piątek, 8 marca 2013

25



Alexis
Boże, muszę się z nią ożenić jak najszybciej! Ten cały Dawid zaczyna mnie denerwować. Trzeba działać szybko, a jak na razie w ogóle nie rozmawiamy na ten temat. A jeśli on przekona ją do powrotu do niego, do Polski?! Tak, wiem, kocha mnie, nie mam co do tego wątpliwości, ale… Czuję, że coś niekoniecznie dobrego wydarzy się w najbliższym czasie.
-Ostatnio zachowujesz się jakoś… dziwnie.- Iza patrzyła na mnie podejrzliwie, jak zwykle unosząc lewą brew.
-To znaczy?
-Nie ufasz mi.- westchnęła.- Co się stało?- zapytała wyraźnie zaniepokojona.
-Nic.- odparłem bez zastanowienia.- Naprawdę!- dodałem, widząc jej minę. Jej niedowierzanie w oczach mnie przeszywało. Wiedziałem, że Isabel po prostu nie da się oszukać. W sumie i tak bym nie potrafił.
Dopiero podczas tej rozmowy zdałem sobie sprawę z tego, że ja rzeczywiście nie do końca jej ufam. Wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, ale odkąd do akcji wkroczył Dawid… To dość dziwne, nie ufam miłości i sensowi mojego życia.
-No dobra, niech ci będzie.
Zaśmiała się triumfująco.
-No więc, ja…- przygryzłem wargę.
-Jesteś zazdrosny!- klasnęła dłońmi.- Jak mogłam wcześniej tego nie skojarzyć?!- szybkim ruchem wskoczyła mi na kolana, splatając ręce wokół mojej szyi.- Kochanie, Dawid to przeszłość!- pocałowała mnie w czoło.
-Niby tak. Ale...Czuję się zagrożony!- oboje wybuchliśmy śmiechem.
Ujęła moją rękę w swoją dłoń i położyła ją na swoim lekko zaokrąglonym brzuchu.
-To jest najlepszy dowód mojej niekwestionowanej miłości do ciebie, doskonale o tym wiesz.- powiedziała cicho, jakby nie chciała obudzić naszego dziecka.
„Nasze dziecko”… Coraz trudniej było mi się oswoić z myślą, że niedługo zostanę ojcem. To wspaniałe, a jednocześnie przerażające! Jak ja sobie poradzę? Mam nadzieję, że wsparcie Izy pomoże. Wracając…
-Wiem…- odparłem wyrywając się z zadumy.
-Więc w czym problem?- uśmiechnęła się, ukazując rządek śnieżnobiałych zębów.
-Isabelle…
-Tak?- złożyła pocałunek na moim policzku.
-Obiecaj, że już zawsze będziemy razem. Że zawsze będziesz mnie kochać.- spojrzałem w jej brązowe tęczówki, które błyszczały.
Nie odrywając wzroku od mojej twarzy, pokazała pierścionek zaręczynowy pięknie prezentujący się na jej serdecznym palcu u prawej dłoni.- A to kolejny dowód.- wyszeptała.- Obiecuję.- objęła mnie mocno. Poczułem, że trzymam w ramionach cały swój świat. Iza była moim Słońcem; kiedy tylko wychodziła gdzieś beze mnie, robiło się szaro i smutno. Jej powrót za każdym razem kolorował otaczającą mnie rzeczywistość.


Iza
Jeśli Dawid zepsuje coś między mną i Alexisem to przysięgam, że go zabiję! Najpierw jego, później siebie, bo co to za życie bez Chile? Nie wiem jak mogłam funkcjonować bez niego przez tyle lat… Jak wytrzymywałam widząc go na ekranie telewizora podczas meczów z myślą, że nie mogę go nawet dotknąć? Niewiarygodne.
Muszę coś zrobić, zanim będzie za późno, chociaż wątpię, by cokolwiek było w stanie zepsuć to uczucie. Czuję, że to po prostu niemożliwe.
Najpierw powinnam pokazać Sanchezowi, że nie ma się czego obawiać. Najważniejsze, by ufał mi bezgranicznie. Starałam się udowodnić swoją postawę wobec byłego chłopaka, ale żaden sposób nie działał…
-Wyprowadźmy się stąd!- to było chyba jedyne wyjście.
-Świetny pomysł! Ciekawe tylko gdzie!- Chile zaśmiał się krótko.- W Barcelonie znalezienie mieszkania nie jest prostą sprawą.
-Nie wierzę, że nie znajdzie się dom dla piłkarza stołecznego klubu!- puściłam oczko.- A poza tym, jest jeszcze domek letniskowy na przedmieściach.
-Będzie za mały na naszą trójkę.- widziałam, że pomysł z przeprowadzką w ogóle nie przypadł Alexisowi do gustu.
-Zanim dziecko się urodzi…- westchnęłam.- Albo będzie tak, jak dawniej i pełnia twojego zaufania wróci do mnie, no i w końcu przekonam cię, że tylko ty się dla mnie liczysz, albo zmieniamy miejsce zamieszkania.- powiedziałam stanowczo.
-Przekonaj mnie!- uniósł brwi uśmiechając się łobuzersko.
-Nie ma problemu.- wyszczerzyłam zęby. Sprytnie popchnęłam go tak, by z pozycji siedzącej przeszedł do pozycji leżącej i powolnym ruchem usiadłam na jego brzuchu. Pogłaskałam go po policzku, drugą ręką przeczesywałam jego włosy palcami.- No, rozluźnij się, kolego.- zamruczałam. Pochyliłam się nad nim, po czym zaczęłam delikatnie to muskać, to przygryzać jego wargi.
-Uwielbiam twój dar.- wyszeptał mi do ucha, odgarniając łaskoczące go po twarzy kosmyki moich włosów.
-Też go lubię, przydaje się.- parsknęłam śmiechem.- Kocham cię. Kocham cię w sposób nie do opisania. Nikogo wcześniej nie darzyłam tak silnym uczuciem.
-Nawet Dawida?
-Nawet jego.- pocałowałam Chilijczyka.


