczonego. Skupiłam się tylko na tym, by wywrzeć na jednym ze swoich idoli dobre wrażenie.- Tak, to ja.- uśmiechnęłam się życzliwie.- Ale właściwie… Skąd mnie znasz?- zmarszczyłam brwi.
Fernando spojrzał na Sancheza, a potem znów na mnie.- Dużo o tobie słyszałem.- puścił oczko.
W tym momencie poczułam się pewniej, choć bardzo krępowało mnie to, że Alexis cały czas ściskał moją dłoń, przyprawiając mnie tym samym o ból tylko po to, żeby Torres nie próbował wykonywać zbędnych ruchów.
-Kogo moje piękne oczy widzą?!- usłyszeliśmy z oddali męski głos.- Alexis!- odwróciłam się, by zidentyfikować nieznaną mi postać. Był to David Luiz, który spadł mi z nieba. Siłą wyciągnął Chilijczyka i zaprowadził go na murawę boiska, gadając bez przerwy.
Razem z Torresem wybuchliśmy śmiechem. Mina mojego narzeczonego mówiąca „Weźcie go ode mnie!” była bezcenna. Poczułam się trochę niekomfortowo, ale westchnęłam głęboko i postanowiłam zacząć z piłkarzem jakiś temat. W końcu niecodziennie ma się możliwość rozmowy z El Nino!- Marzę o twoim autografie.- powiedziałam nieśmiało.- Mógłbyś…?
-Jasne!- odparł z nieukrywanym entuzjazmem.
W trakcie wpisywania się do mojego specjalnie przygotowanego notesu, telefon Torresa zaczął dzwonić. Piłkarz przerwał pisanie dedykacji zaczynającej przypominać długą litanię, odbierając komórkę. Odszedł ode mnie na kilka kroków, po chwili kończąc rozmowę. Po wyrazie jego twarzy można było stwierdzić, że jest zdenerwowany. Wrócił do mnie, po czym bez słowa ani nawet uśmiechu, który przecież wcześniej ciągle gościł na jego twarzy, kontynuował pisanie.
-Coś się stało?- spytałam zaniepokojona. Ta mina nie wróżyła niczego dobrego…
-Nic takiego.- uniósł delikatnie kąciki ust, po chwili jednak jego twarz znów wyrażała złość. W pewnym momencie pojawił się nawet grymas… bólu?
-Nando, daj spokój…- westchnęłam.
-No co?! Już kończę, cierpliwości! Jeszcze tylko nazwisko.
-Nie o tym mówię.- skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Iza!- usłyszałam za plecami znajomy głos. Odwróciłam się. Zobaczyłam równie podenerwowanego Alexisa.- O rany, co was opętało?!- oburzyłam się.
-Długo jeszcze?- Chilijczyk był na skraju wytrzymałości.- Czemu jesteś taki blady?!- stanął jak kołek, przyglądając się Torresowi z uniesionymi brwiami.- Co ona ci zrobiła?- tym razem patrzył na mnie podejrzliwie.
-Zawsze ja.- mruknęłam pod nosem.- Nie chce mi powiedzieć co się stało.
-Po prostu…
-Czas się zbierać.- przerwał mu Damian, który pojawił się właściwie znikąd. Polak unikał kontaktu wzrokowego ze mną. Objął mnie tylko ramieniem i poprowadził do wyjścia z szatni, za co został skarcony przez Sancheza, po czym skierowaliśmy się na parking w poszukiwaniu auta i odjechaliśmy spod stadionu.

* * *

-To wszystko jest jakieś dziwne.- stwierdziłam, zamykając drzwi do naszej sypialni. Nie chciałam, żeby Damian słyszał naszą rozmowę.
-O, więc nie tylko ja to zauważyłem?- Alexis zaśmiał się krótko.- On coś kombinuje. Od początku wiedziałem, że jest podejrzany. Zastanawiam się, co my tutaj w ogóle robimy!- pokiwał głową.
Spojrzałam na białą kopertę leżącą na komodzie obok łóżka, w której znajdowało się zaproszenie na nasz ślub przeznaczone dla Damiana. Cały czas się wahałam. Czy to aby na pewno dobry pomysł, żeby go zaprosić?- Zrozum, że kiedyś byliśmy blisko…
Chile wzruszył ramionami.- Kiedyś.- podkreślił.- A myślałem, że ten rozdział w twoim i po części moim życiu jest już zamknięty! Jak do niego zadzwoniłaś, wydawało mi się, że śnię.- westchnął.- Nie chciałem ci tego przypominać, ale chyba muszę. Czyżbyś zapomniała, że kilka miesięcy temu ten człowiek, twój niegdyś wielki przyjaciel nazwał cię… Panną lekkich obyczajów i trwał przy tym aż do momentu, kiedy widzieliście się po raz ostatni? Oszukiwał cię, okręcił sobie ciebie wokół palca, a kiedy pojawiłem się ja…
-Okej, pamiętam!- nie mogłam już znieść walki ze wspomnieniami. Schowałam kopertę na dno torby podróżnej.- Jutro wyjeżdżamy.- oznajmiłam pewnym tonem.
-Kochanie, jestem z ciebie dumny!- Alexis przyciągnął mnie do siebie, obejmując w pasie i pocałował czule.
-To chyba najlepsza decyzja, jaką podjęłam w życiu.
-Oprócz tego, że przyjęłaś moje oświadczyny!- pogłaskał mnie po policzku, śmiejąc się.

