Nadszedł czas. Dziś wieczorem mieliśmy się spotkać: ja,
Alexis, Leo, Antonella, Jordi i Blanca. Niczego się nie obawiałam, moje
argumenty były nie do przebicia. Celem na początek stało się zrobienie dobrego
pierwszego wrażenia, później teoretycznie powinno być lepiej. Chyba, że
dziewczyna okaże się dokładnie taka, jaką ją sobie wyobraziłam: podła, zimna,
oschła, pewna siebie. Wtedy może być gorzej, ale będę w stanie sobie poradzić,
mam dobre przeczucie. Problemem na kilka godzin przed wyjściem stało się dobranie
odpowiedniego stroju…
-Jak zwykle…- stwierdził lekko zniecierpliwiony Sanchez.- Ty
powinnaś ustalać sobie w czym gdzieś pójdziesz z tygodniowym wyprzedzeniem!
Przewróciłam oczami. Byłam strasznie zdenerwowana,
paraliżowała mnie świadomość, że zostało coraz mniej czasu, a ja nadal rzucałam
sukienkami po całej sypialni. Kiedy Jordi zaznaczył, żebyśmy przyszli w
strojach galowych myślałam, że go uduszę! Ale właściwie czemu mnie to
zdziwiło…? Przecież zawsze lubił imprezy i nawet małe spotkania w takim klimacie.
-Szyk i elegancja!- krzyknęłam przeglądając się w lustrze.
Miałam na sobie którąś z kolei sukienkę (straciłam już rachubę), która mi się
podobała. Tak samo, jak pięć poprzednich...- Źle się w tym czuję.- oznajmiłam
krzywiąc się.
Alexis rzucił we mnie poduszką.- Mam dość, odpadam.
-Najlepsza byłaby klubowa koszulka i krótkie spodenki…-
spojrzałam w stronę wieszaka, na którym wisiały pożądane rzeczy, przygryzając
wargę.
-Nie wiem, czy Alba wpuści cię do domu w takim stroju.
Błagam, choć raz ubierz się elegancko. Masz tyle sukienek, że szafa się nie
domyka, a widziałem cię ubraną w którąś z nich tylko raz.
-Dziwne, że to pamiętasz.- zachichotałam wspominając imprezę
po meczu, z której piłkarze wracali niemalże na czworaka.
-Tej czerwieni nie mógłbym zapomnieć.- puścił oczko.- Na
ślub też założysz koszulkę i spodenki?
-Gdybym tylko mogła…
-Z kim ja żyję…- Alexis westchnął głośno.
Teraz to ja rzuciłam w jego stronę poduszką, po czym popchnęłam go na łóżko i wskoczyłam
na niego. Usiadłam na jego brzuchu opierając się rękami o tors narzeczonego.-
No powiedz, z kim?- uniosłam brwi.
-Jak będziesz mnie tak ściskać to już chyba nigdy nic nie
powiem!- zaśmiał się.
-Powiedz, albo oprę się jeszcze mocniej!
-Żyję z najwspanialszą dziewczyną, jaką znam, chcę poświęcić
jej resztę życia i mam to szczęście, że jest już moją narzeczoną.- spróbował
przyciągnąć mnie do siebie, ale ja dalej stawiałam opór i nie ugięłam rąk.- W
tym momencie wypowiedziałaś wojnę.- oznajmił poważnym tonem, po czym popchnął
mnie na bok. Pochylił się nade mną i spojrzał w ten sposób, że nawet nie musiał
zaczynać mnie całować, żebym straciła oddech.
Błędem z mojej strony było, że dałam to po sobie poznać i
chwilę później Sanchez leżał już obok mnie. A miało być tak pięknie!
-Już się poddajesz?- spojrzałam na niego unosząc brwi.
-Co?! Nawet nie zdążyłem zacząć, a ty już przegrałaś!-
wybuchł śmiechem.
-To był taki chwyt!- wystawiłam język i szybkim
ruchem znów wskoczyłam na brzuch Alexisa. Pochyliłam się nad nim, nasze twarze
dzieliła coraz mniejsza odległość. Postarałam się, żeby tym razem to jemu
przynajmniej zakręciło się w głowie, no i się udało.
-Stosujesz niedozwolone chwyty, teraz moja
kolej.- zbliżył się do mnie i szepnął mi do ucha.- Mamy pół godziny do wyjścia.
