piątek, 1 marca 2013

24



Mimo tego, że Julia oficjalnie mieszkała już z Albą, że była w Barcelonie, tak blisko mnie, nie miałyśmy żadnego kontaktu. Nie myślałam, że w jakiś sposób urażę ją tym, co powiedziałam na spotkaniu. To chyba normalne, że byłam wobec niej szczera… Cóż. Nie wiem czy to, że nie miałam wyrzutów sumienia było dziwne, ale nie przejmowałam się tym. Jeśli ta przyjaźń miała skończyć się właśnie w taki (głupi) sposób, niech i tak będzie. Jeżeli błahostka jest w stanie przekreślić tyle lat wspaniałej znajomości, to czy ona w ogóle była czegoś warta?
Nie załamywałam się, wręcz przeciwnie, już dawno przyzwyczaiłam się do nieobecności Julii. Tę pustkę skutecznie wypełniała Antonella, od niedawna coraz lepiej dogaduję się również z Shakirą, a poza nimi mam jeszcze moich najwspanialszych na świecie braci z Camp Nou, no i Alexisa. Wiem, wiem, może nie zachowuję się najlepiej nie walcząc o Julkę, ale właściwie po co? Dlaczego to zawsze ja muszę się o coś starać? Przecież to nie moja wina, że w ogóle nie rozmawiamy, choć znów mieszkamy tak blisko siebie. Niestety nie mam zwyczaju przepraszać za szczerość, która jest podstawą przyjaźni… Rozumiałabym Julę, gdyby Jordi zareagował inaczej, a on był przeszczęśliwy! Myślała, że będzie go okłamywać przez całe życie? Nie pozwoliłabym na to!
Dość o niej. Czas zająć się treningiem.- Gerard!- krzyknęłam w stronę piłkarza znajdującego się na drugim końcu boiska machając ręką.- Zapraszam do mnie!
Pique pojawił się obok kilka sekund później.- Słucham, pani trener!- zasalutował.
-Robisz ten sam błąd, co ostatnio. Myślisz, że Rayo to słaby przeciwnik, ale jeśli ich zbagatelizujesz, będzie tak jak na poprzednim meczu. „Zaśniesz” w defensywie, zrobisz jeden głupi błąd i w konsekwencji przegramy. Pamiętasz Sociedad? Było dokładnie tak samo. Wygłupiałeś się na treningach, na ostatnim w ogóle cię nie było, a mecz wypadł… tak jak wypadł.
-To nie tylko moja wina!- oburzył się.- A Adriano, Fabregas?!
-Nie szukaj winy u innych, zacznij od siebie, przyjacielu!- przeczesałam jego bujną czuprynę.
-Co „Fabregas”?!- usłyszeliśmy z oddali głos Cesca.
-O nie… No to zaczynamy przedstawienie.- mruknęłam. W takiej sytuacji lepiej było znaleźć sobie bezpieczne miejsce.
-Nic, nic! Wspominałem tylko, jak przez ciebie przegraliśmy z Sociedad.- Gerard parsknął śmiechem.
-Oo nie, to był tylko i wyłącznie twój błąd.- piłkarzy dzieliła coraz mniejsza odległość. Czułam, że to się skończy tak, jak zawsze.- Podałem do ciebie, ale chyba zapomniałeś jak być obrońcą.
-Podawałeś mi w chwili, gdy w naszym polu karnym było sześciu przeciwników, idioto, mogłeś to wybić!
W tym momencie usłyszałam gwizdy i oklaski wszystkich obecnych. Dobrze, że to nie był otwarty trening.
-Tylko nie „idioto”.- pomocnik Blaugrany odparł poważnym tonem.
-Proszę was, skończcie na tym etapie, bo…
-No to kto dalej!- krzyknęli obaj, nie dając mi dokończyć.
