Mimo tego, że Julia oficjalnie mieszkała już z Albą, że była
w Barcelonie, tak blisko mnie, nie miałyśmy żadnego kontaktu. Nie myślałam, że
w jakiś sposób urażę ją tym, co powiedziałam na spotkaniu. To chyba normalne,
że byłam wobec niej szczera… Cóż. Nie wiem czy to, że nie miałam wyrzutów
sumienia było dziwne, ale nie przejmowałam się tym. Jeśli ta przyjaźń miała
skończyć się właśnie w taki (głupi) sposób, niech i tak będzie. Jeżeli
błahostka jest w stanie przekreślić tyle lat wspaniałej znajomości, to czy ona
w ogóle była czegoś warta?
Nie załamywałam się, wręcz przeciwnie, już dawno
przyzwyczaiłam się do nieobecności Julii. Tę pustkę skutecznie wypełniała
Antonella, od niedawna coraz lepiej dogaduję się również z Shakirą, a poza nimi
mam jeszcze moich najwspanialszych na świecie braci z Camp Nou, no i Alexisa.
Wiem, wiem, może nie zachowuję się najlepiej nie walcząc o Julkę, ale właściwie
po co? Dlaczego to zawsze ja muszę się o coś starać? Przecież to nie moja wina,
że w ogóle nie rozmawiamy, choć znów mieszkamy tak blisko siebie. Niestety nie
mam zwyczaju przepraszać za szczerość, która jest podstawą przyjaźni…
Rozumiałabym Julę, gdyby Jordi zareagował inaczej, a on był przeszczęśliwy!
Myślała, że będzie go okłamywać przez całe życie? Nie pozwoliłabym na to!
Dość o niej. Czas zająć się treningiem.- Gerard!- krzyknęłam
w stronę piłkarza znajdującego się na drugim końcu boiska machając ręką.-
Zapraszam do mnie!
Pique pojawił się obok kilka sekund później.- Słucham, pani
trener!- zasalutował.
-Robisz ten sam błąd, co ostatnio. Myślisz, że Rayo to słaby
przeciwnik, ale jeśli ich zbagatelizujesz, będzie tak jak na poprzednim meczu.
„Zaśniesz” w defensywie, zrobisz jeden głupi błąd i w konsekwencji przegramy.
Pamiętasz Sociedad? Było dokładnie tak samo. Wygłupiałeś się na treningach, na
ostatnim w ogóle cię nie było, a mecz wypadł… tak jak wypadł.
-To nie tylko moja wina!- oburzył się.- A Adriano,
Fabregas?!
-Nie szukaj winy u innych, zacznij od siebie, przyjacielu!-
przeczesałam jego bujną czuprynę.
-Co „Fabregas”?!- usłyszeliśmy z oddali głos Cesca.
-O nie… No to zaczynamy przedstawienie.- mruknęłam. W takiej
sytuacji lepiej było znaleźć sobie bezpieczne miejsce.
-Nic, nic! Wspominałem tylko, jak przez ciebie przegraliśmy
z Sociedad.- Gerard parsknął śmiechem.
-Oo nie, to był tylko i wyłącznie twój błąd.- piłkarzy
dzieliła coraz mniejsza odległość. Czułam, że to się skończy tak, jak zawsze.-
Podałem do ciebie, ale chyba zapomniałeś jak być obrońcą.
-Podawałeś mi w chwili, gdy w naszym polu karnym było
sześciu przeciwników, idioto, mogłeś to wybić!
W tym momencie usłyszałam gwizdy i oklaski wszystkich
obecnych. Dobrze, że to nie był otwarty trening.
-Tylko nie „idioto”.- pomocnik Blaugrany odparł poważnym
tonem.
-Proszę was, skończcie na tym etapie, bo…
-No to kto dalej!- krzyknęli obaj, nie dając mi dokończyć.
Piłkarze ustawili się obok siebie. Ich konkurencją było to,
kto splunie dalej, nienawidziłam tej formy… rywalizacji? Ten, kto wygra wymyśla
karę przegranemu. Chore i obleśne!
Odwróciłam się, nie chciałam tego widzieć. Zawody oczywiście
szybko się nie zakończyły, bowiem po Pique i Fabregasie ustawili się Alba z
Alvesem, Pedro z Villą i Valdes z Mascherano.