* * *

Piątek. Nuda, jak nigdy. Upał – do takiego jeszcze nie przywykłam. Leżałam na murawie Camp Nou, podziwiając piłkarzy, że trenują na pełnych obrotach nawet w tak skrajnych warunkach i jednocześnie się dołując – za żadne skarby nie biegałabym w takie gorąco. Nawet powiew wiatru parzył, a przecież powinien orzeźwiać!
-Hej, co jest?- usłyszałam męski głos, jednak byłam tak zmęczona prażącym Słońcem, że nie zdołałam nawet otworzyć oczu, by móc zidentyfikować mężczyznę.- Iza, żyjesz?!
-A, to ty!- wsparłam się rękami i przekręciłam na bok. Chłopak usiadł obok. Był to Cristian Tello, wschodząca gwiazda Barcelony!- Jesteście moimi mistrzami, naprawdę.- westchnęłam ciężko, wachlując się nieudolnie kartką, na której przez ostatnią godzinę układałam kadrę na mecz z Mallorcą. Nigdy nie zajęło mi to tyle czasu!
-To nic wielkiego, jesteśmy do tego przyzwyczajeni!- Tello odparł radośnie.
-Do dzisiaj myślałam, że ja też już przywykłam.- mruknęłam zrezygnowana.- Gdzie reszta?- rozejrzałam się po boisku.
-Wiesz, trening skończył się już jakieś dwadzieścia minut temu, na Camp Nou zostałem tylko ja, Roura i Sanchez.- zaśmiał się głośno.
-Przestań się ze mnie nabijać!- krzyknęłam z wyrzutem.- Cóż, wygląda na to, że przysnęłam.
Znów usłyszałam chichotanie.
-Kiedyś zabiorę cię do Polski, chętnie zobaczę, jak trzęsiesz się z zimna.- szturchnęłam go w ramię.
-A byłaś kiedyś w Rosji?!- skrzywił się.- Mało tego, grałaś tam? Boże, nigdy więcej! Wszystko, tylko nie to.- zmarszczył brwi.- O, Chile tu idzie, mam nadzieję, że jego wiadomość cię ucieszy, na razie!- krzyknął, szybkim ruchem podniósł się z ziemi i pobiegł przed siebie, po chwili znikając za drzwiami szatni.
Oczywiście nie zdążyłam odpowiedzieć.- Cwaniak.- mruknęłam.
-Mam coś na twarzy?- zapytał Alexis, patrząc na moją wyrażającą zdziwienie minę.
-Nic, prócz mojego ulubionego uśmiechu.- puściłam oczko.- O co chodziło Cristianowi?- zmarszczyłam brwi.
 Sanchez westchnął głośno.- No więc… Spędzisz z nim weekend.- spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, jakby chciał poprosić, żebym go tylko nie uderzyła.
-Co?- głośno przełknęłam ślinę.- Co masz na myśli?
-Jutro z samego rana pierwszy skład leci do Brazylii, nie mogę cię zabrać…
-Czemu?- skrzywiłam się. Przecież zawsze towarzyszyłam mu w podróżach!
-Nie wiem, organizatorzy konferencji nie wyrazili zgody. Z resztą, sztab szkoleniowy ledwo się załapał!- pokiwał głową w geście bezradności.- Rozmawiałem z Tello, powiedział, że bez problemu może się tobą zająć.
-Nie jestem dzieckiem, poradzę sobie, do cholery!- kipiałam z wściekłości, nie wiem jak się powstrzymałam przed uderzeniem Alexisa. Dlaczego w każdej sytuacji traktuje mnie jak małolatę?!
-Źle to ująłem.- nerwowo podrapał się po głowie.- Po prostu postara się, żebyś się nie nudziła!
-Równie dobrze mogłabym zaprosić Antonellę, nie sądzisz?- skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Na czas nieobecności Leo wyjeżdża z Thiago do rodziców. Pozostał tylko Cris. A co, nie lubisz go?- uniósł brwi.
-Lubię, ale… Wolałabym być z tobą…
-No, to przecież jasne.- Chile zaśmiał się krótko. Za tę odzywkę dostał kilka razy w ramię.- Wrócę zanim się obejrzysz.- zbliżył się, objął mnie w talii i pocałował w policzek. Widząc zupełny brak zaangażowania z mojej strony, ujął moją dłoń w swoją i wyszeptał mi do ucha:
-Nie bądź na mnie zła, przecież nie potrafisz!- jego słowa działały hipnotyzująco, ale nie dałam się zmanipulować.
-O nie, kochanie, właśnie, że potrafię!- przygryzłam wargę uśmiechając się łobuzersko.
Chile spojrzał mi w oczy, po czym zaczął delikatnie, ale zachłannie całować. No tak, to był koniec moich oporów. Założyłam ręce na jego szyję, a nogi splotłam na biodrach Sancheza, który mimowolnie się uśmiechnął.
-Będzie mi tego brakowało.- musnął czubek mojego nosa.
-Dwa dni bez ciebie to wieczność.- skrzywiłam się.- Obiecaj, że wrócisz najszybciej, jak to tylko możliwe.
Odpowiedział mi kolejnym, zapierającym dech w piersiach pocałunkiem, dając tym samym gwarancję, że jego nieobecność nie będzie trwała zbyt długo.

* * *

-No dobra, to co robimy?- zapytał uradowany Tello, zaraz po tym jak Alexis pojechał na lotnisko.
-Daj mi spokój!- rzuciłam w niego poduszką.
-Jak cię poznałem, nie mogłaś usiedzieć w miejscu. Twoje pierwsze wizyty na Camp Nou? Śmiech, zabawy, gonitwy, rzucanie się rękawicami bramkarskimi, chowanie ubrań albo zrzucanie ich z trybun… A teraz? Strasznie się zestarzałaś w przeciągu tych kilku miesięcy!
Wybuchłam śmiechem, wspominając wydarzenia sprzed całkiem niedawna.- Cóż, teraz jestem ciąży i jedyne, czego chcę, to zjeść coś, a następnie iść spać.- ziewnęłam.
-Najpierw zniszczę cię w Fifie.- Cristian poruszył znacząco brwiami.
-Pogięło cię? Nie gram w to!- krzyknęłam.- Chociaż w sumie… Trzeba ci ująć tej pewności siebie. Przyjmuję wyzwanie!- wystawiłam język i popędziłam w stronę konsoli do gier.- No, nie obijaj się!- puściłam oczko.
-Ja Barca, a ty?- spojrzał na mnie, uśmiechając się szeroko. Iskierki w jego oczach sprawiały, że byłabym w stanie zrobić chyba wszystko, mimo zmęczenia.
-Głupie pytanie.- szturchnęłam go w żebra.- Turniej, Barcelona Cristiana, kontra Barcelona Izy!
-Nie masz szans!
-Zdziwisz się! Chile mnie wszystkiego nauczył!- zaśmiałam się triumfalnie.
Pierwszy gwizdek sędziego, gra się rozpoczęła. Na początku było mi ciężko, ale szybko odkryłam sprytną taktykę Crisa. Po siedmiu minutach zdobyłam pierwszą bramkę.
-I co, i co?!- wskoczyłam piłkarzowi na plecy, kontynuując grę.
-Ej, to niesprawiedliwe! Przez twoje włosy nic nie widzę!- Tello pospiesznie odgarnął niesforne brązowe kosmyki, które jak się okazało, miał nawet w ustach.
Dzięki temu, że drużyna Cristiana przez całą pierwszą połowę była kierowana na ofensywę, wystarczył dobry kontratak z mojej strony, by padł kolejny gol.
-Dwa do zera? Przekupiłaś sędziego!- krzyknął oburzony.
-Musisz się jeszcze dużo nauczyć, przyjacielu.- uśmiechnęłam się szeroko.
W drugiej połowie dałam szansę przeciwnikowi. Mecz zakończył się remisem 3-3, gole strzelał między innymi wirtualny Tello.
-Bardzo wyrównane starcie.- stwierdził ten prawdziwy Cris.
-Nie powiedziałabym!- ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.- Dobra, niech ci będzie.- dodałam, widząc oburzenie w jego oczach.- Chodźmy na spacer!
-Dobry pomysł, świeże powietrze dobrze ci zrobi.
Zmierzyłam go wzrokiem.- Alexis dał ci jakieś wskazówki, prawda?- skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Nie, no coś ty!- odwrócił wzrok uśmiechając się niepewnie.
-Daj spokój, przecież doskonale wiem, jaki jest.- zaśmiałam się krótko.
Przechadzając się uliczkami Barcelony, podziwialiśmy piękne widoki. Tak, jakbyśmy widzieli je po raz pierwszy. Myślę, że duży wpływ miało na to po prostu towarzystwo. Choć tak naprawdę pierwszy raz rozmawiamy ze sobą we dwójkę, to wcale się przed nim nie krępowałam. Byliśmy prawie rówieśnikami, dzielił nas tylko rok. Dogadywaliśmy się wprost świetnie.
Po powrocie do domu zamówiliśmy ogromną pizzę. Po jej pochłonięciu postanowiłam, że pójdę spać, miałam już dość wrażeń, spacer z Cristianem to męcząca sprawa. Rygor na boisku, jak i poza nim, a patrząc na to pozytywnie, trucht między straganami z pamiątkami wychodził mi naprawdę dobrze!

* * *

Zerwałam się z łóżka, miałam koszmar. Cóż, tego się spodziewałam. Spałam sama pierwszy raz od… dawna. Po raz pierwszy od ponad roku nie ma obok mnie Alexisa. Czułam strach, dokładnie tak jak wtedy, gdy jako dziewięcioletnia dziewczynka bałam się zostać na noc u koleżanki. Wiedziałam, że w pokoju gościnnym śpi Tello, ale… to nie to samo!
Wyszłam przed dom. Gwiazdy rozświetlały czarne niebo, było około godziny trzeciej nad ranem. Rozejrzałam się. Mój wzrok zatrzymał się na budynku naprzeciwko mojego domu. Tak, tym budynku, w którym mieszkał Dawid. Nadal nie potrafiłam pojąć tego, co on tutaj robił. Jaki był cel jego podróży do Barcelony? Boję się wiedzieć, ale chcę. Mam nadzieję, że to nie ma żadnego związku z moją osobą, chociaż w głębi duszy… byłoby miło, gdyby przeprosił mnie za ten incydent sprzed kilku lat, żeby nasze relacje były takie jak kiedyś… Boże, co ja mówię?! Cholerna naiwniara. Poczułam wstręt do samej siebie. Jak mogłam tak myśleć? Gdyby Chile się dowiedział… Straciłabym go. Tak, definitywnie. Zawiodłabym jego zaufanie. Bez niego obok, nie ma mnie. Nie istnieję, jeśli Sanchez mi nie towarzyszy. Teraz jestem tylko jedną z siedmiu miliardów osób, niczym nie wyróżniającą się dziewczyną z Polski. Ale kiedy tylko on pojawi się jutro u mojego boku, będę kimś wyjątkowym. Gdy mnie obejmie, wtedy tak naprawdę poczuję, że żyję. Kiedy nasze usta połączą się w idealną całość, otaczający mnie świat nie będzie miał znaczenia, bo wtedy będę obejmowała swój własny, idealny świat.
-Co ty tu robisz? O tej porze?- usłyszałam szept za plecami.
-Nie mogę spać.- odparłam bez emocji.
Nagle poczułam, jak czyjeś ręce spoczywają na mojej talii.- Cris, co ty robisz?- byłam zdezorientowana.
-Wczoraj Alexis, dziś już Cris?- tajemniczy mężczyzna nie pozwalał mi się odwrócić, a po głosie nie potrafiłam zidentyfikować, kto to może być.
-Możesz mnie nie dotykać?- zapytałam, starając się zachować spokój.
-Oczywiście.- odsunął się ode mnie, w końcu mogłam się odwrócić.
-O Boże, Dawid?!- krzyknęłam przerażona.- Czego znowu chcesz?!
-Ej, spokojnie. Chciałem po prostu porozmawiać. Już od dłuższego czasu próbuję, ale za każdym razem nie dajesz mi dojść do słowa, albo pojawia się twój laluś.- zmarszczył brwi.
-Przestań tak na niego mówić, kretynie.- zmierzyłam go wzrokiem. Mężczyzna obserwował każdy mój ruch, uśmiechając się, ale o dziwo wcale nie był to szyderczy uśmiech.- Mów, co masz powiedzieć i odejdź stąd… I nigdy nie wracaj…- skrzywiłam się. Ciężko było mi wypowiedzieć te słowa.
-No więc, ja…
* * *

