-A teraz możesz pocałować pannę młodą.- oznajmił ksiądz
prowadzący ceremonię zaślubin, uśmiechając się życzliwie.
Nasze usta połączyły się. To nie był zwykły pocałunek.
Poczułam się tak, jakbym dopiero teraz tak naprawdę posmakowała ust Alexisa.
Choć robiliśmy to już jakieś milion razy, teraz, na ślubnym kobiercu całowałam
go po raz pierwszy. Po raz pierwszy jako Izabela Sanchez.
Kiedy dotarł do nas dźwięk oklasków, gwizdów i wiwatów ze
strony gości (od samego początku najbardziej słychać było krzyki piłkarzy
Barcelony), oderwaliśmy się od siebie.
Chile popatrzył na mnie oszołomiony.- Też to poczułaś?-
zapytał półszeptem.
Pokiwałam twierdząco głową i ponownie wpiłam się w jego
wargi.
* * *
-Przetańczymy dzisiaj całą noc.- zamruczał mi do ucha mój mąż. „Mój mąż”. Wspaniale brzmi, prawda?
Orkiestra zaczęła grać. Chile dobrze wiedział, że marna ze mnie tancerka, dlatego zastosowaliśmy wypróbowany już kiedyś przez nas chwyt – stanęłam na czubkach jego butów (dzięki długiej sukni nikt nie widział nic podejrzanego) i rozpoczęliśmy wirowanie w rytm muzyki.
* * *
Słońce zaczęło chować się za horyzont. Niebo przybrało
piękny pomarańczowy kolor, nadając wieczorowi jeszcze więcej magii. Stałam nad
brzegiem plaży, mocząc stopy w ciepłej morskiej wodzie. Jak na razie wszystko
szło po mojej myśli. Było idealnie. Wszyscy świetnie się bawili, rodzice
przestali płakać (no, może poza moją mamą…), Alexis jest szczęśliwy. Lepszego
wesela nie mogłam sobie wymarzyć. Nie wiedziałam tylko, czy ja się dobrze
bawiłam. Żałowałam, że nie było obok mnie Julii i Damiana.
-Coś nie tak?- usłyszałam za plecami znajomy głos. W moim kierunku
szedł Alba.
-Po prostu… Chciałam się trochę wyciszyć.- westchnęłam
ciężko. Tam to nie było możliwe.
-Nie wyglądasz dobrze.
-Dzięki.- wzruszyłam ramionami.
-Wyglądasz wspaniale!- objął mnie ramieniem, śmiejąc się.
-Jak zwykle miły.- podsumowałam, kończąc tym samym naszą
rozmowę.
Staliśmy nad brzegiem morza, obserwując horyzont w
absolutnej ciszy. Za plecami słyszeliśmy muzykę i radosne okrzyki gości. Po
kilku minutach dołączył do nas Alexis, Jordi postanowił więc, że zostawi nas
samych.
-Cieszcie się sobą.- rzucił na odchodne.
-Jak się czuje pani Sanchez?- zapytał Chile, kiedy byliśmy
już sami.
-Jak w bajce!- odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko.-
Jest idealnie.
-Hej, co jest? Gdzie para młoda?!- usłyszeliśmy krzyk dobrze
wstawionego już Fabregasa, który chwilę później obejmował nas oboje ramionami.-
No już, zapraszam na parkiet!
Cóż, nie było mowy o żadnym sprzeciwie. Cesc podprowadził
nas na miejsce przeznaczone do tańca, gdzie Alexis znów musiał dzielnie znosić
mój ciężar na czubkach swoich butów, ale jak mówił, nie przeszkadzało mu to.
Wesele trwało w najlepsze, wkrótce przyszedł czas na
oczepiny, a co za tym idzie – wymyślne zabawy. Przed ślubem ustaliliśmy, że ta
jego część będzie urządzona całkowicie po polsku. Zaczęło się więc od rymowanych,
śmiesznych przyśpiewek. Następnie, po wyłonieniu kandydatów do zabawy,
rozpoczęła się gra w gorące krzesła. Panowie mieli za zadanie szukać fantów,
które wskaże organizator, a po znalezieniu usiąść jak najszybciej na krześle.
Zadanie było zaliczone, jeśli ich partnerki równie szybko usiądą na kolanach
panów. Zaciętą rywalizację wygrali Leo i Antonella. Messi udowodnił wszystkim,
że potrafi być zwinny i szybki nie tylko na boisku, ale i na weselu
przyjaciela, będąc pod wpływem alkoholu!