-Jeżeli za dziesięć sekund nie wznowicie treningu,
zostajecie tutaj całą noc ćwicząc!- w końcu do akcji wkroczył Jordi Roura. Całe
szczęście. Najgorsze było to, że asystent Tito coraz gorzej radził sobie z
drużyną. Choć lepszych statystyk nie można sobie wymarzyć, to nikt nie wie co
dzieje się na treningach, gdzie panuje istny chaos, którego niestety Jordi nie
potrafił ogarnąć, a ja nie umiałam mu pomóc. Spotkania drużyny przed meczami
stały się zabawą, a nie ciężką pracą. Modliłam się, by Vilanova wrócił jak
najszybciej i przywrócił dyscyplinę.
-Jesteście nie fair w stosunku do Roury.- rozmawiałam z
Sanchezem. Musiałam wykorzystać moment, kiedy mieli przerwę.- Naprawdę tego nie
dostrzegłeś?- dodałam widząc jego minę.- Zachowujecie się jak dzieci, nie
szanujecie przeciwników… Nie poznaję was, nie poznaję ciebie! Przecież jeszcze
niedawno przygotowując się nawet do meczu towarzyskiego traktowaliście to
poważniej, niż spotkanie w Champions League!- pokiwałam głową.- Alexis,
proszę…- bolało mnie serce, kiedy patrzyłam na bezradnego Rourę.
-Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Ale przecież sam nie
przemówię im do rozsądku!- w tym momencie rękawica bramkarska wylądowała na
jego głowie. Sanchez zareagował śmiechem, bez zastanawiania pobiegł do Valdesa
i zaczęli się przepychać doskonale się przy tym bawiąc.
-No tak…- mruknęłam wzdychając głośno.- Jordi!- zwróciłam
się do trenera.- Wiadomo już, kiedy wraca Tito?
-Za jakieś trzy – cztery tygodnie…- odparł zmęczony.- Nie
wiem, czy dam radę.
-No pewnie! Nie mam co do tego wątpliwości!
-Naprawdę? Twoja mina mówi coś innego.- zaśmiał się krótko.-
Sama widzisz, co się z nimi dzieje.- spojrzał na Pedro, który biegał po boisku
ganiając motyla.- Vilanova ma silny charakter, dzięki czemu zawsze potrafi sobie
z nimi poradzić. Guardiola doskonale prowadził drużynę, odchodził mając na
koncie wszystkie możliwe trofea. A ja…
-A ty za bardzo się w to wszystko wczuwasz. Wiem, pełnisz
teraz bardzo odpowiedzialną rolę, starasz się, ale: oczekujesz czegoś w zamian,
czego oni ci nie dają, bo czują się za pewnie. Mając taką przewagę nad
rywalami, zwycięstwo mamy już praktycznie w kieszeni. Wystarczy to tylko
utrzymać.- westchnęłam patrząc na piłkarzy leżących na murawie.- Ale pracować
powinni do ostatniego meczu w sezonie…
-Iza, błagam cię, pomóż mi, jestem bezsilny!
Objęłam Jordiego i obiecałam, że zrobię co w mojej mocy.
Pozostała tylko kwestia tego, co jestem w stanie uczynić. Z Alexisem nie będzie
problemu, z Pique i Messim również. Dziewczyny sobie z nimi poradzą. Ale co z
resztą? Może zrobię jakieś zebranie? Tak, zebranie z podejściem
psychologicznym! Tylko od czego zacząć…?
* * *
-Alexis, proszę. Nie wiem co w was wstąpiło…
-Ale czemu tylko mnie się za to obrywa?- spojrzał na mnie z
wyrzutem.- To nie moja wina.
-Jutro na treningu porozmawiamy wszyscy.- siedzieliśmy w
salonie, chciałam jak najlepiej wykorzystać czas, kiedy jesteśmy sami.- Ale
teraz… Możesz mi wytłumaczyć co się dzieje? Okej, połowę sezonu mamy za sobą,
jesteście pierwsi w tabeli, mistrzostwo jest już prawie pewne. Na początku,
kiedy zaczynaliśmy ligę, statystyki były o wiele lepsze, niż teraz. Nie
poczuliście się trochę za pewnie?- westchnęłam. Miałam nadzieję na jakieś
sensowne wyjaśnienia.
-Traktujesz to za poważnie.
-A ty podchodzisz do tego zbyt… nieodpowiedzialnie!-
oburzyłam się.
-Więc to wszystko dzieje się z mojej winy? A właściwie, co
się dzieje?- uniósł brwi.
-Nie wiesz o co mi chodzi? Spieszę z wyjaśnieniami!-
zaśmiałam się ironicznie.- Ostatnie kolejki: przegrana, dwa remisy, z trudem wywalczone
zwycięstwo z zespołem z końca tabeli! A teraz przypomnij sobie początek sezonu.
