Każda kończąca się znajomość zostawia po sobie ślad.
Mniejszy, czy większy, ale zawsze odczuwamy pewną… pustkę? Nie jest tak, że
ktoś, kto pojawił się w naszym życiu, przyzwyczaił nas do siebie, przeżył z
nami wspaniałe chwile, nagle znika. Po prostu, z dnia na dzień. Nie. On już na
zawsze pozostanie. W sercu, świadomości, zachowaniu i miejscach, które będą o
nim tak mocno przypominały. Pewna osoba, uzależniając mnie od siebie kilka lat
temu sprawiła, że teraz w każdym nowo poznanym człowieku szukam jego, Dawida.
Na razie tylko w jednym mężczyźnie nie udało mi się go znaleźć, dzięki czemu
jestem podwójnie szczęśliwa. Cóż, wydaje mi się, że wiadomo, o kogo chodzi.
-Hej, mała! Możesz opróżnić kieszenie? Bo wydaje mi się, że
skradłaś mi serce!
-Skończ już pajacować.
-Dopiero się rozkręcam!- poruszył brwiami.- Hej, mała!
-Ja ci dam „mała”!- rzuciłam poduszką w stronę Alexisa.
Męczył mnie tekstami „mistrza podrywu” już od dobrej godziny.- Muszę stąd jak
najszybciej wyjść, bo oszaleję.- westchnęłam znudzona.
-Pójdę z tobą.- Chile uśmiechnął się łobuzersko.
-Czy dzisiaj w Hiszpanii obchodzony jest dzień męczenia
ludzi?- wywróciłam oczami.
-Poprawka. Dziś świętuję dzień denerwowania Izy!- krzyknął
radośnie. Miał tak dobry humor, że udało mu się mnie nim zarazić. W
końcu, bo strasznie mi tego brakowało. Ostatnie wydarzenia tak mnie zdołowały,
że ciężko było mi chociażby wymusić uśmiech, ale na posterunku jak zwykle było
niezastąpione, świecące tylko dla mnie Słońce chilijskiej narodowości.
-Złaź ze mnie!- wrzeszczałam, wiercąc się jak opętana.-
Alexis, do cholery, to nie jest śmieszne!
Najpierw Sanchez wlazł na mnie, przygniatając moje kruche
ciało ciężarem swojego, a następnie sprytnym ruchem wstał z sofy, po czym
podniósł mnie i delikatnie postawił naprzeciw siebie.
-Nie jestem manekinem.- mruknęłam, z wściekłości mrużąc
oczy.
-Cii, próbuję cię rozweselić.- puścił oczko i… znów zaczął
mnie ustawiać, ale tym razem zaczęło mi się to podobać. Chile patrząc wprost w
moje tęczówki napierał na mnie swoim ciałem, przez co powoli się cofałam, aż w
końcu poczułam, jak dalszą drogę toruje mi ściana, o którą właśnie się oparłam.
Alexis wsparł ścianę ramionami tak, że między nimi
znajdowała się moja głowa. Widząc, że nie mam zamiaru robić mu na złość
uciekając, przytwierdził moje ręce swoimi do ściany, dzięki czemu nie miałam
pola manewru. Patrzyliśmy na siebie w ciszy, słuchałam nierównego oddechu
Sancheza, nie skupiałam się na niczym innym. W centrum uwagi był tylko i
wyłącznie on. Chcąc chociaż musnąć jego wargi swoimi, spróbowałam się zbliżyć,
jednak narzeczony uniemożliwił mi to.
Uniosłam brwi, obdarowując Chilijczyka zabójczym
spojrzeniem.- Coś nie tak?
Odpowiedział donośnym śmiechem.- Wyglądasz przekomicznie.
-Zawsze musisz się ze mnie nabijać?- westchnęłam.- No już,
puść mnie, wszystko zepsułeś!- krzyknęłam z wyrzutem.
-Nie denerwuj się, kochanie, to była rozgrzewka.- zamruczał
mi do ucha.
-Dobrze więc, to twoja ostatnia szansa.- odparłam stanowczo.
Myślałam tylko o tym, by nie dać się zmanipulować, a łatwe to niestety nie
było.
-I tak mi nie uciekniesz!- uśmiechnął się łobuzersko,
ukazując rządek śnieżnobiałych zębów.
-Założymy się?- przygryzłam wargę, a głos w mojej głowie
powiedział tylko „kogo ty oszukujesz…?” - Albo nie.
Chile zaśmiał się krótko.- Dobra, koniec gadki.