-O cholera, zapomniałam!- podskoczyłam jak
oparzona i znów zaczęłam rzucać ubraniami po pokoju.- A makijaż, włosy, które
buty?!- panikowałam.
-Sanchez triumfuje!- uniósł ręce szczerząc się.-
Musisz coś wybrać, jeśli ja wyjdę w garniturze, a ty na sportowo… no cóż.-
zmarszczył brwi.
-Chyba że…- chwyciłam strój Alexisa, poszłam na
balkon i wrzuciłam elegancki garnitur wprost do basenu uśmiechając się przy tym
szeroko.
-Powiedz, że się przewidziałem.- Chile spojrzał
na mnie błagalnym wzrokiem powoli idąc w moją stronę.
Nie miałam miejsca na ucieczkę.- Dobra, poddaję
się, wygrałeś.- pokiwałam głową w geście bezradności.
-Mało tego, że przegrałaś, to jeszcze zostaniesz
ukarana!- podbiegł do mnie, przerzucił mnie przez prawe ramię trzymając za nogi
i poszedł na dolne piętro.
Zamknęłam oczy, nie chciałam widzieć, co
kombinuje. Poczułam chłodny powiew wiatru – musieliśmy wyjść na dwór.- Mamy
mało czasu, nie rób nic głupiego…- powiedziałam drżącym głosem. Niestety, było
za późno. Sanchez bez słowa wrzucił mnie do ciepłej basenowej wody.
*
* *
-Zgłupieliście?!- „powitał” nas Alba, zaraz po
otwarciu drzwi do swojego mieszkania. Nie ma co się dziwić. W końcu zobaczył
dwójkę idiotów. Alexis miał na sobie krótkie szorty i biały T- Shift, a ja…
dopięłam swego i założyłam koszulkę klubową i spodenki, a na dodatek miałam
jeszcze mokre włosy… Jordi wyglądał oczywiście jak typowy elegancik.
Weszliśmy do salonu, gdzie byli już wszyscy.
Goście wybuchnęli śmiechem, tylko nieznajoma dziewczyna siedziała na skraju
sofy w eleganckiej, długiej sukni, popijając wino z obojętnym wyrazem twarzy.
Jordi z nerwów ciągle poprawiał fryzurę i jaskrawofioletowy krawat, a Pique
robił nam zdjęcia, które zapewne wstawi na wszystkie istniejące portale
społecznościowe. Shakira i Anto zajmowały się dziećmi. A Messi… zanosił się ze
śmiechu. Postanowiłam, że zareaguję tak samo.
-Nie stój jak kołek!- szepnęłam do Chile
szturchając go w żebra.
-To wszystko przez ciebie.- wymamrotał.
-Okej, okej.- zmarszczyłam brwi.- Czy ta
dziewczyna nie wydaje ci się znajoma?- skinęłam głową w stronę… Blanki?
-Jest podobna do Julki.- stwierdził po chwili
zastanowienia.
-To ona!- krzyknęłam. Momentalnie wszyscy
skierowali na mnie wzrok. Patrzyłam na dziewczynę, która była identyczna, jak
moja przyjaciółka. Pełne usta, długie
blond włosy, duże, błękitne oczy. Doskonale znałam to spojrzenie. Ale…
-Ty jesteś Blanca, tak?- przymrużyłam oczy.
Czekałam, aż się odezwie, wtedy wszystko byłoby jasne.
-Tak, to ja.- odparła niepewnie, wymuszając
uśmiech.
-Jordiego mogłaś wkręcić, ale nie mnie, Jula!-
krzyknęłam śmiejąc się, usłyszałam, jak Chile mi wtóruje.
-Co?- Alba uniósł brwi kompletnie
zdezorientowany.
-To moja najlepsza przyjaciółka, z którą
spędziłam całe życie mieszkając w Polsce.- wskazałam palcem w stronę
dziewczyny, która również nie miała pojęcia co robić.- A teraz najmocniej
przepraszamy, musimy porozmawiać na osobności.- puściłam oczko w stronę gości,
chwyciłam Julkę za rękę i wybiegłyśmy na zewnątrz.
-Dziewczyno, co cię opętało?!- złapałam się za
głowę.- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Czemu wcisnęłaś Albie jakąś
historyjkę? Blanca, ciąża? Chcesz go w coś wrobić?!
-Chciałam tylko… być tak szczęśliwa jak ty.
Miałam dość życia w Polsce, ciągle myślałam o Dawidzie, o tym, że sama nie
poradzę sobie z wychowaniem dziecka. Pewnego dnia po prostu rzuciłam wszystko, Anna
została z moimi rodzicami i przyleciałam tutaj, do Barcelony. I wtedy na
lotnisku był też Jordi… Zerkaliśmy na siebie, uśmiechałam się do niego, aż w
końcu podszedł, zaczęliśmy rozmowę i… zaiskrzyło. Później było już tylko
lepiej, spotkania, spacery, no a teraz mieszkamy razem.
-A gdzie mieszkałaś po przyjeździe?
-W hotelu.
-Znam cię tyle lat… a w życiu bym się nie
spodziewała, że odwalisz taką głupotę. Przecież zawsze byłaś odpowiedzialna!
Jak mogłaś zostawić własną córkę?! Czemu nie skontaktowałaś się ze mną…? To
wszystko jest chore. A ta historia, którą wcisnęłaś Albie?
-Co miałam mu powiedzieć? „Cześć, jestem Julia,
uciekłam z domu”?- uniosła brwi.
-Tak! Lepsze to, niż perfidne kłamstwo. A poza
tym, przecież dobrze wiedziałaś, że prędzej czy później to się wyda!
Wystarczyła jedna moja wizyta o Jordiego… Myślałaś, że cię nie poznam?
-Minęło trochę czasu…- przygryzła wargę.
-Przyjaciół się nie zapomina!- pokiwałam głową w
geście bezradności. Nie wierzyłam w to, co usłyszałam.- Zawiodłam się na tobie.
-Ja tylko chciałam przypomnieć sobie, co to
znaczy szczęście! Przy Jordim naprawdę to czuję, może trochę za krótko się
znamy, ale… coś z tego będzie!- mówiła z ogromnym entuzjazmem.
-Okłamałaś go. Od razu, na początku znajomości
wcisnęłaś mu kit. Jeśli ci na nim zależy, to idź do niego i powiedz mu prawdę.-
oznajmiłam stanowczo.- Teraz, przy wszystkich.- dodałam, widząc jej minę.
-Po co robić jakieś marne przedstawienie?
-Bardziej marne od twojego „granego” dotychczas
nie będzie, uwierz mi.- odparłam i popchnęłam ją w stronę drzwi wejściowych.
*
* *
Wszystko się udało, a myślałam, że będzie
gorzej. Nie, to za mało powiedziane. W głębi duszy panikowałam, byłam pewna, że
to zakończy się katastrofą. Na szczęście Alba wykazał się wyrozumiałością, za
co naprawdę go podziwiam. Boję się wiedzieć, jak ja zareagowałabym w takiej
sytuacji. Oczywiście był to dla niego szok, ale sobie poradził. Widziałam, że
darzy ją silnym uczuciem, tak jak ona jego.
Ciężko było mi ogarnąć wydarzenia z dzisiejszego
dnia, ale mimo wszystko cieszyłam się, że Julia odnalazła szczęście. W końcu
los się do niej uśmiechnął. Miałam tylko nadzieję, że to kłamstwo było
pierwszym i ostatnim wybrykiem przyjaciółki. Przecież nie może nadwyrężać
zaufania Jordiego!
Najwspanialszym momentem dzisiaj była reakcja
Alby na wiadomość o tym, że Julia ma już małą córeczkę. Obrońca Blaugrany w
pierwszej chwili zbladł, a później nosił moją przyjaciółkę po całym domu
krzycząc „Anna Alba!”. Dziewczynka ma naprawdę ogromne szczęście; Jestem pewna,
że Jordi będzie o wiele lepszy w roli ojca, niż Dawid…
- I co? Nie było tak źle, wtopiliśmy się w
tłum.- zaśmiałam się.
-Lepiej bym tego nie ujął.
Właśnie wracaliśmy z tego jakże obfitego w
ciekawe wydarzenia spotkania. Było już ciemno, wszystkie lampy zgasły,
„ratowało” nas tylko światło bijące z wyświetlacza telefonu Sancheza.
-Ciekawe jak tam twój garnitur.- szturchnęłam
narzeczonego w żebra.
-Chcesz jeszcze raz wlecieć do basenu?
-Niczego bardziej nie pragnę.
-Załatwione.- parsknął śmiechem.