O porażce nie było mowy, byliście niesamowicie skupieni, a przede wszystkim
zgrani! Miałam wrażenie, że czytacie sobie w myślach.
-Ja nie zauważyłem żadnej różnicy.- Chile wzruszył
ramionami. Jego obojętność zaczynała mnie irytować.
-Mam dość. Pomyśl trochę, a zrozumiesz.- moja cierpliwość
się kończyła, co jakiś czas brałam głęboki oddech, żeby tylko nie zacząć
krzyczeć.- Lepiej pójdę spać, jestem zmęczona.
-Dobranoc.- Sanchez zakończył naszą wieczorną rozmowę.
Nienawidziłam się z nim kłócić, na szczęście rzadko się to
zdarzało. Na porządku dziennym były jedynie lekkie sprzeczki, które kończyły
się śmiechem. Miałam nadzieję, że Alexis nie będzie na mnie zły…
* * *
Udało mi się zorganizować spotkanie. Kiedy na trening
przyszli już wszyscy, towarzystwa nie dało się uspokoić.
-Oddajcie mi te telefony!- krzyknął Roura.
-Jak dzieci…- westchnęłam.
Po zebraniu komórek, w końcu mogliśmy zaczynać… chyba.
Siedzieliśmy na murawie na środku boiska.
-Więc… pewnie wiecie, po co się tu dziś zebraliśmy.
-Właśnie nie bardzo.- oznajmił Pedro.
-Nie denerwuj mnie.- syknęłam.
-Żartuję. Zebraliśmy się tutaj, by móc połączyć węzłem
małżeńskim Isabelle Polańską i Alexisa Sancheza.- wybuchł śmiechem, a chwilę
później wtórował mu już cały zespół.
-Zamknij się, idioto.- Chile szturchnął go w ramię.
-Otóż, Pedro, chodzi o to, że jak dalej będziesz się ze
wszystkiego śmiał – znów zakończymy sezon jako wicemistrzowie.- pokiwałam głową.-
Oczywiście to nie dotyczy tylko jego!- spojrzałam na resztę.
-Możecie choć przez chwilę być poważni?- wtrącił się Jordi.-
Proszę, nie możecie zaprzepaścić tej przewagi! A jeśli nie chcecie tego zrobić
dla mnie… zróbcie to dla Tito.
Chyba podziałało. Piłkarze momentalnie ucichli, wyprostowali
się. Na Camp Nou było teraz słychać tylko szum wiatru, nic więcej. Słowa Roury
były jak… czuły punkt.
Spojrzałam na trenera. Widziałam po jego minie, że to była
ostateczność. Nie chciał o tym mówić, ale nie było wyjścia, a wiedział, że na
to na pewno odpowiednio zareagują.
-Ale to nie tak, że my się na tobie wyżywamy, czy coś…-
odezwał się David Villa.
-Przez chwilę miałem wrażenie, że myślicie, że to ja jestem
winny nieobecności Vilanovy.- skrzywił się.- Po prostu widzę jaki macie kontakt
z nim, a jaki ze mną. Tito jest dla was jak ojciec, prawda? Tak to przynajmniej
wygląda.
-A ty to nasz starszy brat!- głos zabrał Thiago.
-Przy którym nie koniecznie trzeba być grzecznym tak, jak
przy tacie!- dodał Cesc śmiejąc się.
-Więc nie czujecie…
-Tej presji!- przerwał mi Marc Bartra.
-No tak, ty szczególnie, młody!- zaśmiał się Xavi.- Chodzi o
to, że ciebie Jordi, traktujemy jak brata. Tylko albo aż.- stwierdził patrząc
na trenera.- Po prostu wiemy, że ty nie skarcisz nas wymyślną karą na koniec
treningu, tak jak to kiedyś robił Pep, a teraz Tito.
-Więc powinienem to wprowadzić!
-Nie!- krzyknął jedenastoosobowy chór.
-Naprawdę nie trzeba.- oznajmił spanikowany Alexis.- Bez
tego weźmiemy się do roboty, prawda chłopaki?- spojrzał na kolegów błagalnie.
-Pewnie.- w końcu odezwał się Alba, który do tej pory
jedynie patrzył na mnie jakby wyczekując, że zacznę rozmowę. Po tamtym
spotkaniu mam wrażenie, że się mnie wstydzi!