Piłkarze ustawili się obok siebie. Ich konkurencją było to, kto splunie dalej, nienawidziłam tej formy… rywalizacji? Ten, kto wygra wymyśla karę przegranemu. Chore i obleśne!
Odwróciłam się, nie chciałam tego widzieć. Zawody oczywiście szybko się nie zakończyły, bowiem po Pique i Fabregasie ustawili się Alba z Alvesem, Pedro z Villą i Valdes z Mascherano. 
-Jeżeli za dziesięć sekund nie wznowicie treningu, zostajecie tutaj całą noc ćwicząc!- w końcu do akcji wkroczył Jordi Roura. Całe szczęście. Najgorsze było to, że asystent Tito coraz gorzej radził sobie z drużyną. Choć lepszych statystyk nie można sobie wymarzyć, to nikt nie wie co dzieje się na treningach, gdzie panuje istny chaos, którego niestety Jordi nie potrafił ogarnąć, a ja nie umiałam mu pomóc. Spotkania drużyny przed meczami stały się zabawą, a nie ciężką pracą. Modliłam się, by Vilanova wrócił jak najszybciej i przywrócił dyscyplinę.
-Jesteście nie fair w stosunku do Roury.- rozmawiałam z Sanchezem. Musiałam wykorzystać moment, kiedy mieli przerwę.- Naprawdę tego nie dostrzegłeś?- dodałam widząc jego minę.- Zachowujecie się jak dzieci, nie szanujecie przeciwników… Nie poznaję was, nie poznaję ciebie! Przecież jeszcze niedawno przygotowując się nawet do meczu towarzyskiego traktowaliście to poważniej, niż spotkanie w Champions League!- pokiwałam głową.- Alexis, proszę…- bolało mnie serce, kiedy patrzyłam na bezradnego Rourę.
-Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Ale przecież sam nie przemówię im do rozsądku!- w tym momencie rękawica bramkarska wylądowała na jego głowie. Sanchez zareagował śmiechem, bez zastanawiania pobiegł do Valdesa i zaczęli się przepychać doskonale się przy tym bawiąc.
-No tak…- mruknęłam wzdychając głośno.- Jordi!- zwróciłam się do trenera.- Wiadomo już, kiedy wraca Tito?
-Za jakieś trzy – cztery tygodnie…- odparł zmęczony.- Nie wiem, czy dam radę.
-No pewnie! Nie mam co do tego wątpliwości!
-Naprawdę? Twoja mina mówi coś innego.- zaśmiał się krótko.- Sama widzisz, co się z nimi dzieje.- spojrzał na Pedro, który biegał po boisku ganiając motyla.- Vilanova ma silny charakter, dzięki czemu zawsze potrafi sobie z nimi poradzić. Guardiola doskonale prowadził drużynę, odchodził mając na koncie wszystkie możliwe trofea. A ja…
-A ty za bardzo się w to wszystko wczuwasz. Wiem, pełnisz teraz bardzo odpowiedzialną rolę, starasz się, ale: oczekujesz czegoś w zamian, czego oni ci nie dają, bo czują się za pewnie. Mając taką przewagę nad rywalami, zwycięstwo mamy już praktycznie w kieszeni. Wystarczy to tylko utrzymać.- westchnęłam patrząc na piłkarzy leżących na murawie.- Ale pracować powinni do ostatniego meczu w sezonie…
-Iza, błagam cię, pomóż mi, jestem bezsilny!
Objęłam Jordiego i obiecałam, że zrobię co w mojej mocy. Pozostała tylko kwestia tego, co jestem w stanie uczynić. Z Alexisem nie będzie problemu, z Pique i Messim również. Dziewczyny sobie z nimi poradzą. Ale co z resztą? Może zrobię jakieś zebranie? Tak, zebranie z podejściem psychologicznym! Tylko od czego zacząć…?