Momentalnie spoważnieliśmy. Nasze twarze zbliżyły się do
siebie na odległość jakichś pięciu centymetrów. Zamknęłam oczy. Poczułam na
szyi ciepły oddech Sancheza. Zadrżałam. Wyłączyłam myślenie, w głowie miałam
tylko jego. Po złożeniu kilku pocałunków na moim czole, nosie i policzkach,
przyszedł czas na moment kulminacyjny, podczas którego mogłam stracić łączność
ze światem. A przecież powinnam się już do tego przyzwyczaić!
Okej, spokojnie. Unormowałam oddech, tym samym nie dając nic
po sobie poznać. Wyrwałam się z uścisku, założyłam ręce na jego szyję, a nogi
splotłam na jego biodrach. Alexis zrobił krok w kierunku ściany, dzięki czemu
znów oparłam o nią plecy, ale tylko po to, by zmienić pozycję na wygodniejszą.
Chwilę później napierałam na narzeczonego całym ciałem, całując go zachłannie,
z pożądaniem. Wpijałam się w jego usta, jednocześnie przeczesując jego włosy
palcami.
-Kocham cię, wiesz?- wyszeptałam, przerywając
serię pocałunków.
-Oczywiście, że wiem.- odgarnął mi włosy z czoła.- Możesz
ustabilizować oddech?- uśmiechnął się pobłażliwie.
Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że za chwilę mogłabym
się udusić!
-Ty mnie kiedyś zabijesz.- stwierdziłam, biorąc głęboki
wdech.
Nagle w całym domu zgasły wszystkie światła, musiała
nastąpić jakaś awaria (miałam nadzieję, że chwilowa, ponieważ panicznie bałam
się ciemności). Czułam się jak otumaniona, ciężko było mi się poruszyć,
kompletnie nic nie widząc.
-Cholera, akurat teraz.- szepnął zdenerwowany Alexis.
-W czymś ci to przeszkadza?- zaśmiałam się cicho. Dobrze, że
nie widział mojej miny, która zapewne była komiczna.- Gdzie jesteś?- głośno
przełknęłam ślinę, po czym wyciągnęłam rękę, machając nią nieudolnie w
poszukiwaniu Sancheza.- Ej, to nie jest śmieszne!- oburzyłam się.
-Nie ruszyłem się, odkąd nie ma światła.- odparł z nutą
ironii w głosie.- Cały czas mnie macasz.
-O, rzeczywiście.- z przerażenia najwyraźniej straciłam
zmysł dotyku. Zbliżyłam się do ciepłego ciała Chilijczyka. Objęłam mężczyznę w
talii, wtulając się w jego tors.
-Boisz się, co?- pogłaskał mnie po głowie.
-Trochę…- odpowiedziałam drżącym głosem.
-Ja też.
-Serio?- te słowa dodały mi otuchy.
-Nie.- Alexis parsknął śmiechem.
Promyk rozświetlający mój zrozpaczony umysł momentalnie
zgasł.- Dzięki za wsparcie.- dźgnęłam go w żebra.
-Do usług.- pocałował mnie w czubek głowy.
Staliśmy na środku sypialni wtuleni w siebie już od jakichś
dziesięciu minut. Trochę przyzwyczaiłam się do ciemności, ale strach dalej mnie
męczył.
-Na czym skończyliśmy?- Chile przerwał ciszę.-A, no tak.
Zaśmialiśmy się.
-To może być teraz trudne.- westchnęłam.- Mam pomysł!-
krzyknęłam z entuzjazmem, wyrywając się z objęć ukochanego. Zlokalizowałam
drogę na korytarz. Po odnalezieniu stojącej w nim komody, rozpoczęłam
poszukiwania pożądanych przedmiotów. Po chwili wróciłam do Sancheza z czterema
świecami w dłoniach. Zapaliliśmy je i postawiliśmy tak, by jak najlepiej
oświetlały cały pokój.