-Pożyjemy, zobaczymy.- Roura miał haka na piłkarzy. Najbliższe
treningi i mecz pokażą, czy drużyna z Camp Nou rzeczywiście wróciła do
normalności. Boję się wiedzieć co będzie, jeśli tego nie zrobią. Jestem pewna,
że wtedy Sanchez prędko do domu nie wróci.
-No cóż. Sami się wkopaliście!- wybuchłam śmiechem widząc
blade twarze piłkarzy.
W tym momencie wzrok wszystkich obecnych skierował się w
stronę Xaviego. Dani Alves dał znak i chwilę później wszyscy leżeli na
pomocniku Blaugrany śmiejąc się.
-Jak już ze mnie zejdziecie to przysięgam, że nie będzie
wesoło!- głos Hernandeza był ledwo słyszalny.
-Koniec tego, bo zrobicie mu krzywdę!- krzyknęłam
szturchając leżącego na samym szczycie Albę, który czując mój dotyk odskoczył
jak oparzony.- Ej, co jest?- uniosłam brwi.- Chodź tutaj, przyjacielu!
Jordi posłusznie podszedł do mnie ze spuszczoną głową.- Tak?
-Spójrz na mnie.- splotłam ręce na piersiach.- No!
W końcu wykonał moje polecenie.
-Co się z tobą dzieje?- zapytałam wyraźnie zaniepokojona.
-Czuję się jak idiota po tym spotkaniu. Blanca nieźle mnie
wkręciła.- skrzywił się.
-Julia.- poprawiłam go.
-Blanca brzmi lepiej.
-Hmm… W twoich ustach owszem.- pokiwałam głową.- Ale daj
spokój, wszystko jest wyjaśnione, czym ty się jeszcze przejmujesz?!
-Ciągle łapię się na tym, że jestem taki łatwowierny.
-Ale za każdym razem wyciągasz z tego jakąś lekcję, prawda?-
uśmiechnęłam się życzliwie.
-Tak, to jedyny plus… W sumie dzięki temu…- zatrzymał się.
Poruszał ustami, ale nic nie mówił.
-Przestań się mnie bać, nic ci nie zrobię!- zaśmiałam się.
-A pamiętasz naszą rozmowę? Pamiętasz jak wtedy na mnie
krzyczałaś?!
-Przepraszam! Ale uwierz mi, że na moim miejscu zrobiłbyś to
samo. A więc…?- przygryzłam wargę.
-Dzięki mojej łatwowierności poznałem miłość swojego życia.
-Zabrzmiało oficjalnie!- ucieszyłam się.- Nawet nie wiesz
jak się cieszę.- przytuliłam go.- Ej, chłopaki!- krzyknęłam biegnąc na środek
boiska.
-Papla!- usłyszałam za plecami głos Jordiego.
Nie mogłam nie podzielić się tą wspaniałą wiadomością z „braćmi”.
Przecież wiedziałam, że Alba tego nie zrobi. Po entuzjastycznej przemowie nie
obyło się bez uścisków i życzeń, na które Jordi reagował dość dziwnie. Nie
powinnam się dziwić – zawsze był nieśmiały.
* * *
Znów sama w domu, świetnie! A szczerze? Nienawidziłam tego.
Ta okropna cisza mnie dobijała, nawet muzyka nie pomagała. Z niecierpliwością
czekałam na hałas jaki robi Alexis wchodząc do domu po treningu. Zawsze to
samo, coś w stylu schematu: trzy razy stuka kluczem o drzwi, otwiera je, dwa
kroki do przodu, hasło „Jestem, kochanie!”, zamknięcie drzwi iii… moment
czułości, bo zwykle kiedy słyszę, że wraca, przybiegam i z impetem wskakuję na
niego tonąc w jego objęciach.
Miałam nadzieję, że za chwilę usłyszę stukanie w drzwi, że
zaraz Sanchez powita mnie tym swoim promiennym uśmiechem. I nic. Cisza. Ale
zaraz! Przecież nie byłam sama! Spojrzałam na swój lekko zaokrąglony brzuch.
-Już niedługo nie będę się nudzić.- westchnęłam z uśmiechem,
głaskając brzuch.
-Tak, jeszcze tylko jakieś siedem miesięcy.- usłyszałam
niezidentyfikowany męski głos za plecami, to na pewno nie był Chile.
Odwróciłam się powoli.- Jak ty tu…?- zrobiło mi się słabo,
czułam, że blednę. Stał przede mną… Dawid: były chłopak, który tak perfidnie
mnie zranił.
-Mieszkamy naprzeciwko siebie od jakiegoś czasu, wiem gdzie
są drzwi wejściowe.- odparł uśmiechając się szeroko.
-A więc, sąsiedzie… przyszedłeś pożyczyć szklankę cukru?-
starałam się brzmieć jak najbardziej sarkastycznie i oschle, jednak jego wizyta
tak mnie zaskoczyła, że mój głos drżał.
-Przyjmijmy, że tak.- puścił oczko.- był za miły, czułam, że
coś kombinuje. Szczerze mówiąc, trochę się bałam, ale nie dawałam tego po sobie
poznać. Przynajmniej tak mi się wydawało.
-Dobra, czego chcesz?- założyłam ręce na piersi.
-Iza, wróć do mnie.- był tak irytująco pewny siebie…
Uniosłam brwi śmiejąc się.- Widzę, że mimo upływu czasu
nadal masz to samo poczucie humoru!
-Mówię poważnie.- na jego twarzy pojawił się grymas
niezadowolenia. No tak – nie lubił, kiedy ktoś mu się sprzeciwiał.- Ty i ja,
nowe życie.
-Chyba śnisz.- wypaliłam.- Ja już od dawna prowadzę nowe życie,
nie zauważyłeś? To, że tu jestem, że zakładam rodzinę, jestem tak szczęśliwa
jak nigdy!
-O tym szczęściu już gdzieś chyba słyszałem…- westchnął.
Wiedział, że uderza w czuły punkt.
Głośno przełknęłam ślinę. Zakręciło mi się w głowie,
wszystkie wspomnienia momentalnie wróciły. Niesamowicie okropne uczucie.
Myślałam tylko o tym, by nie zacząć płakać i o tym, żeby Alexis w końcu wrócił
z treningu.
-Wtedy nie wiedziałam, co to szczęście.
-Naprawdę? Będąc ze mną…
-Nieważne.- przerwałam.- To przeszłość. Było, minęło, nie ma
sensu do tego wracać.- wzięłam głęboki oddech.
-Daj spokój, przecież wiem, że byłaś we mnie zakochana na
zabój!- zaśmiał się.
-No właśnie, byłam.- uśmiechnęłam się delikatnie.
Nagle usłyszeliśmy trzykrotne stuknięcie w drzwi. Chile wrócił!
Jak zwykle w odpowiednim miejscu i czasie.
-Na mnie już czas.- odwrócił się na pięcie i udał w kierunku
drzwi, które właśnie powoli się otwierały.- Zastanów się!- dodał, mijając się z
Alexisem.
Na szczęście Sanchez o nic nie pytał. Chyba widział po mojej
minie, że nie warto.
-Na tym świecie żyje zdecydowanie za dużo idiotów.-
stwierdziłam wtulając się w narzeczonego.
-Dokładnie. Jeśli będzie nas częściej nawiedzał…
Przerwałam mu pocałunkiem.
-No tak, dość o nim.- powiedział stanowczo, po czym wziął mnie
na ręce najdelikatniej jak potrafił.
-Hej, nie złamiesz mi kości, nie bój się!- zachichotałam.
Brakowało mi tych jego gwałtownych ruchów, kiedy się nie kontrolował.
-No ale ciąża!- krzyknął. Widziałam, że on też za tym
tęsknił.
-Daj już spokój!- zaśmiałam się. Chwilę później tonęłam już
w jego namiętnych pocałunkach.
-Ale ten Dawid…- Sanchez przygryzł wargę.
-Nie przejmuj się nim, jakoś się go pozbędę.- puściłam
oczko.- W końcu zrozumie, że nigdy do niego nie wrócę.
-Nie wrócisz?- uśmiechnął się szeroko.
-Nie mam po co.- stwierdziłam.- A więc, miałeś jakieś
wątpliwości?- uniosłam brwi.
-Tylko się upewniam!
Nie wiem, który to już raz dziękuję Bogu. Za co? Za to, że
postawił na mojej drodze najwspanialszego mężczyznę na świecie. Że poznałam
chłopaków z Camp Nou, że w moim życiu teraz ciągle coś się dzieje. Mogłabym tak
wymieniać w nieskończoność. To niesamowite, minęło stosunkowo niewiele czasu, a
tyle się zmieniło…
__________________________
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za już ponad 4.000 wyświetleń i coraz więcej komentarzy, które cieszą tak samo, jak wygrana Barcy :)
PS.: Już się biorę za czytanie waszych blogów podanych pod poprzednim rozdziałem, dopiero teraz mam czas, w końcu!