-Antonella? Cris? Alexis?!- poderwałam się, podpierając się łokciami. Znajdowaliśmy się w dużym pomieszczeniu o białych ścianach, siedziałam na łóżku, przykryta cienkim kocem, było okropnie gorąco.- Zaraz, co ja tu robię?- uniosłam brwi. Byliśmy w sali szpitalnej!
-Iza…- odezwała się Anto.
-Jak się czujesz?- przerwał jej podenerwowany Chile.
-Dobrze, bardzo dobrze. Co się stało?- przetarłam zaspane oczy.- No, powie mi ktoś w końcu?!
-Poroniłaś!- krzyknęła moja przyjaciółka, po czym wybuchła płaczem i wybiegła z pokoju.
-Co…?- poczułam się, jakby kilkutonowy kamień spadł prosto na mnie. Nie potrafiłam nic powiedzieć, nawet nie myślałam! Bezwładnie opadłam na niewygodne łóżko, reagując identycznie jak Antonella.
-Kochanie, proszę…- usłyszałam błagalny głos Alexisa. Nienawidził, kiedy płakałam, dlatego zawsze starałam się powstrzymywać, ale teraz po prostu nie mogłam.- Co jej zrobiłeś?!- Sanchez w momencie znalazł się obok przerażonego Tello.
-Ja…- Cristian głośno przełknął ślinę.
-Zostaw go, to nie jego wina!- wykrzyczałam najgłośniej, jak potrafiłam. Wróciłam do pozycji siedzącej. Niewiele widziałam, widok przysłaniały mi fale łez.
Po chwili do pomieszczenia wróciła Anto, ocierając wilgotne oczy.- Iza, weźmy się wszyscy w garść.- powiedziała stanowczo, z błyskiem w oczach.- Teraz i tak już nic nie zrobimy. Jesteście młodzi, urodzisz drugie dziecko, na pewno!- podeszła bliżej i przytuliła mnie, po czym złożyła pocałunek na moim czole.- Proszę, pokażcie, że jesteście silni i sobie z tym poradzicie.- spojrzała na Sancheza.- Cris, chodź ze mną.- zawołała chłopaka i oboje wyszli z sali.
-Isabelle…- Alexis usiadł na skraju łóżka, ujmując moją dłoń w swoją.- Poradzimy sobie, prawda?- pochylił się nade mną.
-Jak zawsze.- wyszeptałam.- Przepraszam.
-Za co?- zmarszczył brwi, delikatnie się ode mnie odsuwając.
-Za to, że nasze dziecko…- nie umiałam dokończyć.
-Przestań.- poczułam, że Chile z nerwów wzmocnił uścisk.
Westchnęłam głośno.- Kiedy mogę stąd wyjść?
-Po południu.
-W końcu dobra wiadomość… Zapomnijmy o tym. Zaczekajmy do ślubu, tak będzie najlepiej.- wymusiłam delikatny uśmiech, wycierając mokre policzki.
-Masz rację.- odgarnął mi włosy z czoła.- Tak będzie najlepiej.- powtórzył moje słowa.
Będąc już w domu, poczułam się o wiele bardziej swojo. Całą drogę powrotną łkałam cicho, tak, by Alexis nie zauważył.
Teraz wszędzie gdzie chodziłam, towarzyszył mi Chile. Od spacerów po domu, po wędrówki po Barcelonie. Zawsze czułam jego obecność, wsparcie, silne, dodające otuchy ramię, spoczywające na mojej talii.
Nie załamałam się. Miałam świadomość tego, że choćby nie wiem co, i tak nic nie zrobię, nie cofnę czasu, by wtedy, tej feralnej nocy nie wyjść na dwór i nie spotkać Dawida. Trzeba żyć dalej, zapomnieć o przeszłości. Jeżeli dalej będę wszystko rozpamiętywać, zgłupieję. W moim życiu nigdy nie było łatwo. Jeśli coś się układało, za chwilę działo się coś złego, przywykłam do tego. Miałam nadzieję, że w Hiszpanii będzie inaczej, ale najwyraźniej akurat to się nie zmieniło…
-Życie toczy się dalej.- stwierdziłam uśmiechając się delikatnie do Alexisa. Leżeliśmy na murawie Camp Nou. My jak zwykle zostaliśmy na stadionie po treningu trochę dłużej, niż reszta.
-Takie sytuacje mocno hartują, nie sądzisz?- Chile spojrzał na mnie, później uniósł wzrok na błękitne niebo.
-Ciekawe co z Tello, chłopak mocno to przeżył, a ty jeszcze na niego naskoczyłeś!- krzyknęłam z wyrzutem.
-Zrobiłabyś to samo na moim miejscu…- skrzywił się.- Właśnie! Więc co się tak naprawdę wydarzyło?
-Tej nocy, kiedy cię nie było, nie mogłam spać…- wzięłam głęboki oddech.- Wyszłam przed dom…
-Oszalałaś?!- przerwał mi, unosząc głos.
-Daj mi dokończyć!- szturchnęłam go w żebra.- Patrzyłam na gwiazdy, i wtedy dołączył do mnie Dawid…
Alexis momentalnie wstał, wyprostował się i skierował do wyjścia Camp Nou.
-Co ty robisz?!- zerwałam się, dogoniłam go, po czym uchwyciłam jego dłoń.- Chile, do cholery!
-On musi zniknąć z naszego życia, rozumiesz?! Ten kretyn robi wszystko, żeby nas zniszczyć! Naprawdę tego nie widzisz?- spojrzał mi w oczy.- Ciągle go usprawiedliwiasz, bo nadal coś do niego czujesz!- westchnął.- Muszę coś zrobić, nie mogę cię stracić…- spuścił głowę.
Natychmiast uniosłam jego głowę, kładąc palce pod jego brodę. Spojrzeliśmy sobie w oczy, zbliżyłam się do niego.- Nic mnie już z nim nie łączy. Żadne uczucia. Chyba, że nienawiść. Tylko ty się dla mnie liczysz, rozumiesz?- ujęłam twarz narzeczonego w dłonie.- Alexis, proszę. Nie ma sensu.
-Więc chcesz, żeby nadal…
-Nie, nie chcę! Ale poradzimy sobie bez zbędnych scen.- pocałowałam go w policzek.- Proszę…

* * *

Zgrupowanie reprezentacji. Alexis w Chile, Leo w Argentynie. A ze mną znów pechowiec Tello. Dlaczego pechowiec? Sam się tak nazwał, po tej… nieważne. Cris myśli, że po prostu przynosi ludziom (a w szczególności mnie) pecha, nie potrafiłam mu przetłumaczyć, że wcale tak nie jest…
Reprezentanci Hiszpanii trenowali na Camp Nou przed meczem z Urugwajem. Dzięki temu spotkaniu w końcu miałam okazję poznać Fernando Torresa i Juana Matę! Oprócz nich, spotkałam się z już znajomymi twarzami – Sergio Ramosem, Ikerem Casillasem oraz Xabim Alonso.
To wspaniałe, że piłkarze dwóch drużyn, które na co dzień są odwiecznymi wrogami, potrafią zgrać się, stworzyć jeden, potężny team i…
-Znów zniszczymy resztę świata, czuję to.- rzekł jak zwykle pewny siebie Ramos.- Iza, jak myślisz?- zwrócił się do mnie, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
-Co?- spojrzałam tępo na obrońcę Realu Madryt.- Ach, jasne, jasne!
Piłkarze wybuchli śmiechem.
-Rzadko nie ma obok ciebie Sancheza, co?- zapytał roześmiany Iker.
-Zaczynam się przyzwyczajać do tych nieszczęsnych wyjazdów… Hej, chwila!- podskoczyłam jak oparzona.- Wasza walka o obronę Mistrzostwa Świata może się zakończyć na eliminacjach już z Urugwajem, jeśli będziecie trenować tak, jak teraz.- spojrzałam na każdego z osobna, unosząc brwi. Hiszpanie leżeli na murawie, tylko niektórzy leniwie unosili nogi, chyba w ramach rozgrzewki…
-Ma rację.- odezwał się Pedro.- Trzeba się skupić.
-Daj spokój, po Euro jestem dobrej myśli. Finał cztery do zera z Włochami był spełnieniem moich marzeń, ta wygrana dodała mi skrzydeł, nie wiem, czy zauważyliście, ale gram jak natchniony!- odparł Xabi.
-Siedząc na rezerwie?- zaśmiał się Fabregas.
-Tylko w Realu! Del Bosque zawsze mnie powołuje!- uśmiechnął się szeroko.- A poza tym… nie pyskuj, bo niedługo Gran Derbi.- Alonso poruszył brwiami.
-Właśnie, kupiliście już sędziów?- zapytał Alba, uśmiechając się łobuzersko.
-Przestańcie!- krzyknęłam z oburzeniem.
-Oj, ktoś jest dzisiaj w nienajlepszym nastroju!- Xavi podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.- Spokojnie, Alexis wróci za kilka dni.- uśmiechnął się życzliwie.
-Nie o niego chodzi, dziewczyna po prostu wstała lewą nogą!- stwierdził roześmiany Juan.
-Ty jak zwykle, widzisz kogoś po raz pierwszy i już potrafisz ocenić, co się dzieje, co stawia mnie w złym świetle po ponad rocznej znajomości.- oburzył się David Villa.- Myślę, że chodzi o to, że Vilanova wraca za tydzień i Iza już boi się tego rygoru, który czeka Sancheza i całą Barcelonę!- po tej wypowiedzi na stadionie znów rozległ się donośny śmiech piłkarzy.
-A może po prostu skończcie się tym interesować?- zapytałam z wyrzutem.
-Braciom możesz powiedzieć.- odparł zatroskany Fabregas, po czym spojrzał na pozostałych reprezentantów Hiszpanii.- Juan, Nando, Iker, Xabi i Sergio też są naszą rodziną.
-Tylko na zgrupowaniach.- dodał Ramos śmiejąc się.
-Mów za siebie, ja zawsze.- odezwał się Casillas, ganiąc kolegę z drużyny.
-Oj, wiecie, że nie mogę spać, kiedy Alexisa nie ma w pobliżu.- powiedziałam cicho.- Ale już dość, to, że Del Bosque wam trochę odpuścił nie znaczy, że jego asystent też musi!
-Kto jest jego asystentem?- zapytał Torres, unosząc brwi.
W tym momencie poczułam na sobie wzrok wszystkich piłkarzy Barcelony, chwilę później usłyszałam, jak Tello głośno przełyka ślinę.
-Myślałem, że asystujesz tylko Vilanovie i Rourze.- zdziwił się Puyol.
-W tym wypadku też!- wyprostowałam się, stanęłam na środku boiska i zagwizdałam.- No, ruszać się! Porządna rozgrzewka i do roboty! Xavi poćwiczy rzuty wolne, na drugiej bramce stanie Iker, a naprzeciwko niego ustawiacie się w kolejce i strzelacie karne!- zarządziłam.
Usiadłam na ławce rezerwowych i obserwowałam poczynania piłkarzy, chwilę później dołączył do mnie Torres.
-Cześć!- krzyknął radośnie.
-Hej, przestraszyłeś mnie!- udałam oburzenie.- Co jest? Jakaś kontuzja?
-Nie, wszystko w porządku. Może z wyjątkiem dyskomfortu jaki odczułem po twoich torturach.- zaśmiał się.
-Będziecie musieli się przyzwyczaić!
-Jak tak dalej pójdzie, w Premiership będę grał w gipsie.- uśmiechnął się szeroko.- Ale do rzeczy. Przyszedłem, bo w końcu jesteś sama, a ja chciałem cię lepiej poznać. Teraz coraz częściej będziemy mieli ze sobą kontakt, rozgrywki w ramach Mistrzostw Świata się rozkręcają, a że w Premier League Chelsea radzi sobie… średnio…
-Fatalnie!- zachichotałam.
Fernando szturchnął mnie w żebra.- Chciałbym zostać w Hiszpanii.- oznajmił poważnym tonem.
-W Barcelonie?- uniosłam brew.
-Byłoby idealnie.
-Co na to zarząd Chelsea?- spojrzałam na Torresa.
-Nie rozmawiałem o tym nawet z agentem, któremu się to zapewne nie spodoba.- westchnął.
Wróciłam do obserwowania piłkarzy. Przede mną było jeszcze ustalenie kadry na spotkanie przeciwko Urugwajowi. Roura polecił mi, bym powołała dziewiętnastu zawodników.- Xavi, Iniesta, Fabregas, Iker, Ramos, Torres…- wymieniałam w myślach. Gdyby Leo i Alexis mogli reprezentować Hiszpanię, byłoby idealnie! Ale, i bez nich chłopaki dają radę. Miałam dobre przeczucie, wynik po prostu musiał być korzystny. W końcu niedługo czeka nas upragniony powrót Vilanovy.


„Pewna legenda głosi, że Barcelona i Real raz na cztery lata łączą siły, by pokonać resztę świata.” 



piątek, 1 marca 2013

24



Mimo tego, że Julia oficjalnie mieszkała już z Albą, że była w Barcelonie, tak blisko mnie, nie miałyśmy żadnego kontaktu. Nie myślałam, że w jakiś sposób urażę ją tym, co powiedziałam na spotkaniu. To chyba normalne, że byłam wobec niej szczera… Cóż. Nie wiem czy to, że nie miałam wyrzutów sumienia było dziwne, ale nie przejmowałam się tym. Jeśli ta przyjaźń miała skończyć się właśnie w taki (głupi) sposób, niech i tak będzie. Jeżeli błahostka jest w stanie przekreślić tyle lat wspaniałej znajomości, to czy ona w ogóle była czegoś warta?
Nie załamywałam się, wręcz przeciwnie, już dawno przyzwyczaiłam się do nieobecności Julii. Tę pustkę skutecznie wypełniała Antonella, od niedawna coraz lepiej dogaduję się również z Shakirą, a poza nimi mam jeszcze moich najwspanialszych na świecie braci z Camp Nou, no i Alexisa. Wiem, wiem, może nie zachowuję się najlepiej nie walcząc o Julkę, ale właściwie po co? Dlaczego to zawsze ja muszę się o coś starać? Przecież to nie moja wina, że w ogóle nie rozmawiamy, choć znów mieszkamy tak blisko siebie. Niestety nie mam zwyczaju przepraszać za szczerość, która jest podstawą przyjaźni… Rozumiałabym Julę, gdyby Jordi zareagował inaczej, a on był przeszczęśliwy! Myślała, że będzie go okłamywać przez całe życie? Nie pozwoliłabym na to!
Dość o niej. Czas zająć się treningiem.- Gerard!- krzyknęłam w stronę piłkarza znajdującego się na drugim końcu boiska machając ręką.- Zapraszam do mnie!
Pique pojawił się obok kilka sekund później.- Słucham, pani trener!- zasalutował.
-Robisz ten sam błąd, co ostatnio. Myślisz, że Rayo to słaby przeciwnik, ale jeśli ich zbagatelizujesz, będzie tak jak na poprzednim meczu. „Zaśniesz” w defensywie, zrobisz jeden głupi błąd i w konsekwencji przegramy. Pamiętasz Sociedad? Było dokładnie tak samo. Wygłupiałeś się na treningach, na ostatnim w ogóle cię nie było, a mecz wypadł… tak jak wypadł.
-To nie tylko moja wina!- oburzył się.- A Adriano, Fabregas?!
-Nie szukaj winy u innych, zacznij od siebie, przyjacielu!- przeczesałam jego bujną czuprynę.
-Co „Fabregas”?!- usłyszeliśmy z oddali głos Cesca.
-O nie… No to zaczynamy przedstawienie.- mruknęłam. W takiej sytuacji lepiej było znaleźć sobie bezpieczne miejsce.
-Nic, nic! Wspominałem tylko, jak przez ciebie przegraliśmy z Sociedad.- Gerard parsknął śmiechem.
-Oo nie, to był tylko i wyłącznie twój błąd.- piłkarzy dzieliła coraz mniejsza odległość. Czułam, że to się skończy tak, jak zawsze.- Podałem do ciebie, ale chyba zapomniałeś jak być obrońcą.
-Podawałeś mi w chwili, gdy w naszym polu karnym było sześciu przeciwników, idioto, mogłeś to wybić!
W tym momencie usłyszałam gwizdy i oklaski wszystkich obecnych. Dobrze, że to nie był otwarty trening.
-Tylko nie „idioto”.- pomocnik Blaugrany odparł poważnym tonem.
-Proszę was, skończcie na tym etapie, bo…
-No to kto dalej!- krzyknęli obaj, nie dając mi dokończyć.
Piłkarze ustawili się obok siebie. Ich konkurencją było to, kto splunie dalej, nienawidziłam tej formy… rywalizacji? Ten, kto wygra wymyśla karę przegranemu. Chore i obleśne!
Odwróciłam się, nie chciałam tego widzieć. Zawody oczywiście szybko się nie zakończyły, bowiem po Pique i Fabregasie ustawili się Alba z Alvesem, Pedro z Villą i Valdes z Mascherano. 
-Jeżeli za dziesięć sekund nie wznowicie treningu, zostajecie tutaj całą noc ćwicząc!- w końcu do akcji wkroczył Jordi Roura. Całe szczęście. Najgorsze było to, że asystent Tito coraz gorzej radził sobie z drużyną. Choć lepszych statystyk nie można sobie wymarzyć, to nikt nie wie co dzieje się na treningach, gdzie panuje istny chaos, którego niestety Jordi nie potrafił ogarnąć, a ja nie umiałam mu pomóc. Spotkania drużyny przed meczami stały się zabawą, a nie ciężką pracą. Modliłam się, by Vilanova wrócił jak najszybciej i przywrócił dyscyplinę.
-Jesteście nie fair w stosunku do Roury.- rozmawiałam z Sanchezem. Musiałam wykorzystać moment, kiedy mieli przerwę.- Naprawdę tego nie dostrzegłeś?- dodałam widząc jego minę.- Zachowujecie się jak dzieci, nie szanujecie przeciwników… Nie poznaję was, nie poznaję ciebie! Przecież jeszcze niedawno przygotowując się nawet do meczu towarzyskiego traktowaliście to poważniej, niż spotkanie w Champions League!- pokiwałam głową.- Alexis, proszę…- bolało mnie serce, kiedy patrzyłam na bezradnego Rourę.
-Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Ale przecież sam nie przemówię im do rozsądku!- w tym momencie rękawica bramkarska wylądowała na jego głowie. Sanchez zareagował śmiechem, bez zastanawiania pobiegł do Valdesa i zaczęli się przepychać doskonale się przy tym bawiąc.
-No tak…- mruknęłam wzdychając głośno.- Jordi!- zwróciłam się do trenera.- Wiadomo już, kiedy wraca Tito?
-Za jakieś trzy – cztery tygodnie…- odparł zmęczony.- Nie wiem, czy dam radę.
-No pewnie! Nie mam co do tego wątpliwości!
-Naprawdę? Twoja mina mówi coś innego.- zaśmiał się krótko.- Sama widzisz, co się z nimi dzieje.- spojrzał na Pedro, który biegał po boisku ganiając motyla.- Vilanova ma silny charakter, dzięki czemu zawsze potrafi sobie z nimi poradzić. Guardiola doskonale prowadził drużynę, odchodził mając na koncie wszystkie możliwe trofea. A ja…
-A ty za bardzo się w to wszystko wczuwasz. Wiem, pełnisz teraz bardzo odpowiedzialną rolę, starasz się, ale: oczekujesz czegoś w zamian, czego oni ci nie dają, bo czują się za pewnie. Mając taką przewagę nad rywalami, zwycięstwo mamy już praktycznie w kieszeni. Wystarczy to tylko utrzymać.- westchnęłam patrząc na piłkarzy leżących na murawie.- Ale pracować powinni do ostatniego meczu w sezonie…
-Iza, błagam cię, pomóż mi, jestem bezsilny!
Objęłam Jordiego i obiecałam, że zrobię co w mojej mocy. Pozostała tylko kwestia tego, co jestem w stanie uczynić. Z Alexisem nie będzie problemu, z Pique i Messim również. Dziewczyny sobie z nimi poradzą. Ale co z resztą? Może zrobię jakieś zebranie? Tak, zebranie z podejściem psychologicznym! Tylko od czego zacząć…?