Rozejrzałam się. W końcu mogłam zobaczyć rozpromienioną
twarz ukochanego, co od razu wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech.- No
więc…- przygryzłam wargę, ponownie obejmując Chilijczyka w pasie. Stanęłam na
palcach, by móc dosięgnąć jego warg. Ze strony Alexisa nie było żadnego
sprzeciwu. Po prostu pochylił się lekko i połączył nasze usta, które za każdym
razem tak niechętnie się od siebie oddalały…
* * *
Dzisiejszy trening okropnie się dłużył, ale to dobrze,
bowiem do Barcelony w końcu wrócił Tito Vilanova. Śmiem twierdzić, że jest
geniuszem. Nie chciał specjalnych przedstawień powitalnych, po prostu zebrał
piłkarzy, krótko przedstawił, czego będzie wymagał na nadchodzącym meczu i
rozpoczął trening, nie oszczędzając zawodników Blaugrany. Wiedział, że muszą
nadrobić straty, które nagromadziły się podczas jego nieobecności. Nic
dziwnego, że Duma Katalonii straciła formę, nie mając tego wspaniałego
przywódcy. Nikt inny nie potrafi tak zmotywować tych piłkarzy, dać im tyle
pozytywnej energii. Bardzo się cieszyłam, że Tito wrócił z Nowego Jorku w pełni
zdrowia. Byłam naprawdę wdzięczna tym lekarzom. Gdyby nie oni…
-Powiedz, że teraz będzie już tylko lepiej.- zwróciłam się
do trenera. Musiało być lepiej, w końcu powrócił mój drugi ojciec! Z nim mogłam
porozmawiać o wszystkim, z Jordim Rourą niestety nie miałam tak dobrego
kontaktu.
-Pewnie, że będzie.- mężczyzna uśmiechnął się życzliwie.- Mistrzostwo Hiszpanii musi wrócić do domu!
-Dokładnie. Tak samo, jak dziś wrócił do domu ojciec
Mistrzów kraju.- objęłam go ramieniem. Brakowało mi go, jego obecność sprawiła,
że wszyscy poczuliśmy się lepiej.
-Opowiedz mi, co się tutaj wydarzyło!
-Naprawdę chcesz wiedzieć?- skrzywiłam się.
-No tak, w sumie nie chcę. Wiem, do czego są zdolni.-
spojrzał na boisko, gdzie jego podopieczni wykonywali ćwiczenia. Było tak, jak
dawniej. Dyscyplina, która w końcu postawiła ich na nogi. Na efekty nie będziemy
musieli długo czekać – wielkimi krokami zbliżał się przecież kolejny mecz
ligowy. Czułam, że zrobią wszystko, by zakończyć spotkanie z jak najwyższym
wynikiem, dla Tito.
-Brakowało nam ciebie, Jordi sobie nie radził, a ja nie
potrafiłam wystarczająco dobrze na nich wpłynąć…- westchnęłam.
-I tak dobrze się spisałaś. Jedna jedenasta (1∕11)
tego zespołu gra idealnie. Chyba wiesz, o kogo mi chodzi.- oboje skierowaliśmy
wzrok na Alexisa, który obdarzył nas szerokim uśmiechem.- Nie mam co do niego
żadnych zastrzeżeń. Jest inny nie tylko na boisku. Rozmawiając z nim, czułem,
jak… spokorniał. Jeszcze całkiem niedawno był pyskaty w stosunku do sztabu
szkoleniowego, skłonny do kłótni, nie dogadywał się z drużyną, a teraz… Bardzo
się zmienił, a to wszystko to tylko i wyłącznie twoja zasługa. Wpływając na
niego, pomogłaś nie tylko jemu, ale i całemu zespołowi. Sanchez nie poddaje
się, tylko brnie dalej, mimo tego, że do niedawna był w dość kiepskiej formie.
W rozmowie jest ostrożny, jakby obawiał się, że wypowie o jedno słowo za dużo i
tym samym straci przyjaciół. Ten związek działa na niego bardzo dobrze, a bałem
się, że nie będzie potrafił skupić się na grze.
-Na początku tak było.- zaśmiałam się, wspominając pierwsze
tygodnie naszej znajomości.
-Tak, ale chłopak szybko się obudził i nauczył, by na boisku
myśleć trochę więcej o piłce.- kąciki ust Vilanovy uniosły się.
-Na to też trochę wpłynęłam… Ale łatwo nie było!-
zachichotałam.
-Jesteś wielka.- puścił oczko.- I nie chcę słyszeć żadnego
sprzeciwu!- dodał, widząc moją minę, po czym pospiesznie wstał z ławki i
pobiegł do piłkarzy, przedstawiając im kadrę na kolejny mecz.
Wraz z pojawieniem się Vilanovy, na stadionie Camp Nou znów
zaświeciło Słońce. Znowu wygrywaliśmy mecz, za meczem. Ten człowiek czyni cuda,
postawił drużynę na nogi, wspiera ich jak tylko może.
-Ruszać się, mamy ligę do wygrania!- już po raz któryś
słyszałam dzisiaj tę komendę. Piłkarze nie narzekali, tylko posłusznie
wykonywali polecenia, niczym synowie słuchający ojca. Wspaniały widok.
* * *
-Alexis, do cholery, zostaw mnie!- krzyknęłam wściekła.