PS.: Już się biorę za czytanie waszych blogów podanych pod poprzednim rozdziałem, dopiero teraz mam czas, w końcu!
świetny rozdział :> trochę rozumiem Izę, że nie chce lecieć do Julki. w końcu ona jej tylko prawdę powiedziała. A Dawid niech spada na drzewo. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Wybacz, że tak późno komentuję, ale mam mało czasu czasami. Mam nadzieję, że po tej szczerej rozmowie piłkarze z Barcelony zaczną grać porządnie i już nie przegrają żadnego meczu! Niedobrze, że w życiu Izy pojawił się jej były. Mam nadzieję, że on nie popsuje relacji pomiędzy nią a Alexisem! Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że piłkarze się w końcu ogarną i zaczną grać a nie się tylko wygłupiać :P
OdpowiedzUsuńAle dłuugi rozdział<3
OdpowiedzUsuńKocham cię, za to że go napisałaś! :)
Jest idealny. Sama lepiej bym tego nie napisała! :)
Czekam na nn! <3
Całuje!
+ u mnie nowy rozdział
http://hello-in-my-world.blogspot.com
Całuję! ♥
zapraszam na pierwszy rozdział na http://twists-of-love.blogspot.com/ :)) zachęcam do wyrażenia swojej opinii w komentarzu ^^
OdpowiedzUsuńŚwietne!
OdpowiedzUsuńahhaha Pedro biagający za motylem =.= hahahaah mnie rozwaliłaś...
OdpowiedzUsuńa co do tego Dawida, to chłopak dał by sobie już święty spokój a nie mi tu nawiedział Izę.
Świetny rozdział :) Chłopaki wzięliby sie do treningów a nie leżeli na ziemii ;pp
Pozdrawiam :)
Łaaa, ale długi :D I fajny!
OdpowiedzUsuńCałkowicie rozumiem Izę i pewnie postąpiłabym jak ona.
Ten Dawid to jakaś życiowa porażka... O.O
No i nieogarnięci piłkarze, hihi <3
Pozdrawiam :*
ach klasyk...złamane serce pozostało...
OdpowiedzUsuń(3 godziny później)
i like it. słodko, Alexis < 333 sceny z treningu najlepsze, były D mógłby zniknąć XD
Zapraszam na nowość na http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPS: Zaraz tu wrócę i przeczytam nowy u Cb :)
Oby ta rozmowa z piłkarzami pomogła. Dawid mógłby już sobie odpuścić. Przecież widzi, że Iza jest szczęśliwa. Super rozdział Czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńhttp://story-of-arsenal.blogspot.com/ Zapraszam na rozdział 8 : )
OdpowiedzUsuńProlog na http://tu-me-ayudas.blogspot.com/. Zapraszam serdecznie! :*
OdpowiedzUsuńNie no kanapka z Xaviego i Pedro biegajacy za motylem hahah tak umarłam właśnie. Chłopcy nieźle to ujeli " traktujemy ciebie jak starszego brata" . Głupi David ciagle się wtrąca, myśli, ze jest nie wiadomo kim i, że Iza padnie mu do stup pfff... Alexis <3 Wie kiedy się pojawić <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
male-jest-wredne.blogspot.com ----> Zapraszam na rozdział 16 :*
Serdecznie zapraszam do mnie na 8 rozdział!
OdpowiedzUsuńhttp://manutdlov.blogspot.com/
http://fcbyeverydaylife.blogspot.com/2013/03/rozdzia-17.html Zapraszam na siedemnastkę a tak przy okazji świetny rozdział:*:*
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego nowego bloga: escenas-de-la-vida.blogspot.co, gdzie już pojawił się prolog :>
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam do siebie na dziewiątkę :)
OdpowiedzUsuńhttp://manutdlov.blogspot.com
http://fcbyeverydaylife.blogspot.com/2013/03/rozdzia-18.html Zapraszam na osiemastke!
OdpowiedzUsuńzapraszamy na www.vida-contigo.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńhttp://volvere10.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńIII rozdział, zapraszam! :D
Nie no, ten Dawid tak mnie denerwuje, że nie wiem, co zaraz zrobię!
OdpowiedzUsuńPodziwiam Alexisa, że potrafi z nim wytrzymać. Ja dawno już bym wybuchła złością i zrobiła mu krzywdę xD
Rozdział świetny ;)
Czekam z niecierpliwością na następny ;)
one-direction-wonderful-story.blogspot.com
kimberly-gabrielle-and-one-direction.blogspot.com