* * *
-Alexis, proszę. Nie wiem co w was wstąpiło…
-Ale czemu tylko mnie się za to obrywa?- spojrzał na mnie z wyrzutem.- To nie moja wina.
-Jutro na treningu porozmawiamy wszyscy.- siedzieliśmy w salonie, chciałam jak najlepiej wykorzystać czas, kiedy jesteśmy sami.- Ale teraz… Możesz mi wytłumaczyć co się dzieje? Okej, połowę sezonu mamy za sobą, jesteście pierwsi w tabeli, mistrzostwo jest już prawie pewne. Na początku, kiedy zaczynaliśmy ligę, statystyki były o wiele lepsze, niż teraz. Nie poczuliście się trochę za pewnie?- westchnęłam. Miałam nadzieję na jakieś sensowne wyjaśnienia.
-Traktujesz to za poważnie.
-A ty podchodzisz do tego zbyt… nieodpowiedzialnie!- oburzyłam się.
-Więc to wszystko dzieje się z mojej winy? A właściwie, co się dzieje?- uniósł brwi.
-Nie wiesz o co mi chodzi? Spieszę z wyjaśnieniami!- zaśmiałam się ironicznie.- Ostatnie kolejki: przegrana, dwa remisy, z trudem wywalczone zwycięstwo z zespołem z końca tabeli! A teraz przypomnij sobie początek sezonu. O porażce nie było mowy, byliście niesamowicie skupieni, a przede wszystkim zgrani! Miałam wrażenie, że czytacie sobie w myślach.
-Ja nie zauważyłem żadnej różnicy.- Chile wzruszył ramionami. Jego obojętność zaczynała mnie irytować.
-Mam dość. Pomyśl trochę, a zrozumiesz.- moja cierpliwość się kończyła, co jakiś czas brałam głęboki oddech, żeby tylko nie zacząć krzyczeć.- Lepiej pójdę spać, jestem zmęczona.
-Dobranoc.- Sanchez zakończył naszą wieczorną rozmowę.
Nienawidziłam się z nim kłócić, na szczęście rzadko się to zdarzało. Na porządku dziennym były jedynie lekkie sprzeczki, które kończyły się śmiechem. Miałam nadzieję, że Alexis nie będzie na mnie zły…

* * *

Udało mi się zorganizować spotkanie. Kiedy na trening przyszli już wszyscy, towarzystwa nie dało się uspokoić.
-Oddajcie mi te telefony!- krzyknął Roura.
-Jak dzieci…- westchnęłam.
Po zebraniu komórek, w końcu mogliśmy zaczynać… chyba. Siedzieliśmy na murawie na środku boiska.
-Więc… pewnie wiecie, po co się tu dziś zebraliśmy.
-Właśnie nie bardzo.- oznajmił Pedro.
-Nie denerwuj mnie.- syknęłam.
-Żartuję. Zebraliśmy się tutaj, by móc połączyć węzłem małżeńskim Isabelle Polańską i Alexisa Sancheza.- wybuchł śmiechem, a chwilę później wtórował mu już cały zespół.
-Zamknij się, idioto.- Chile szturchnął go w ramię.
-Otóż, Pedro, chodzi o to, że jak dalej będziesz się ze wszystkiego śmiał – znów zakończymy sezon jako wicemistrzowie.- pokiwałam głową.- Oczywiście to nie dotyczy tylko jego!- spojrzałam na resztę.
-Możecie choć przez chwilę być poważni?- wtrącił się Jordi.- Proszę, nie możecie zaprzepaścić tej przewagi! A jeśli nie chcecie tego zrobić dla mnie… zróbcie to dla Tito.
Chyba podziałało. Piłkarze momentalnie ucichli, wyprostowali się. Na Camp Nou było teraz słychać tylko szum wiatru, nic więcej. Słowa Roury były jak… czuły punkt.
Spojrzałam na trenera. Widziałam po jego minie, że to była ostateczność. Nie chciał o tym mówić, ale nie było wyjścia, a wiedział, że na to na pewno odpowiednio zareagują.
-Ale to nie tak, że my się na tobie wyżywamy, czy coś…- odezwał się David Villa.
-Przez chwilę miałem wrażenie, że myślicie, że to ja jestem winny nieobecności Vilanovy.- skrzywił się.- Po prostu widzę jaki macie kontakt z nim, a jaki ze mną. Tito jest dla was jak ojciec, prawda? Tak to przynajmniej wygląda.
-A ty to nasz starszy brat!- głos zabrał Thiago.
-Przy którym nie koniecznie trzeba być grzecznym tak, jak przy tacie!- dodał Cesc śmiejąc się.
-Więc nie czujecie…
-Tej presji!- przerwał mi Marc Bartra.
-No tak, ty szczególnie, młody!- zaśmiał się Xavi.- Chodzi o to, że ciebie Jordi, traktujemy jak brata. Tylko albo aż.- stwierdził patrząc na trenera.- Po prostu wiemy, że ty nie skarcisz nas wymyślną karą na koniec treningu, tak jak to kiedyś robił Pep, a teraz Tito.
-Więc powinienem to wprowadzić!
-Nie!- krzyknął jedenastoosobowy chór.
-Naprawdę nie trzeba.- oznajmił spanikowany Alexis.- Bez tego weźmiemy się do roboty, prawda chłopaki?- spojrzał na kolegów błagalnie.
-Pewnie.- w końcu odezwał się Alba, który do tej pory jedynie patrzył na mnie jakby wyczekując, że zacznę rozmowę. Po tamtym spotkaniu mam wrażenie, że się mnie wstydzi!
-Pożyjemy, zobaczymy.- Roura miał haka na piłkarzy. Najbliższe treningi i mecz pokażą, czy drużyna z Camp Nou rzeczywiście wróciła do normalności. Boję się wiedzieć co będzie, jeśli tego nie zrobią. Jestem pewna, że wtedy Sanchez prędko do domu nie wróci.
-No cóż. Sami się wkopaliście!- wybuchłam śmiechem widząc blade twarze piłkarzy.
W tym momencie wzrok wszystkich obecnych skierował się w stronę Xaviego. Dani Alves dał znak i chwilę później wszyscy leżeli na pomocniku Blaugrany śmiejąc się.
-Jak już ze mnie zejdziecie to przysięgam, że nie będzie wesoło!- głos Hernandeza był ledwo słyszalny.
-Koniec tego, bo zrobicie mu krzywdę!- krzyknęłam szturchając leżącego na samym szczycie Albę, który czując mój dotyk odskoczył jak oparzony.- Ej, co jest?- uniosłam brwi.- Chodź tutaj, przyjacielu!
Jordi posłusznie podszedł do mnie ze spuszczoną głową.- Tak?
-Spójrz na mnie.- splotłam ręce na piersiach.- No!
W końcu wykonał moje polecenie.
-Co się z tobą dzieje?- zapytałam wyraźnie zaniepokojona.
-Czuję się jak idiota po tym spotkaniu. Blanca nieźle mnie wkręciła.- skrzywił się.
-Julia.- poprawiłam go.
-Blanca brzmi lepiej.
-Hmm… W twoich ustach owszem.- pokiwałam głową.- Ale daj spokój, wszystko jest wyjaśnione, czym ty się jeszcze przejmujesz?!
-Ciągle łapię się na tym, że jestem taki łatwowierny.
-Ale za każdym razem wyciągasz z tego jakąś lekcję, prawda?- uśmiechnęłam się życzliwie.
-Tak, to jedyny plus… W sumie dzięki temu…- zatrzymał się. Poruszał ustami, ale nic nie mówił.
-Przestań się mnie bać, nic ci nie zrobię!- zaśmiałam się.
-A pamiętasz naszą rozmowę? Pamiętasz jak wtedy na mnie krzyczałaś?!
-Przepraszam! Ale uwierz mi, że na moim miejscu zrobiłbyś to samo. A więc…?- przygryzłam wargę.
-Dzięki mojej łatwowierności poznałem miłość swojego życia.
-Zabrzmiało oficjalnie!- ucieszyłam się.- Nawet nie wiesz jak się cieszę.- przytuliłam go.- Ej, chłopaki!- krzyknęłam biegnąc na środek boiska.
-Papla!- usłyszałam za plecami głos Jordiego.
Nie mogłam nie podzielić się tą wspaniałą wiadomością z „braćmi”. Przecież wiedziałam, że Alba tego nie zrobi. Po entuzjastycznej przemowie nie obyło się bez uścisków i życzeń, na które Jordi reagował dość dziwnie. Nie powinnam się dziwić – zawsze był nieśmiały.