* * *
-Alexis, proszę. Nie wiem co w was wstąpiło…
-Ale czemu tylko mnie się za to obrywa?- spojrzał na mnie z wyrzutem.- To nie moja wina.
-Jutro na treningu porozmawiamy wszyscy.- siedzieliśmy w salonie, chciałam jak najlepiej wykorzystać czas, kiedy jesteśmy sami.- Ale teraz… Możesz mi wytłumaczyć co się dzieje? Okej, połowę sezonu mamy za sobą, jesteście pierwsi w tabeli, mistrzostwo jest już prawie pewne. Na początku, kiedy zaczynaliśmy ligę, statystyki były o wiele lepsze, niż teraz. Nie poczuliście się trochę za pewnie?- westchnęłam. Miałam nadzieję na jakieś sensowne wyjaśnienia.
-Traktujesz to za poważnie.
-A ty podchodzisz do tego zbyt… nieodpowiedzialnie!- oburzyłam się.
-Więc to wszystko dzieje się z mojej winy? A właściwie, co się dzieje?- uniósł brwi.
-Nie wiesz o co mi chodzi? Spieszę z wyjaśnieniami!- zaśmiałam się ironicznie.- Ostatnie kolejki: przegrana, dwa remisy, z trudem wywalczone zwycięstwo z zespołem z końca tabeli! A teraz przypomnij sobie początek sezonu. O porażce nie było mowy, byliście niesamowicie skupieni, a przede wszystkim zgrani! Miałam wrażenie, że czytacie sobie w myślach.
-Ja nie zauważyłem żadnej różnicy.- Chile wzruszył ramionami. Jego obojętność zaczynała mnie irytować.
-Mam dość. Pomyśl trochę, a zrozumiesz.- moja cierpliwość się kończyła, co jakiś czas brałam głęboki oddech, żeby tylko nie zacząć krzyczeć.- Lepiej pójdę spać, jestem zmęczona.
-Dobranoc.- Sanchez zakończył naszą wieczorną rozmowę.
Nienawidziłam się z nim kłócić, na szczęście rzadko się to zdarzało. Na porządku dziennym były jedynie lekkie sprzeczki, które kończyły się śmiechem. Miałam nadzieję, że Alexis nie będzie na mnie zły…