Zabawom, którym towarzyszyło mnóstwo śmiechu nie było końca.
Kolejną „konkurencją” było losowanie. Ustawiliśmy się w kółku. Orkiestra grała
jakiś czas, by nagle przestać. Wtedy osoba, która trzymała worek z tajemniczymi
przedmiotami, musiała coś wylosować. Pierwszy był Victor Valdes, który
wyciągnął z worka… Beret! Bramkarz Barcelony pospiesznie założył czapkę na
głowę, na co goście weselni zareagowali śmiechem, po czym orkiestra znów
zaczęła grać.
Po chwili muzyka znów ucichła. Tym razem wypadło na Shakirę,
która wylosowała koronkowy, czerwony biustonosz (który oczywiście musiała
założyć). Po kilku kolejkach los postawił na mnie. Włożyłam rękę do worka, z
którego moment później wyciągnęłam… Pieluchę…
Wszyscy wybuchli głośnym śmiechem, ja też nie mogłam się
powstrzymać.
-To chyba jakiś znak!- wykrztusił Dani Alves, nie przestając
rechotać. Hmm… Całkiem możliwe.
Kiedy w końcu wszyscy mieli na sobie coś z worka,
planowaliśmy następną konkurencję. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie
pewnych dwóch… Nieproszonych gości. Gdy zobaczyłam, kto przechadza się między
stołami, zrobiło mi się słabo. W moim kierunku podążał właśnie średnio
zadowolony Damian, a obok niego Fernanado Torres.
-Co ty tu robisz?- wyszeptałam zdezorientowana.
Polak westchnął ciężko.- Wyjdźmy na zewnątrz.- powiedział
stanowczo, po czym skierował wzrok na El Nino.- Zostań tutaj z Sanchezem, zaraz
wracam.
* * *
-Co to ma być, do jasnej cholery?!- w końcu mogłam krzyczeć.
Miałam tylko nadzieję, że nikt nas nie słyszał. Nie chciałam niepotrzebnych
awantur.
-Czemu dowiedziałem się o ślubie… W jego dniu?- Damian
zmrużył podejrzliwie oczy.- Po tym wszystkim co między nami było? Chyba
należało mi się zaproszenie, a przynajmniej powiadomienie, że wychodzisz za
mąż. Jeszcze za tego…
-Co między nami było?- przerwałam mu, nie dając się
sprowokować.
-Ach, więc już nie pamiętasz?- zapytał półszeptem.
-Doskonale pamiętam!- odparłam.- Tego nie da się zapomnieć.
Nikt mnie tak nie zranił, jak zrobiłeś to ty. Masz czelność przychodzić jeszcze
na moje wesele i rujnować mi najpiękniejszy dzień w życiu?! Nie pozwolę ci na
to.
-To ze mną miałaś stać przy ołtarzu! Mi miałaś przysięgać
miłość do końca życia!- wykrzyczał. W jego oczach zebrały się łzy.
W tym momencie mnie zamurowało. Nie wiedziałam jak zareagować.
Świat wokół zaczął wirować.- Dlaczego przyszedłeś tutaj z Torresem?- zapytałam,
udając, że jego ostatnich słów nie słyszałam.
-Nando jest… moim bratem.
-Co? Żartujesz sobie?!- złapałam się za głowę. Za dużo
nowych faktów na jeden wieczór. Mój organizm osiągnął chyba maksymalny poziom
adrenaliny. Serce biło jak oszalałe, miałam przyspieszony oddech, nie
potrafiłam myśleć racjonalnie. Moje nerwy wysiadły. Rzuciłabym się na Damiana z
pięściami, gdyby nie Alexis, który właśnie do nas dołączył. Tak wściekłego nie
widziałam go jeszcze nigdy.
-Wiedziałaś, że to bracia?- wskazał palcami na nieproszonych
gości.
-Widzę, że też cię to zdziwiło.- zaśmiałam się gorzko.
-Wyobraź sobie, że bardzo!- wycedził przez zęby.- Idźcie
stąd, zanim do reszty zniszczycie nam wesele.- zwrócił się do Polaka i
Hiszpana.
-Chciałem ci powiedzieć, ale… Nie było okazji…- Damian
wzruszył ramionami.
-Nie interesuje mnie to, że jesteście braćmi.- odparłam
oschle.
-Nie o tym mówię.- syknął, a na jego twarzy pojawił się
grymas bólu i rozpaczy.- Odkąd się znamy, chciałem powiedzieć ci, że cię
kocham.- wydukał drżącym głosem.