* * *

Znów sama w domu, świetnie! A szczerze? Nienawidziłam tego. Ta okropna cisza mnie dobijała, nawet muzyka nie pomagała. Z niecierpliwością czekałam na hałas jaki robi Alexis wchodząc do domu po treningu. Zawsze to samo, coś w stylu schematu: trzy razy stuka kluczem o drzwi, otwiera je, dwa kroki do przodu, hasło „Jestem, kochanie!”, zamknięcie drzwi iii… moment czułości, bo zwykle kiedy słyszę, że wraca, przybiegam i z impetem wskakuję na niego tonąc w jego objęciach.
Miałam nadzieję, że za chwilę usłyszę stukanie w drzwi, że zaraz Sanchez powita mnie tym swoim promiennym uśmiechem. I nic. Cisza. Ale zaraz! Przecież nie byłam sama! Spojrzałam na swój lekko zaokrąglony brzuch.
-Już niedługo nie będę się nudzić.- westchnęłam z uśmiechem, głaskając brzuch.
-Tak, jeszcze tylko jakieś siedem miesięcy.- usłyszałam niezidentyfikowany męski głos za plecami, to na pewno nie był Chile.
Odwróciłam się powoli.- Jak ty tu…?- zrobiło mi się słabo, czułam, że blednę. Stał przede mną… Dawid: były chłopak, który tak perfidnie mnie zranił.
-Mieszkamy naprzeciwko siebie od jakiegoś czasu, wiem gdzie są drzwi wejściowe.- odparł uśmiechając się szeroko.
-A więc, sąsiedzie… przyszedłeś pożyczyć szklankę cukru?- starałam się brzmieć jak najbardziej sarkastycznie i oschle, jednak jego wizyta tak mnie zaskoczyła, że mój głos drżał.
-Przyjmijmy, że tak.- puścił oczko.- był za miły, czułam, że coś kombinuje. Szczerze mówiąc, trochę się bałam, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Przynajmniej tak mi się wydawało.
-Dobra, czego chcesz?- założyłam ręce na piersi.
-Iza, wróć do mnie.- był tak irytująco pewny siebie…
Uniosłam brwi śmiejąc się.- Widzę, że mimo upływu czasu nadal masz to samo poczucie humoru!
-Mówię poważnie.- na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. No tak – nie lubił, kiedy ktoś mu się sprzeciwiał.- Ty i ja, nowe życie.
-Chyba śnisz.- wypaliłam.- Ja już od dawna prowadzę nowe życie, nie zauważyłeś? To, że tu jestem, że zakładam rodzinę, jestem tak szczęśliwa jak nigdy!
-O tym szczęściu już gdzieś chyba słyszałem…- westchnął. Wiedział, że uderza w czuły punkt.
Głośno przełknęłam ślinę. Zakręciło mi się w głowie, wszystkie wspomnienia momentalnie wróciły. Niesamowicie okropne uczucie. Myślałam tylko o tym, by nie zacząć płakać i o tym, żeby Alexis w końcu wrócił z treningu.
-Wtedy nie wiedziałam, co to szczęście.
-Naprawdę? Będąc ze mną…
-Nieważne.- przerwałam.- To przeszłość. Było, minęło, nie ma sensu do tego wracać.- wzięłam głęboki oddech.
-Daj spokój, przecież wiem, że byłaś we mnie zakochana na zabój!- zaśmiał się.
-No właśnie, byłam.- uśmiechnęłam się delikatnie.
Nagle usłyszeliśmy trzykrotne stuknięcie w drzwi. Chile wrócił! Jak zwykle w odpowiednim miejscu i czasie.
-Na mnie już czas.- odwrócił się na pięcie i udał w kierunku drzwi, które właśnie powoli się otwierały.- Zastanów się!- dodał, mijając się z Alexisem.
Na szczęście Sanchez o nic nie pytał. Chyba widział po mojej minie, że nie warto.
-Na tym świecie żyje zdecydowanie za dużo idiotów.- stwierdziłam wtulając się w narzeczonego.
-Dokładnie. Jeśli będzie nas częściej nawiedzał…
Przerwałam mu pocałunkiem.
-No tak, dość o nim.- powiedział stanowczo, po czym wziął mnie na ręce najdelikatniej jak potrafił.
-Hej, nie złamiesz mi kości, nie bój się!- zachichotałam. Brakowało mi tych jego gwałtownych ruchów, kiedy się nie kontrolował.
-No ale ciąża!- krzyknął. Widziałam, że on też za tym tęsknił.
-Daj już spokój!- zaśmiałam się. Chwilę później tonęłam już w jego namiętnych pocałunkach.
-Ale ten Dawid…- Sanchez przygryzł wargę.
-Nie przejmuj się nim, jakoś się go pozbędę.- puściłam oczko.- W końcu zrozumie, że nigdy do niego nie wrócę.
-Nie wrócisz?- uśmiechnął się szeroko.
-Nie mam po co.- stwierdziłam.- A więc, miałeś jakieś wątpliwości?- uniosłam brwi.
-Tylko się upewniam!

Nie wiem, który to już raz dziękuję Bogu. Za co? Za to, że postawił na mojej drodze najwspanialszego mężczyznę na świecie. Że poznałam chłopaków z Camp Nou, że w moim życiu teraz ciągle coś się dzieje. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. To niesamowite, minęło stosunkowo niewiele czasu, a tyle się zmieniło…
 __________________________
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za już ponad 4.000 wyświetleń i coraz więcej komentarzy, które cieszą tak samo, jak wygrana Barcy :) 
PS.: Już się biorę za czytanie waszych blogów podanych pod poprzednim rozdziałem, dopiero teraz mam czas, w końcu
A'propos Barcelony... coś na pocieszenie po Klasyku (zawsze się tym pocieszam...)