* * *

Udało mi się zorganizować spotkanie. Kiedy na trening przyszli już wszyscy, towarzystwa nie dało się uspokoić.
-Oddajcie mi te telefony!- krzyknął Roura.
-Jak dzieci…- westchnęłam.
Po zebraniu komórek, w końcu mogliśmy zaczynać… chyba. Siedzieliśmy na murawie na środku boiska.
-Więc… pewnie wiecie, po co się tu dziś zebraliśmy.
-Właśnie nie bardzo.- oznajmił Pedro.
-Nie denerwuj mnie.- syknęłam.
-Żartuję. Zebraliśmy się tutaj, by móc połączyć węzłem małżeńskim Isabelle Polańską i Alexisa Sancheza.- wybuchł śmiechem, a chwilę później wtórował mu już cały zespół.
-Zamknij się, idioto.- Chile szturchnął go w ramię.
-Otóż, Pedro, chodzi o to, że jak dalej będziesz się ze wszystkiego śmiał – znów zakończymy sezon jako wicemistrzowie.- pokiwałam głową.- Oczywiście to nie dotyczy tylko jego!- spojrzałam na resztę.
-Możecie choć przez chwilę być poważni?- wtrącił się Jordi.- Proszę, nie możecie zaprzepaścić tej przewagi! A jeśli nie chcecie tego zrobić dla mnie… zróbcie to dla Tito.
Chyba podziałało. Piłkarze momentalnie ucichli, wyprostowali się. Na Camp Nou było teraz słychać tylko szum wiatru, nic więcej. Słowa Roury były jak… czuły punkt.
Spojrzałam na trenera. Widziałam po jego minie, że to była ostateczność. Nie chciał o tym mówić, ale nie było wyjścia, a wiedział, że na to na pewno odpowiednio zareagują.
-Ale to nie tak, że my się na tobie wyżywamy, czy coś…- odezwał się David Villa.
-Przez chwilę miałem wrażenie, że myślicie, że to ja jestem winny nieobecności Vilanovy.- skrzywił się.- Po prostu widzę jaki macie kontakt z nim, a jaki ze mną. Tito jest dla was jak ojciec, prawda? Tak to przynajmniej wygląda.
-A ty to nasz starszy brat!- głos zabrał Thiago.
-Przy którym nie koniecznie trzeba być grzecznym tak, jak przy tacie!- dodał Cesc śmiejąc się.
-Więc nie czujecie…
-Tej presji!- przerwał mi Marc Bartra.
-No tak, ty szczególnie, młody!- zaśmiał się Xavi.- Chodzi o to, że ciebie Jordi, traktujemy jak brata. Tylko albo aż.- stwierdził patrząc na trenera.- Po prostu wiemy, że ty nie skarcisz nas wymyślną karą na koniec treningu, tak jak to kiedyś robił Pep, a teraz Tito.
-Więc powinienem to wprowadzić!
-Nie!- krzyknął jedenastoosobowy chór.
-Naprawdę nie trzeba.- oznajmił spanikowany Alexis.- Bez tego weźmiemy się do roboty, prawda chłopaki?- spojrzał na kolegów błagalnie.
-Pewnie.- w końcu odezwał się Alba, który do tej pory jedynie patrzył na mnie jakby wyczekując, że zacznę rozmowę. Po tamtym spotkaniu mam wrażenie, że się mnie wstydzi!
-Pożyjemy, zobaczymy.- Roura miał haka na piłkarzy. Najbliższe treningi i mecz pokażą, czy drużyna z Camp Nou rzeczywiście wróciła do normalności. Boję się wiedzieć co będzie, jeśli tego nie zrobią. Jestem pewna, że wtedy Sanchez prędko do domu nie wróci.
-No cóż. Sami się wkopaliście!- wybuchłam śmiechem widząc blade twarze piłkarzy.
W tym momencie wzrok wszystkich obecnych skierował się w stronę Xaviego. Dani Alves dał znak i chwilę później wszyscy leżeli na pomocniku Blaugrany śmiejąc się.
-Jak już ze mnie zejdziecie to przysięgam, że nie będzie wesoło!- głos Hernandeza był ledwo słyszalny.
-Koniec tego, bo zrobicie mu krzywdę!- krzyknęłam szturchając leżącego na samym szczycie Albę, który czując mój dotyk odskoczył jak oparzony.- Ej, co jest?- uniosłam brwi.- Chodź tutaj, przyjacielu!
Jordi posłusznie podszedł do mnie ze spuszczoną głową.- Tak?
-Spójrz na mnie.- splotłam ręce na piersiach.- No!
W końcu wykonał moje polecenie.
-Co się z tobą dzieje?- zapytałam wyraźnie zaniepokojona.
-Czuję się jak idiota po tym spotkaniu. Blanca nieźle mnie wkręciła.- skrzywił się.
-Julia.- poprawiłam go.
-Blanca brzmi lepiej.
-Hmm… W twoich ustach owszem.- pokiwałam głową.- Ale daj spokój, wszystko jest wyjaśnione, czym ty się jeszcze przejmujesz?!
-Ciągle łapię się na tym, że jestem taki łatwowierny.
-Ale za każdym razem wyciągasz z tego jakąś lekcję, prawda?- uśmiechnęłam się życzliwie.
-Tak, to jedyny plus… W sumie dzięki temu…- zatrzymał się. Poruszał ustami, ale nic nie mówił.
-Przestań się mnie bać, nic ci nie zrobię!- zaśmiałam się.
-A pamiętasz naszą rozmowę? Pamiętasz jak wtedy na mnie krzyczałaś?!
-Przepraszam! Ale uwierz mi, że na moim miejscu zrobiłbyś to samo. A więc…?- przygryzłam wargę.
-Dzięki mojej łatwowierności poznałem miłość swojego życia.
-Zabrzmiało oficjalnie!- ucieszyłam się.- Nawet nie wiesz jak się cieszę.- przytuliłam go.- Ej, chłopaki!- krzyknęłam biegnąc na środek boiska.
-Papla!- usłyszałam za plecami głos Jordiego.
Nie mogłam nie podzielić się tą wspaniałą wiadomością z „braćmi”. Przecież wiedziałam, że Alba tego nie zrobi. Po entuzjastycznej przemowie nie obyło się bez uścisków i życzeń, na które Jordi reagował dość dziwnie. Nie powinnam się dziwić – zawsze był nieśmiały.