* * *

-Alexis, do cholery, spóźnimy się na samolot!- rzucałam w narzeczonego poduszkami już od pół godziny, a on nadal nie miał zamiaru wstać.- Okej, więc lecę sama, a ty zostajesz w Londynie z Damianem.- zaśmiałam się głośno na widok zrywającego się pospiesznie Chilijczyka o boskiej rzeźbie ciała. Mężczyzna miał na sobie jedynie białe bokserki, które kontrastowały z jego ciemną karnacją w niesamowity sposób. W jego tors mogłabym wpatrywać się godzinami. Uwielbiałam to, a Sanchez dobrze wiedział, że mam do niego słabość.
-Isabel? Wszystko w porządku?- z marzeń wyrwał mnie troskliwy ton głosu piłkarza.
Nie odpowiedziałam mu. Rzuciłam się tylko na jego szyję z radością.- Już niedługo będziesz tylko mój!- szepnęłam mu do ucha.
-Jestem tylko i wyłącznie twój już od ponad roku.- pocałował mnie w czubek głowy.
-Ale teraz część ciebie należy do Vilanovy i całej drużyny! A po ślubie zgarnę nawet ten element!- krzyknęłam, śmiejąc się.- Cholera, samolot!- wyrwałam się z objęć Sancheza, po czym zaczęłam biegać po pokoju, poszukując rzeczy, których jeszcze nie zdążyłam spakować.

* * *

-Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.- odetchnęłam z ulgą, przekraczając próg naszego mieszkania w gorącej Barcelonie. W końcu. Uczucia zaraz po wyjściu z samolotu chyba nigdy nie zapomnę, kiedy ciepłe promienie słoneczne pieściły moje policzki, które w momencie nabrały zdrowych rumieńców.- Nigdy już nie wrócę do Anglii! Ten ciągle padający deszcz jest okropny.- na mojej twarzy zagościł grymas niezadowolenia na wspomnienie Londynu.
-Miasto nie jest złe. Ale ten…
-Wiem, wiem, wiem.- wywróciłam oczami.- Zapomnijmy o nim. Ten wyjazd to nie był dobry pomysł.
-Był beznadziejny!- oburzył się Alexis.
-Przepraszam! To taki… impuls. Więcej się nie powtórzy.- westchnęłam ciężko, wyglądając przez okno. Uśmiechnęłam się szeroko na widok bawiących się dzieci na ulicy, na ganiające się koty i sąsiadów kąpiących się w blasku Słońca. Bardzo mi tego brakowało, a byłam w Londynie zaledwie trzy dni.
Wyszłam przed dom, zachwycając się piękną pogodą. Położyłam się na leżaku, zamknęłam oczy i rozluźniłam się, oddając się wspomnieniom. Przypomniało mi się życie w Polsce; Pierwszy dzień w szkole, nowe znajomości. Następnie narodziny brata i przeprowadzka z Poznania do Wrocławia, a tam… Julia. Wspaniała znajomość, która szybko zamieniła się w przyjaźń ponad wszystko. Jeszcze całkiem niedawno Jula była dla mnie jak wymarzona siostra, za którą oddałabym życie. Wiedziała o mnie więcej, niż moi rodzice. A teraz? Nawet nie wiem gdzie jest. Żałuję, że nie będzie jej na moim ślubie. Gdybym tylko wiedziała gdzie mieszka… Próbowałam chyba wszystkiego. Starałam się skontaktować z jej rodziną, ale nikt nie odbierał telefonów. Najbardziej jednak się na niej zawiodłam, gdy zraniła Albę, a później bez słowa wyjaśnienia wyjechała. Jordi jej zaufał, ucieszył się na wieść, że Julia ma już córkę, której chciał być ojcem! Dziewczyna straciła szansę na założenie wspaniałej rodziny. Cóż. Mimo wszystko, chciałabym ją jeszcze kiedyś zobaczyć.
Kolejne moje wspomnienie? Hiszpania! Pierwsze spotkanie z ukochaną FC Barceloną. Pierwsza wymiana spojrzeń z Alexisem, które zaowocowały nieśmiałymi rozmowami, spotkaniami, a teraz… Za trzy tygodnie wychodzę za mąż. Za niecały miesiąc będę panią Sanchez. To uczucie wprost nie do opisania. Na myśl o tym, że będę stała na ślubnym kobiercu w pięknej białej sukni niekiedy robiło mi się niedobrze z powodu niesamowitego strachu (w końcu nie codziennie bierze się ślub!), czasem jednak przepełnia mnie niesamowita radość.  Wyobrażam sobie jak tata prowadzi mnie do ołtarza, mama ociera łzy szczęścia, Wiktor… No cóż, mój młodszy brat zbytnio się tym nie przejmuje. Mnóstwo ludzi, tyle znajomych twarzy, z którymi spędzę najbliższy czas, najwspanialszy w życiu! A przy ołtarzu ten najważniejszy, ubrany w czarny garnitur, uśmiechający się Alexis…
Przez ostatnie kilka dni modlę się tylko o to, by wszystko poszło po mojej myśli. Żeby Fabregas, Pique i Alves nie zrobili czegoś głupiego, nie mówiąc już o reszcie drużyny! Chcę mieć same dobre wspomnienia z tego wspaniałego wydarzenia.

-Tu jesteś!- z przemyśleń wyrwał mnie Chile.- Wszędzie cię szukałem.- podszedł i pocałował mnie w czoło.- Za chwilę jedziemy na trening, pamiętasz?
Westchnęłam ciężko.- Jasne. Daj mi jeszcze chwilę.- szepnęłam, niechętnie podnosząc się z leżaka, kiedy nagle stało się coś, czego kompletnie nie przewidziałam.
Sanchez wskoczył do basenu. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że trzymał mnie na rękach…
_______________________
Myślę, że w niedzielę pojawi się 30 rozdział i Isabelle w końcu zmieni nazwisko! :)
FCB - PSG już dziś! Pamiętajcie! :D