Miałam go już serdecznie dość. Zaczynałam nie lubić dni, kiedy miał wręcz
idealny humor. Osiągał wtedy szczyt głupoty. Albo przekładał mnie sobie przez
ramię i nosił po domu śpiewając jakieś głupie piosenki i nie zważając na to, że
biję go po plecach i krzyczę wniebogłosy, albo mnie łaskotał (a dobrze wie, że
tego nie cierpię), albo zachodził mnie od tyłu i nagle całował, strasząc
przy tym.
-Przestań się dąsać!- odparł roześmiany.
-Zaraz ci przyłożę.- założyłam ręce na piersi.
-Spróbuj szczęścia kochanie.- Sanchez puścił oczko, po czym
schował się za kanapę.- Najpierw musisz mnie znaleźć!
-Jak dziecko…- pokiwałam głową.- Na pewno nie ma dzisiaj
treningu?- cały czas miałam nadzieję, że jednak dzisiaj wyjdzie z domu i
przestanie mnie męczyć. Chwilę później światełko zgasło. Do Alexisa zadzwonił
Fabregas z informacją, że za pół godziny mamy przyjść na jego imprezę.
Znakomity humor Chile + spotkanie z Cesciem i pewnie resztą drużyny nie wróży
nic dobrego, przynajmniej dla mnie.- Nigdzie nie idę.- oznajmiłam stanowczym
tonem.
-Oj, chyba jednak mi potowarzyszysz.- uśmiechnął się
łobuzersko, podbiegł, podniósł mnie i wyszedł na dwór, kierując się w stronę
samochodu.
-Może dasz mi się chociaż przygotować?- uniosłam brew.
-Wyglądasz idealnie.- pocałował mnie w policzek, usadził w
aucie na miejscu pasażera, po czym sam zasiadł za kierownicą.
-To nie jest dobry pomysł.- głośno przełknęłam ślinę.
-Przecież sama kiedyś mówiłaś, że na naszych imprezach nie
da się nudzić.- co chwilę przenosił wzrok ze mnie na drogę.
-Owszem, ale nie o tym mówię.
-Nie upijemy się!
Pokiwałam głową w geście bezradności.
* * *
-Kochanie, mogłabyś…?
-Jasne.- poszłam po kolejną szklankę chłodnej wody dla
umierającego Alexisa. Imprezę u Cesca, mimo wszystko, można uznać za udaną.
Piłkarze wyrządzili niemałe szkody, ale Fabregas zapewnił, że sobie z tym
poradzi.- Miałeś nie pić!- cisnęłam butelką w Sancheza, byłam wściekła, no i
miałam dość ciągłego biegania do kuchni po uzupełnienie naczynia tak pożądaną
przez niego wodą.
-Przecież widziałaś, że odmawiałem…- odparł zmarnowany, po
czym upił sporą część zawartości butelki.
-Dopóki Pedro nie rzucił hasła „z nami się nie napijesz?!”-
wywróciłam oczami.- Właściwie to jego powinnam skarcić, bo to wszystko zaczął!
-No właśnie!
-Co nie zmienia faktu, że uległeś, i to bardzo łatwo.-
pokiwałam palcem.
Po jakichś piętnastu minutach wykładu, postanowiłam dać mu
spokój. Był okropnie blady, co wyglądało dość dziwnie, bo przecież z natury
miał ciemną karnację. Alexis leżał na kanapie w salonie, opierając głowę o moje
ramię. Zasnął. Uważnie go obserwowałam. Musiało mu się śnić coś przyjemnego, bo
co jakiś czas kąciki jego ust lekko się unosiły. Skupiając się na jego twarzy,
nagle poczułam, że chwycił mnie za rękę. Zupełnie nieświadomie, dalej spał. Wzmocniłam
uścisk. Złość momentalnie minęła. W jej miejsce pojawiła się radość. Radość z
tego, że mogę być przy nim i mieć pewność, że on zawsze będzie obok mnie.
____________________
Wy też macie wspaniały humor, odkąd Barca pokonała Milan 4-0? :D A jak nastroje po losowaniu par ćwierćfinałowych? (: PSG to ciekawy przeciwnik...(:
Świetny rozdział, jak każdy :)
OdpowiedzUsuńNowy na
http://once-fcb.blogspot.com/
Humor mam cudowny od tamtego momentu :D a PSG ... masz rację, ciekawy przeciwnik, ciekawy mecz.
OdpowiedzUsuńNo ale, kilka słów o rozdziale. Sanchez naprawdę się zmienił i dobrze, że Tito powrócił.
Cieszę się także, że nie było jakiejś akcji z Dawidem.
Miejmy nadzieję, że tak już pozostanie :)
Pozdrawiam!
świetny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńw niektórych momentach sie wzruszyłam- tak wiem jestem pojebana.xd
Cieszę sie że Tito powrócił;d
no i ta zmiana Sanchez'a awww*.*
Uwielbiam! <3
Błagam dodaj jak najszybciej nn! :D
Całuję! ♥
+ u mnie nn! :)
http://hello-in-my-world.blogspot.com/
liczę na twoją opinię:)
Ich związek jest wręcz idealny. Sanchez w dobrym humorze jest bardzo słodki *.* Dobrze, że Tito wrócił bo musi ogarnąć tą zgraję ;d Super, że Barca wygrała i na dodatek zrobiła to w wielkim stylu :)
OdpowiedzUsuńJuve z Bayernem i Barcelona z PSG to bez wątpienia najciekawsze mecze, mam nadzieję, że zobaczymy walkę dwóch zespołów, a nie tak jak to było w przypadku ManUtd walki zespołu z Old Trafford z tureckim arbitrem. Co do rozdziału: znakomity jak zawsze, ahh jak Alexis lubi denerwować wybrankę swego serca, mi narwy pewnie już dawno by puściły i chłopak chodziłby z podbitym okiem albo złamanym nosem ;P
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział. Alexis i Iza są so siebie dosłownie stworzeni. Piłkarz w perfekcyjny sposób denerwuje swoją ukochaną. Widać, że nie umieją bez siebie żyć. Tak, jak FC Barcelona bez Tita, który wreszcie sprawił, że drużyna zaczyna wygrywać. Jeśli chodzi o imprezy u Cesca to Alexis powinien słuchać Izy. Wtedy na pewno tak by nie cierpiał! Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńAlexis jest uroczy ;3 Hahaha, a fragment jak wyłączyli światło- dobryyy! :) Końcówka taka kochana :)
OdpowiedzUsuńTak, ja również jakaś taka szczęśliwsza chodzę od tego meczu :D Villa's back, bitches! A co do losowania, to w czwartek założyłam się z kolegami jakie będą pary i...trafiłam 100%. Następnym razem zakładam się o kasę, nie ma to tamto! :D
Czekam na więcej :*
świetny rozdział :> fragment, w którym złapał ją za rękę gdy spała był bardzo ale to bardzo uroczy :> uśmiechnęłam się sama do siebie :D Pozdrawiam :) P.S. nowy na infatuacio.blogspot.com :>
OdpowiedzUsuńOo, polubiłam Alexisa jeszcze bardziej kiedy ma dobry humor :)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciag dalszy :d
Zapraszam na nowy rozdział, ocena mile wskazana :)
OdpowiedzUsuńhttp://manutdlov.blogspot.com
Jejku, przepraszam, że tak długo nie wpadałam, nie wiem, co mi się stało. Jakieś zaćmienie albo coś innego, ale dzisiaj wszystko nadrobię ;)
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały! :) I ten Alexis! Leżę ze śmiechu xD
Życzę dużo weny i czekam na następny rozdział z niecierpliwością ;)
one-direction-wonderful-story.blogspot.com
kimberly-gabrielle-and-one-direction.blogspot.com
nowy na escenas-de-la-vida.blogspot.com :>
OdpowiedzUsuńNo jasne, że też mamy cudowny humor z powodu tak wysokiej wygranej Barcy nad Milanem. :D Tym bardziej, że aż takiego pogromu się nawet nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuńAlexis faktycznie może być troszeczkę irytujący kiedy ma taki wyśmienity humor, ale z drugiej strony jest też pewnie bardzo rozbrajający. :D
Pozdrawiam. xxx [ http://rok-w-raju.blogspot.com ]
Ich związek jak taki słodki *.* Istna sielanka :D
OdpowiedzUsuńA Alexis to jak zawsze enysckhebhnske <333
PSG - faktycznie ciekawy przeciwnik, ale zwycięstwo Barcy jest wypisane w powietrzu :)
Pozdrawiam! :)
Alexis mistrz podrywu mnie rozwalił ;D . Ich związek jest wręcz idealny . Uwielbiam ich ;* . Pozdrawiam ; *
OdpowiedzUsuńBoskie. <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam ich. ;D
Zapraszam na the-meleth.blogspot.com
Ósemka na http://estar-conmigo.blogspot.com/ zapraszam serdecznie!:*
OdpowiedzUsuńhttp://story-of-arsenal.blogspot.com/ Zapraszam na 10.
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy rozdział na - http://las-maravillas-del-futuro.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na trzynastkę, mam nadzieję, że nie pechową :)
OdpowiedzUsuńhttp://manutdlov.blogspot.com
Zapraszam na epilog na you-can-fix-everything.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny.
Buziaki