* * *

Znów sama w domu, świetnie! A szczerze? Nienawidziłam tego. Ta okropna cisza mnie dobijała, nawet muzyka nie pomagała. Z niecierpliwością czekałam na hałas jaki robi Alexis wchodząc do domu po treningu. Zawsze to samo, coś w stylu schematu: trzy razy stuka kluczem o drzwi, otwiera je, dwa kroki do przodu, hasło „Jestem, kochanie!”, zamknięcie drzwi iii… moment czułości, bo zwykle kiedy słyszę, że wraca, przybiegam i z impetem wskakuję na niego tonąc w jego objęciach.
Miałam nadzieję, że za chwilę usłyszę stukanie w drzwi, że zaraz Sanchez powita mnie tym swoim promiennym uśmiechem. I nic. Cisza. Ale zaraz! Przecież nie byłam sama! Spojrzałam na swój lekko zaokrąglony brzuch.
-Już niedługo nie będę się nudzić.- westchnęłam z uśmiechem, głaskając brzuch.
-Tak, jeszcze tylko jakieś siedem miesięcy.- usłyszałam niezidentyfikowany męski głos za plecami, to na pewno nie był Chile.
Odwróciłam się powoli.- Jak ty tu…?- zrobiło mi się słabo, czułam, że blednę. Stał przede mną… Dawid: były chłopak, który tak perfidnie mnie zranił.
-Mieszkamy naprzeciwko siebie od jakiegoś czasu, wiem gdzie są drzwi wejściowe.- odparł uśmiechając się szeroko.
-A więc, sąsiedzie… przyszedłeś pożyczyć szklankę cukru?- starałam się brzmieć jak najbardziej sarkastycznie i oschle, jednak jego wizyta tak mnie zaskoczyła, że mój głos drżał.
-Przyjmijmy, że tak.- puścił oczko.- był za miły, czułam, że coś kombinuje. Szczerze mówiąc, trochę się bałam, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Przynajmniej tak mi się wydawało.
-Dobra, czego chcesz?- założyłam ręce na piersi.
-Iza, wróć do mnie.- był tak irytująco pewny siebie…
Uniosłam brwi śmiejąc się.- Widzę, że mimo upływu czasu nadal masz to samo poczucie humoru!
-Mówię poważnie.- na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. No tak – nie lubił, kiedy ktoś mu się sprzeciwiał.- Ty i ja, nowe życie.
-Chyba śnisz.- wypaliłam.- Ja już od dawna prowadzę nowe życie, nie zauważyłeś? To, że tu jestem, że zakładam rodzinę, jestem tak szczęśliwa jak nigdy!
-O tym szczęściu już gdzieś chyba słyszałem…- westchnął. Wiedział, że uderza w czuły punkt.
Głośno przełknęłam ślinę. Zakręciło mi się w głowie, wszystkie wspomnienia momentalnie wróciły. Niesamowicie okropne uczucie. Myślałam tylko o tym, by nie zacząć płakać i o tym, żeby Alexis w końcu wrócił z treningu.
-Wtedy nie wiedziałam, co to szczęście.
-Naprawdę? Będąc ze mną…
-Nieważne.- przerwałam.- To przeszłość. Było, minęło, nie ma sensu do tego wracać.- wzięłam głęboki oddech.
-Daj spokój, przecież wiem, że byłaś we mnie zakochana na zabój!- zaśmiał się.
-No właśnie, byłam.- uśmiechnęłam się delikatnie.
Nagle usłyszeliśmy trzykrotne stuknięcie w drzwi. Chile wrócił! Jak zwykle w odpowiednim miejscu i czasie.
-Na mnie już czas.- odwrócił się na pięcie i udał w kierunku drzwi, które właśnie powoli się otwierały.- Zastanów się!- dodał, mijając się z Alexisem.
Na szczęście Sanchez o nic nie pytał. Chyba widział po mojej minie, że nie warto.
-Na tym świecie żyje zdecydowanie za dużo idiotów.- stwierdziłam wtulając się w narzeczonego.
-Dokładnie. Jeśli będzie nas częściej nawiedzał…
Przerwałam mu pocałunkiem.
-No tak, dość o nim.- powiedział stanowczo, po czym wziął mnie na ręce najdelikatniej jak potrafił.
-Hej, nie złamiesz mi kości, nie bój się!- zachichotałam. Brakowało mi tych jego gwałtownych ruchów, kiedy się nie kontrolował.
-No ale ciąża!- krzyknął. Widziałam, że on też za tym tęsknił.
-Daj już spokój!- zaśmiałam się. Chwilę później tonęłam już w jego namiętnych pocałunkach.
-Ale ten Dawid…- Sanchez przygryzł wargę.
-Nie przejmuj się nim, jakoś się go pozbędę.- puściłam oczko.- W końcu zrozumie, że nigdy do niego nie wrócę.
-Nie wrócisz?- uśmiechnął się szeroko.
-Nie mam po co.- stwierdziłam.- A więc, miałeś jakieś wątpliwości?- uniosłam brwi.
-Tylko się upewniam!

Nie wiem, który to już raz dziękuję Bogu. Za co? Za to, że postawił na mojej drodze najwspanialszego mężczyznę na świecie. Że poznałam chłopaków z Camp Nou, że w moim życiu teraz ciągle coś się dzieje. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. To niesamowite, minęło stosunkowo niewiele czasu, a tyle się zmieniło…
 __________________________
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za już ponad 4.000 wyświetleń i coraz więcej komentarzy, które cieszą tak samo, jak wygrana Barcy :) 
PS.: Już się biorę za czytanie waszych blogów podanych pod poprzednim rozdziałem, dopiero teraz mam czas, w końcu
A'propos Barcelony... coś na pocieszenie po Klasyku (zawsze się tym pocieszam...)