Do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. Kompletnie nie
wiedziałam jak się zachować, co powiedzieć… Spojrzałam niepewnie na Alexisa.
Gdy zobaczyłam jego pełne troski oczy o ciepłym wyrazie, wybuchłam. Rozpłakałam
się jak małe dziecko, wtulając się w jego ramiona.
Alexis
Obejmowałem ją mocno, chciałem żeby czuła się bezpiecznie.
Tylko w moich ramionach. Dyskretnie dałem Damianowi znak, by odszedł. Na
szczęście zrozumiał, spojrzał znacząco na Torresa i poszli brzegiem plaży w
stronę miasta. Zaczekałem, aż oddalą się na tyle, by Isabelle nie mogła ich
zobaczyć. Czas ratować wesele!
Odsunąłem ją od siebie delikatnie, tak, bym mógł spojrzeć w
jej oczy. wyglądała przepięknie, mimo rozmazanego makijażu i strug łez na
różowych policzkach, które pospiesznie otarłem. Nie mogłem patrzeć, jak płacze.
To niedopuszczalne, żeby uroniła przy mnie choć jedną łzę. Jestem po to, żeby
do tego nie dopuścić. Dawać jej tylko szczęście.
Odgarnąłem jej włosy z czoła.- No już, zapomnijmy o tym.
Chyba nie chcesz, żeby tak to się zakończyło?- zaśmiałem się gorzko.- Chodźmy
do gości, czas zacząć się w końcu bawić!- złapałem ją za rękę, nie sprzeciwiała się. Chciała za
wszelką cenę dobrze zapamiętać najpiękniejszy dzień w życiu, jak ja.
-No w końcu, gdzie byliście?!- oburzył się Alves.
Iza
Nie odpowiedziałam, lepiej, żeby nikt nie dowiedział się o
tym wydarzeniu. Bez słowa porwałam Daniego do tańca, któremu bardzo się to
spodobało. Wirowaliśmy w rytm muzyki dość niezdarnie, obrońca Blaugrany ledwo
trzymał się na nogach, a moje zdolności taneczne… No cóż. Pozostawiają wiele do
życzenia.
Wyszukałam wśród tańczących Alexisa. Uśmiechnęłam się na
widok Chilijczyka prowadzącego na parkiet Shakirę, by chwilę później wywijać z
nią wymyślne piruety. Przyznałam ze smutkiem, że Shak jest o wiele lepszą
tancerką ode mnie. Kiedy wprawiła w ruch swoje biodra, wszyscy obecni mężczyźni
momentalnie zawiesili na nich swój wzrok.
Do akcji wkroczył Pique.- Ej, no co jest?!- oburzył się,
obejmując ramieniem swoją partnerkę głównie po to, by utrzymać równowagę.- Żonę
masz tam!- wskazał palcem na… Antonellę…- O, Iza, zmieniłaś się nie do
poznania!- uśmiechnął się w stronę zdezorientowanej partnerki Messiego, który
dławił się ze śmiechu.
-Gerard, zapraszam na rozmowę.- Shakira sprytnie złapała
piłkarza za krawat i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia.
-Pique za burtą!- krzyknął przerażony Fabregas.
-Lepiej uciekaj, bo zaraz i ty będziesz.- oznajmiła
Daniella, poruszając brwiami. Tak oto kobiety zdominowały swoich partnerów.
* * *
-Jeszcze jeden!- krzyknęłam do
rozlewającego wódkę wszędzie oprócz do kieliszków Pedro. Rozejrzałam się. Nikt
się już nie kontrolował, alkohol lał się strumieniami. Dziewczyny przestały
pilnować piłkarzy, którzy nie potrafili usiedzieć w miejscu. Parkiet jeszcze
niedawno przeznaczony był do tańca, a teraz? Chłopaki z drużyny siedzieli w
kółku i grali w głuchy telefon albo łapki. Wypatrzyłam wśród nich Alexisa.
Podeszłam do kółka, śmiejąc się. Piłkarze wyglądali komicznie.
Usiadłam na podłodze pomiędzy
Sanchezem i Villą, który od pół godziny próbował uśpić swoją córeczkę.
-Żartujesz sobie? Tutaj?-
spojrzałam na niego, unosząc brwi.- Przestań ją bezsensownie kołysać,
przyjacielu. Ja się nią zajmę.- puściłam oczko.
David nie miał zamiaru
protestować. Złożył dziewczynkę na moje ramiona, uśmiechając się, po czym
pocałował mnie w policzek.- Dziękuję.
Wolnym krokiem udałam się w
stronę wyjścia. Poszłam na plażę, tylko tam było cicho. Usiadłam na małej ławce
nad samym brzegiem morza, sadzając sobie małą na kolanach, gdyż widziałam, że
wcale nie chciało jej się spać, choć była czwarta nad ranem. Zaczynało się
rozwidniać, Słońce leniwie wyłaniało się zza horyzontu.
-Widzisz? Delfiny też jeszcze
nie śpią.- wskazałam palcem na punkt na morzu, skąd co jakiś czas wyskakiwały
ssaki morskie.
-Kocham delfiny!- ucieszyła się
Zaida.- A właściwie… Kim ty jesteś?- spytała niepewnie. No tak, przecież
jeszcze nigdy nie miałam okazji rozmawiać z dziećmi Davida Villi!
-Na imię mam Isabelle, od dziś
jestem żoną twojego wujka, Alexisa.- uśmiechnęłam się do niej życzliwie. Tak,
Chile jako piłkarz Barcelony jest wujkiem wszystkich potomków kolegów z
drużyny.
-Więc jesteś teraz moją ciocią?
-A chciałabyś, żebym nią była?-
odgarnęłam jej włosy z zarumienionych policzków.
-Jasne, wydajesz się fajna.-
przytuliła mnie.
Zaśmiałam się krótko.- Dzięki!-
pocałowałam ją w czubek głowy. Nagle poczułam, że ktoś składa pocałunek w tym
samym miejscu na mojej głowie, by po chwili usiąść obok mnie.
-A wy jeszcze nie śpicie?-
Chile złapał Zaidę za rączkę.
Dziewczynka odpowiedziała mu
tylko ziewnięciem.- Wujku, pamiętasz nasz zakład?- spojrzała tajemniczo na
Sancheza.
-No jasne!- zaśmiał się.
Odchrząknęłam znacząco.- Chyba
nie jestem w temacie!- delikatnie poczochrałam małej włosy.
-Wygrałam!- krzyknęła radośnie.
-Spieszę z wyjaśnieniami.-
powiedział Alexis.- Dawno, dawno temu założyliśmy się, że ożenię się z
niebieskooką blondynką z Hiszpanii. Ta mała cwaniara obstawiła, ze moją
towarzyszką do końca życia będziesz ty, brunetka o brązowych oczach. Ale zaraz,
mówiłaś, że będzie Francuzką!- Chile zwrócił się do Zaidy, klaskając dłońmi.
-Daj spokój, to mały szczegół!
Przegrałeś!- zaśmiałam się, przybijając piątkę z córką El Guaje.
-I ty przeciwko mnie?- Alexis
udał obrażonego. Długo to jednak nie trwało – po chwili sprytnie się do mnie
przysunął i złożył czuły pocałunek na moich ustach.
-Fuj.- odezwała się Zaida, na
co zareagowaliśmy śmiechem.
* * *
Obudziłam się, była godzina 1300. Alexis jeszcze
spał, więc najciszej jak potrafiłam zsunęłam się z łóżka, założyłam długą
koszulkę z krótkim rękawem i udałam się do kuchni w celu napicia się czegoś,
miałam straszliwego kaca.
Wlałam do szklanki zimny sok i szybkim ruchem przechyliłam
naczynie, upijając duży łyk.- Od razu lepiej.- powiedziałam sama do siebie,
wzdychając. A przynajmniej wydawało mi się, że byłam sama.
-Najlepsze wesele, na jakim byłem…- usłyszałam za plecami
znajomy głos.
Odwróciłam się przerażona i zobaczyłam… Pedro! Napastnik
Barcelony leżał na kanapie w salonie. Jego ręka wisiała bezwładnie w powietrzu,
piłkarz był blady.
-Co ty tu robisz, do cholery?!- oburzyłam się.
-Ja ciebie też kocham.- wydukał cicho.
-Znowu to samo!- pokiwałam głową.- Pamiętasz imprezę po
którymś z ligowych meczów?
-Jak przez mgłę…
-Wtedy byłeś chyba jeszcze bardziej zmarnowany.- zaśmiałam
się na to wspomnienie.
-Bardzo zabawne!- mruknął.- Mogłabyś dać mi wody?- spojrzał
na mnie błagalnie.- Tak w ogóle… Znów występujesz przede mną w skąpym stroju!-
poruszył brwiami.
-O Boże…- złapałam się za głowę. I pomyśleć, że to był
dopiero początek tego pechowego dnia…