 

22 komentarze:

  1. świetny rozdział :> trochę rozumiem Izę, że nie chce lecieć do Julki. w końcu ona jej tylko prawdę powiedziała. A Dawid niech spada na drzewo. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Wybacz, że tak późno komentuję, ale mam mało czasu czasami. Mam nadzieję, że po tej szczerej rozmowie piłkarze z Barcelony zaczną grać porządnie i już nie przegrają żadnego meczu! Niedobrze, że w życiu Izy pojawił się jej były. Mam nadzieję, że on nie popsuje relacji pomiędzy nią a Alexisem! Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że piłkarze się w końcu ogarną i zaczną grać a nie się tylko wygłupiać :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale dłuugi rozdział<3
    Kocham cię, za to że go napisałaś! :)
    Jest idealny. Sama lepiej bym tego nie napisała! :)
    Czekam na nn! <3
    Całuje!
    + u mnie nowy rozdział
    http://hello-in-my-world.blogspot.com

    Całuję! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na pierwszy rozdział na http://twists-of-love.blogspot.com/ :)) zachęcam do wyrażenia swojej opinii w komentarzu ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. ahhaha Pedro biagający za motylem =.= hahahaah mnie rozwaliłaś...
    a co do tego Dawida, to chłopak dał by sobie już święty spokój a nie mi tu nawiedział Izę.
    Świetny rozdział :) Chłopaki wzięliby sie do treningów a nie leżeli na ziemii ;pp
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Łaaa, ale długi :D I fajny!
    Całkowicie rozumiem Izę i pewnie postąpiłabym jak ona.
    Ten Dawid to jakaś życiowa porażka... O.O
    No i nieogarnięci piłkarze, hihi <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. ach klasyk...złamane serce pozostało...

    (3 godziny później)

    i like it. słodko, Alexis < 333 sceny z treningu najlepsze, były D mógłby zniknąć XD

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na nowość na http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/
    PS: Zaraz tu wrócę i przeczytam nowy u Cb :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oby ta rozmowa z piłkarzami pomogła. Dawid mógłby już sobie odpuścić. Przecież widzi, że Iza jest szczęśliwa. Super rozdział Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  11. http://story-of-arsenal.blogspot.com/ Zapraszam na rozdział 8 : )

    OdpowiedzUsuń
  12. Prolog na http://tu-me-ayudas.blogspot.com/. Zapraszam serdecznie! :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie no kanapka z Xaviego i Pedro biegajacy za motylem hahah tak umarłam właśnie. Chłopcy nieźle to ujeli " traktujemy ciebie jak starszego brata" . Głupi David ciagle się wtrąca, myśli, ze jest nie wiadomo kim i, że Iza padnie mu do stup pfff... Alexis <3 Wie kiedy się pojawić <3
    Pozdrawiam :*
    male-jest-wredne.blogspot.com ----> Zapraszam na rozdział 16 :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Serdecznie zapraszam do mnie na 8 rozdział!
    http://manutdlov.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. http://fcbyeverydaylife.blogspot.com/2013/03/rozdzia-17.html Zapraszam na siedemnastkę a tak przy okazji świetny rozdział:*:*

    OdpowiedzUsuń
  16. zapraszam na mojego nowego bloga: escenas-de-la-vida.blogspot.co, gdzie już pojawił się prolog :>

    OdpowiedzUsuń
  17. Serdecznie zapraszam do siebie na dziewiątkę :)
    http://manutdlov.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. http://fcbyeverydaylife.blogspot.com/2013/03/rozdzia-18.html Zapraszam na osiemastke!

    OdpowiedzUsuń
  19. zapraszamy na www.vida-contigo.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  20. http://volvere10.blogspot.com/
    III rozdział, zapraszam! :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie no, ten Dawid tak mnie denerwuje, że nie wiem, co zaraz zrobię!
    Podziwiam Alexisa, że potrafi z nim wytrzymać. Ja dawno już bym wybuchła złością i zrobiła mu krzywdę xD
    Rozdział świetny ;)
    Czekam z niecierpliwością na następny ;)
    one-direction-wonderful-story.blogspot.com
    kimberly-gabrielle-and-one-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń