piątek, 22 lutego 2013

23



Nadszedł czas. Dziś wieczorem mieliśmy się spotkać: ja, Alexis, Leo, Antonella, Jordi i Blanca. Niczego się nie obawiałam, moje argumenty były nie do przebicia. Celem na początek stało się zrobienie dobrego pierwszego wrażenia, później teoretycznie powinno być lepiej. Chyba, że dziewczyna okaże się dokładnie taka, jaką ją sobie wyobraziłam: podła, zimna, oschła, pewna siebie. Wtedy może być gorzej, ale będę w stanie sobie poradzić, mam dobre przeczucie. Problemem na kilka godzin przed wyjściem stało się dobranie odpowiedniego stroju…
-Jak zwykle…- stwierdził lekko zniecierpliwiony Sanchez.- Ty powinnaś ustalać sobie w czym gdzieś pójdziesz z tygodniowym wyprzedzeniem!
Przewróciłam oczami. Byłam strasznie zdenerwowana, paraliżowała mnie świadomość, że zostało coraz mniej czasu, a ja nadal rzucałam sukienkami po całej sypialni. Kiedy Jordi zaznaczył, żebyśmy przyszli w strojach galowych myślałam, że go uduszę! Ale właściwie czemu mnie to zdziwiło…? Przecież zawsze lubił imprezy i nawet małe spotkania w takim klimacie.
-Szyk i elegancja!- krzyknęłam przeglądając się w lustrze. Miałam na sobie którąś z kolei sukienkę (straciłam już rachubę), która mi się podobała. Tak samo, jak pięć poprzednich...- Źle się w tym czuję.- oznajmiłam krzywiąc się.
Alexis rzucił we mnie poduszką.- Mam dość, odpadam.
-Najlepsza byłaby klubowa koszulka i krótkie spodenki…- spojrzałam w stronę wieszaka, na którym wisiały pożądane rzeczy, przygryzając wargę.
-Nie wiem, czy Alba wpuści cię do domu w takim stroju. Błagam, choć raz ubierz się elegancko. Masz tyle sukienek, że szafa się nie domyka, a widziałem cię ubraną w którąś z nich tylko raz.
-Dziwne, że to pamiętasz.- zachichotałam wspominając imprezę po meczu, z której piłkarze wracali niemalże na czworaka.
-Tej czerwieni nie mógłbym zapomnieć.- puścił oczko.- Na ślub też założysz koszulkę i spodenki?
-Gdybym tylko mogła…
-Z kim ja żyję…- Alexis westchnął głośno.
Teraz to ja rzuciłam w jego stronę poduszką,  po czym popchnęłam go na łóżko i wskoczyłam na niego. Usiadłam na jego brzuchu opierając się rękami o tors narzeczonego.- No powiedz, z kim?- uniosłam brwi.
-Jak będziesz mnie tak ściskać to już chyba nigdy nic nie powiem!- zaśmiał się.
-Powiedz, albo oprę się jeszcze mocniej!
-Żyję z najwspanialszą dziewczyną, jaką znam, chcę poświęcić jej resztę życia i mam to szczęście, że jest już moją narzeczoną.- spróbował przyciągnąć mnie do siebie, ale ja dalej stawiałam opór i nie ugięłam rąk.- W tym momencie wypowiedziałaś wojnę.- oznajmił poważnym tonem, po czym popchnął mnie na bok. Pochylił się nade mną i spojrzał w ten sposób, że nawet nie musiał zaczynać mnie całować, żebym straciła oddech.
Błędem z mojej strony było, że dałam to po sobie poznać i chwilę później Sanchez leżał już obok mnie. A miało być tak pięknie!
-Już się poddajesz?- spojrzałam na niego unosząc brwi.
-Co?! Nawet nie zdążyłem zacząć, a ty już przegrałaś!- wybuchł śmiechem.
-To był taki chwyt!- wystawiłam język i szybkim ruchem znów wskoczyłam na brzuch Alexisa. Pochyliłam się nad nim, nasze twarze dzieliła coraz mniejsza odległość. Postarałam się, żeby tym razem to jemu przynajmniej zakręciło się w głowie, no i się udało.
-Stosujesz niedozwolone chwyty, teraz moja kolej.- zbliżył się do mnie i szepnął mi do ucha.- Mamy pół godziny do wyjścia.
-O cholera, zapomniałam!- podskoczyłam jak oparzona i znów zaczęłam rzucać ubraniami po pokoju.- A makijaż, włosy, które buty?!- panikowałam.
-Sanchez triumfuje!- uniósł ręce szczerząc się.- Musisz coś wybrać, jeśli ja wyjdę w garniturze, a ty na sportowo… no cóż.- zmarszczył brwi.
-Chyba że…- chwyciłam strój Alexisa, poszłam na balkon i wrzuciłam elegancki garnitur wprost do basenu uśmiechając się przy tym szeroko.
-Powiedz, że się przewidziałem.- Chile spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem powoli idąc w moją stronę.
Nie miałam miejsca na ucieczkę.- Dobra, poddaję się, wygrałeś.- pokiwałam głową w geście bezradności.
-Mało tego, że przegrałaś, to jeszcze zostaniesz ukarana!- podbiegł do mnie, przerzucił mnie przez prawe ramię trzymając za nogi i poszedł na dolne piętro.
Zamknęłam oczy, nie chciałam widzieć, co kombinuje. Poczułam chłodny powiew wiatru – musieliśmy wyjść na dwór.- Mamy mało czasu, nie rób nic głupiego…- powiedziałam drżącym głosem. Niestety, było za późno. Sanchez bez słowa wrzucił mnie do ciepłej basenowej wody.

* * *
-Zgłupieliście?!- „powitał” nas Alba, zaraz po otwarciu drzwi do swojego mieszkania. Nie ma co się dziwić. W końcu zobaczył dwójkę idiotów. Alexis miał na sobie krótkie szorty i biały T- Shift, a ja… dopięłam swego i założyłam koszulkę klubową i spodenki, a na dodatek miałam jeszcze mokre włosy… Jordi wyglądał oczywiście jak typowy elegancik.
Weszliśmy do salonu, gdzie byli już wszyscy. Goście wybuchnęli śmiechem, tylko nieznajoma dziewczyna siedziała na skraju sofy w eleganckiej, długiej sukni, popijając wino z obojętnym wyrazem twarzy. Jordi z nerwów ciągle poprawiał fryzurę i jaskrawofioletowy krawat, a Pique robił nam zdjęcia, które zapewne wstawi na wszystkie istniejące portale społecznościowe. Shakira i Anto zajmowały się dziećmi. A Messi… zanosił się ze śmiechu. Postanowiłam, że zareaguję tak samo.
-Nie stój jak kołek!- szepnęłam do Chile szturchając go w żebra.
-To wszystko przez ciebie.- wymamrotał.
-Okej, okej.- zmarszczyłam brwi.- Czy ta dziewczyna nie wydaje ci się znajoma?- skinęłam głową w stronę… Blanki?
-Jest podobna do Julki.- stwierdził po chwili zastanowienia.
-To ona!- krzyknęłam. Momentalnie wszyscy skierowali na mnie wzrok. Patrzyłam na dziewczynę, która była identyczna, jak moja przyjaciółka.  Pełne usta, długie blond włosy, duże, błękitne oczy. Doskonale znałam to spojrzenie. Ale…
-Ty jesteś Blanca, tak?- przymrużyłam oczy. Czekałam, aż się odezwie, wtedy wszystko byłoby jasne.
-Tak, to ja.- odparła niepewnie, wymuszając uśmiech.
-Jordiego mogłaś wkręcić, ale nie mnie, Jula!- krzyknęłam śmiejąc się, usłyszałam, jak Chile mi wtóruje.
-Co?- Alba uniósł brwi kompletnie zdezorientowany.
-To moja najlepsza przyjaciółka, z którą spędziłam całe życie mieszkając w Polsce.- wskazałam palcem w stronę dziewczyny, która również nie miała pojęcia co robić.- A teraz najmocniej przepraszamy, musimy porozmawiać na osobności.- puściłam oczko w stronę gości, chwyciłam Julkę za rękę i wybiegłyśmy na zewnątrz.
-Dziewczyno, co cię opętało?!- złapałam się za głowę.- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Czemu wcisnęłaś Albie jakąś historyjkę? Blanca, ciąża? Chcesz go w coś wrobić?!
-Chciałam tylko… być tak szczęśliwa jak ty. Miałam dość życia w Polsce, ciągle myślałam o Dawidzie, o tym, że sama nie poradzę sobie z wychowaniem dziecka. Pewnego dnia po prostu rzuciłam wszystko, Anna została z moimi rodzicami i przyleciałam tutaj, do Barcelony. I wtedy na lotnisku był też Jordi… Zerkaliśmy na siebie, uśmiechałam się do niego, aż w końcu podszedł, zaczęliśmy rozmowę i… zaiskrzyło. Później było już tylko lepiej, spotkania, spacery, no a teraz mieszkamy razem.
-A gdzie mieszkałaś po przyjeździe?
-W hotelu.
-Znam cię tyle lat… a w życiu bym się nie spodziewała, że odwalisz taką głupotę. Przecież zawsze byłaś odpowiedzialna! Jak mogłaś zostawić własną córkę?! Czemu nie skontaktowałaś się ze mną…? To wszystko jest chore. A ta historia, którą wcisnęłaś Albie?
-Co miałam mu powiedzieć? „Cześć, jestem Julia, uciekłam z domu”?- uniosła brwi.
-Tak! Lepsze to, niż perfidne kłamstwo. A poza tym, przecież dobrze wiedziałaś, że prędzej czy później to się wyda! Wystarczyła jedna moja wizyta o Jordiego… Myślałaś, że cię nie poznam?
-Minęło trochę czasu…- przygryzła wargę.
-Przyjaciół się nie zapomina!- pokiwałam głową w geście bezradności. Nie wierzyłam w to, co usłyszałam.- Zawiodłam się na tobie.
-Ja tylko chciałam przypomnieć sobie, co to znaczy szczęście! Przy Jordim naprawdę to czuję, może trochę za krótko się znamy, ale… coś z tego będzie!- mówiła z ogromnym entuzjazmem.
-Okłamałaś go. Od razu, na początku znajomości wcisnęłaś mu kit. Jeśli ci na nim zależy, to idź do niego i powiedz mu prawdę.- oznajmiłam stanowczo.- Teraz, przy wszystkich.- dodałam, widząc jej minę.
-Po co robić jakieś marne przedstawienie?
-Bardziej marne od twojego „granego” dotychczas nie będzie, uwierz mi.- odparłam i popchnęłam ją w stronę drzwi wejściowych.

* * *
Wszystko się udało, a myślałam, że będzie gorzej. Nie, to za mało powiedziane. W głębi duszy panikowałam, byłam pewna, że to zakończy się katastrofą. Na szczęście Alba wykazał się wyrozumiałością, za co naprawdę go podziwiam. Boję się wiedzieć, jak ja zareagowałabym w takiej sytuacji. Oczywiście był to dla niego szok, ale sobie poradził. Widziałam, że darzy ją silnym uczuciem, tak jak ona jego.
Ciężko było mi ogarnąć wydarzenia z dzisiejszego dnia, ale mimo wszystko cieszyłam się, że Julia odnalazła szczęście. W końcu los się do niej uśmiechnął. Miałam tylko nadzieję, że to kłamstwo było pierwszym i ostatnim wybrykiem przyjaciółki. Przecież nie może nadwyrężać zaufania Jordiego!
Najwspanialszym momentem dzisiaj była reakcja Alby na wiadomość o tym, że Julia ma już małą córeczkę. Obrońca Blaugrany w pierwszej chwili zbladł, a później nosił moją przyjaciółkę po całym domu krzycząc „Anna Alba!”. Dziewczynka ma naprawdę ogromne szczęście; Jestem pewna, że Jordi będzie o wiele lepszy w roli ojca, niż Dawid…
- I co? Nie było tak źle, wtopiliśmy się w tłum.- zaśmiałam się.
-Lepiej bym tego nie ujął.
Właśnie wracaliśmy z tego jakże obfitego w ciekawe wydarzenia spotkania. Było już ciemno, wszystkie lampy zgasły, „ratowało” nas tylko światło bijące z wyświetlacza telefonu Sancheza.
-Ciekawe jak tam twój garnitur.- szturchnęłam narzeczonego w żebra.
-Chcesz jeszcze raz wlecieć do basenu?
-Niczego bardziej nie pragnę.
-Załatwione.- parsknął śmiechem.




wtorek, 19 lutego 2013

22



-Cesc, przestań! Zachowujesz się jak dziecko!
-Duchem jestem dziesięciolatkiem! A co, już ci się załączył instynkt macierzyński?- Fabregas wybuchł śmiechem.
Biegałam za nim po całym boisku, bo zabrał mi telefon, kiedy do akcji wkroczył Dani Alves.
-Fabs, ogarnij się, przecież ona jest w ciąży.
-Sama ciągle powtarza, że to nie choroba.- odpowiedział ciężko dysząc, ganiałam go już od jakichś dziesięciu minut.- A na treningach nie wolno używać komórek!- pomachał urządzeniem wystawiając język w moim kierunku i pobiegł dalej.
-Dość tej dziecinady, niedługo mecze Ligi Mistrzów, nie obijać się!- krzyknął Jordi Roura. Trener próbował utrzymać dyscyplinę, ale żeby ich uspokoić, musiałby wprowadzić terror.
Przystanęłam na chwilę chcąc odpocząć po gonitwie. Niestety, telefonu nie udało mi się odzyskać, Cesc triumfował. Oparłam ręce o kolana, wtedy ktoś zaszedł mnie od tyłu i podniósł. Kilka sekund później znajdowałam się już twarzą w twarz ze słynną „osiemnastką”.
-Siostro, musimy pogadać.- oznajmił całkiem poważnie.
-Pod bramkę?- uśmiechnęłam się zachęcająco pragnąc go trochę ośmielić, był bardzo spięty.
Odpowiedział poprzez skinięcie głową. Rozmowy pod bramką były już tradycją. Kiedy ktoś miał jakiś problem, wystarczyło spojrzenie w moją stronę. Byłam zastępcą trenera i psychologiem!
-No więc, słucham.- powiedziałam siadając na murawie i opierając się o słupek.- Jordi, proszę cię!- dodałam, widząc obrońcę niepewnie zerkającego w bok.- Chyba się mnie nie wstydzisz?
-Ale…- podrapał się po nosie. Zawsze tak robił, gdy się denerwował.- …to głupie.
-Zdradź, o co ci chodzi i pozwól, że sama to stwierdzę.- puściłam oczko.- Siostry nie musisz się wstydzić.
-Zostaje między nami?
-No pewnie!
-Bo wiesz, pomagasz wszystkim z drużyny i nie chciałbym…
-Spokojnie. Możesz mi zaufać, dobrze o tym wiesz.- mówiłam poważnym tonem.
-Chciałem się tylko upewnić.- wymusił uśmiech.- Ale do rzeczy. Otóż, Iza, ja… się zakochałem i czuję, że to ta jedyna.
-Oo, to świetnie!- ucieszyłam się.- Nie rozumiem, w czym problem.
-Bo to wszystko dzieje się za szybko i mnie przerasta. Znamy się dwa miesiące, a już zdążyłem się tak zaangażować. To niesamowite, ale z drugiej strony przerażające. A co, jeśli to zwykłe zauroczenie? Chyba za bardzo się wkręciłem.- zmarszczył brwi. Widziałam, że ciężko mu było wypowiedzieć te słowa.
-Znajoma historia. Wiesz, uważam, że zauroczenie występuje tylko u nastolatków. Tutaj mamy do czynienia z prawdziwym uczuciem, ale jeśli masz wątpliwości, po prostu zdystansuj się i daj temu czas. Zobaczysz, że będzie tylko lepiej.- pogłaskałam go po ramieniu.
-Ale ona chce się pobrać!- w końcu to z siebie wydusił.
-Co?! Tak szybko?! O nie, przecież to głupie i nieodpowiedzialne…- ta informacja mnie zszokowała. Po dwóch miesiącach znajomości? To niedorzeczne, pozbawione jakiegokolwiek sensu. Jedynym wyjściem było…
-Chcę ją poznać.- oznajmiłam stanowczym tonem.- I przemówić jej do rozumu!
-Może lepiej nie?- Alba był bezradny, musiałam mu jakoś pomóc.
-Znam się na ludziach, odczytam jej zamiary… czy coś w tym stylu.- potraktowałam to trochę jak jakąś zagadkę detektywistyczną. Zależało mi na tym, by odkryć plany dziewczyny. Może wcale nie kochała Jordiego? Nie mogłam pozwolić na to, by ktoś zranił jego uczucia. To mogłoby go doprowadzić do całkowitej rozpaczy, depresji! Jest zbyt wrażliwy, co nie zawsze jest pozytywną cechą.
Wyobrażałam sobie znajomą (?) Jordiego jako podłą, wredną, bezczelną egoistkę, która zrobi wszystko dla pieniędzy. Tylko na jakiej podstawie tak o niej myślałam…? To musiał być jakiś znak. Nie mogłam doczekać się spotkania.
-Przedstawisz mnie jako swoją siostrę.- przygryzłam wargę uśmiechając się.
-Nie powiedziałem ci jeszcze jednego…- głośno przełknął ślinę.
-Tak?
-Blanca jest w ciąży.- Alba momentalnie zbladł.
-Kpisz sobie?
Zapadła cisza. Słyszeliśmy tylko krzyki piłkarzy z drugiego końca boiska i szum wiatru tańczącego między słupkami bramki, pod którą siedzieliśmy.
-Jordi, nie żartuj sobie ze mnie, proszę.- powiedziałam drżącym głosem.
-Chciałbym, żeby to był żart.- westchnął wzruszając ramionami.
-Jesteś pewny, że to twoje dziecko?- uniosłam brwi. To nie było przecież do końca możliwe. Wszystko działo się zdecydowanie za szybko, powoli zaczynałam się gubić.- Zapytaj.
-Jak mogę zapytać dziewczyny, która ciągle mówi, że mnie kocha, czy podczas gdy jest ze mną, zrobiła sobie bachora z kimś innym?!- coraz trudniej było mu panować nad nerwami.
-Chodzi mi o to, że mogła zajść w ciążę przed tym, jak się poznaliście i teraz próbuje ci wcisnąć dzieciaka. Zażądaj testu na ojcostwo.
-Nie mogłaby tego zrobić…- Alba zaczynał się jąkać.
-Znasz ją na tyle dobrze? Nie okazuj ludziom zaufania zbyt szybko, to nie prowadzi do niczego dobrego. Rozumiesz? Jordi, spójrz na mnie.- skierowałam dłonią jego głowę tak, by patrzył mi w oczy.- Zapoznaj mnie z nią, wyjaśnimy wszystko.
Westchnął.- Więc kiedy?
-Jak najszybciej. Nie patrz tak na mnie, chcę ci tylko pomóc!
Jordi unosił brwi nerwowo gryząc się w wargę. Emocje się w nim gotowały, widziałam, że jeśli dalej będzie się zastanawiał co robić, zwariuje. Moim obowiązkiem było mu pomóc.
-Ale przecież ty szybko… uzależniłaś się od Sancheza.- powiedział spoglądając na mojego narzeczonego, który właśnie oddawał strzał na bramkę Valdesa.- I nie stało się nic złego!
-Masz rację. Ale ja od razu czułam, że Alexis będzie dla mnie kimś wyjątkowym. Ty masz wątpliwości, a to nie jest dobry znak na przyszłość, uwierz mi. Oczywiście są wyjątki, ale… Jordi, ja nie chcę, żebyś cierpiał… Zaczekaj, bo z dnia na dzień może się wiele zmienić.
-Mam pomysł!- krzyknął. Miałam wrażenie, że mnie w ogóle nie słuchał.- Zaproszę do nas ciebie, Chile, Leo i Anto, żeby niczego nie podejrzewała, urządzimy wspólny wieczór! Co ty na to?
-Mam jedno małe pytanie.- oznajmiłam szeroko otwierając oczy.- „Do nas”? NAS?!
-A właśnie, Blanca zamieszkała u mnie.- przygryzł wargę.
-Oszalałeś?!- głośno westchnęłam łapiąc się za głowę.- No nie wierzę! Czy ty jesteś aż tak nieodpowiedzialny?!
-Nie krzycz!- oburzył się.
-Dziwisz mi się?! Jestem wściekła!
-Widzę.- odparł opuszczając głowę.- Przepraszam.
-Za co? To twoje życie, niszcz je sobie, proszę bardzo!- machałam rękami podenerwowana.
Byłam zdezorientowana. To, co Alba zdążył już zrobić nie mieściło mi się w głowie. Jak mógł wykazać się taką głupotą?! Kończąc rozmowę myślałam, że to sen. Ale zaraz. Czy ja nie zrobiłam tego samego? A właściwie czy Alexis nie zrobił tego, co czyni teraz Jordi? Ale przecież…
Cholera. Doszło do tego, że sama nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć. Nie, to nie działo się w ten sposób… Co prawda, zakochaliśmy się w sobie… No cóż, choć kiedyś wydawało mi się to niedorzeczne – zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Później było już tylko lepiej, a teraz? Teraz planujemy ślub. Czemu więc tak negatywnie zareagowałam na wiadomości Jordiego? Ta dziewczyna przecież może być zupełnie inna, Alba dobrze dobiera sobie towarzystwo. Chyba, że ślepo zakochany brnie w jakieś kłopoty.
Najbardziej zdenerwowała mnie informacja o rzekomej ciąży znajomej przyjaciela. W to ciężko mi było uwierzyć. Przecież to chore! Tak szybko? Będę musiała wykazać się nie lada cierpliwością w najbliższym czasie…


* * *

-Alexis, proszę cię, jestem wykończona!- westchnęłam głośno. Modliłam się, by ten dzień dobiegł już końca. Zepchnęłam Sancheza na podłogę, kiedy ten zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
Narzeczony pospiesznie wdrapał się na łóżko i ponownie usiłował mnie „obezwładnić”, jednak skutecznie się broniłam.
-Hej, powiedziałam coś!- oburzyłam się.
Skapitulował. Ułożył się wygodnie obok mnie wkładając rękę pod poduszkę.- Ostatnio więcej czasu poświęcasz Albie niż mnie.- powiedział cicho.
-Przesadzasz.- stwierdziłam. Jednak po chwili zastanowienia zrozumiałam, że miał rację. Od naszej rozmowy minęło dopiero kilka dni, a ja tak zaangażowałam się przez ten czas, że prawie zapomniałam o Chile. Wymyślałam sobie scenariusze sytuacji, jakie mogą się wydarzyć na spotkaniu ze znajomą Jordiego, które było zaplanowane na najbliższy piątek. Żyłam tylko tym, a na przyszłości obrońcy Barcelony zależało mi bardziej, niż chyba jemu samemu.- Albo nie, to prawda.- spojrzałam na Alexisa, który… zasnął.- No to pogadaliśmy.- głośno wypuściłam powietrze z płuc.
-Żartuję głupolu.- jego głos tłumiła poduszka. Podniósł się i podparł głowę ramieniem.- Kontynuuj.- dodał poważnym tonem.
-Rzeczywiście trochę za bardzo wciągnęłam się w tę sprawę, przepraszam. Ale to naprawdę poważna sytuacja, od której dużo zależy!
-Przez pewien czas miałem wrażenie, że zapomniałaś o naszym dziecku, nie wspominając o mnie!- zaśmiał się.
-Masz rację, to ty powinieneś być przecież na pierwszym miejscu. A za kilka miesięcy…- spojrzałam na brzuch.
-Będę dzielnie walczył o pierwszą pozycję na „podium”!- parsknął śmiechem.- A teraz wypadałoby mi w jakiś sposób wynagrodzić ten błąd.- puścił oczko.
-Masz coś konkretnego na myśli?- poruszyłam brwiami uśmiechając się łobuzersko.
-Coś wyjątkowego!- krzyknął z entuzjazmem, po czym pochylił się nade mną.
Zwinnym ruchem znów zepchnęłam go z łóżka.
-Ktoś tu gra nieczysto!- rzucił się na mnie trzymając moje ręce, dzięki czemu nie mogłam się poruszyć.- I co teraz?- zamruczał mi do ucha.
-Ja zawsze gram czysto.- szepnęłam.
Chwilę później tonęłam już w jego namiętnych pocałunkach. Chile zachłannie wpijał się w moje usta. Podobało mi się to do momentu, gdy zaczynałam tracić oddech; jak zwykle musiałam zepsuć tak piękną atmosferę. Postanowiłam jednak, że wytrzymam, nie chciałam, żeby nasze usta się od siebie oderwały.
Mocno zaciskałam dłonie, co nie umknęło uwadze Sancheza, który od razu zareagował.
-Przepraszam, zapomniałem, że moje towarzystwo doprowadza cię do zaniku funkcji życiowych.- zachichotał.
-Oj zamknij się.- wyrwałam się z uścisku, po czym przyciągnęłam ręką  głowę narzeczonego tak, bym mogła dosięgnąć jego warg, które w idealny sposób pasowały do moich. Splotłam nogami jego biodra całując go z namiętnością i pożądaniem. Przeczesując jego włosy palcami czułam, jak jego mięśnie drżą. W końcu to ja dominowałam!
Odsunął się ode mnie na moment.- Tym razem to ja straciłem oddech.- westchnął głośno uśmiechając się.- Podoba mi się!- zamruczał, po czym zaczął mnie łaskotać. Od razu czułam się na przegranej pozycji – miałam łaskotki chyba wszędzie!
-Alexis, przestań!- krzyknęłam śmiejąc się. Nagle zobaczyłam błysk flash’a. No tak – Wszystkie okna i taras były otwarte. Kilku mężczyzn krążyło z aparatami wokół domu, ale nie zareagowałam na nich nadzwyczajnie, już się przyzwyczaiłam, wystawiłam tylko język w ich stronę, by jutro mieli o czym pisać.
-Prowokantka.- stwierdził Chile szczerząc się, po czym wrócił do „znęcania się” nade mną.

________________________
Dziękuję za 3000 wyświetleń! :*



 

piątek, 15 lutego 2013

21




Niedawno dotarła do mnie wiadomość, że Julia urodziła. Czemu nie dowiedziałam się o tym od niej, tylko od  mamy? Wystąpiły komplikacje, dziewczyna od momentu porodu jest nieprzytomna, leży w śpiączce. Tyle udało mi się dowiedzieć. Byliśmy w drodze do Polski, stan mojej psychiki z godziny na godzinę pogarszał się. Takiego zdenerwowania nie czułam… w zasadzie nigdy.
W końcu wylądowaliśmy na wrocławskim lotnisku, zadzwonił mój telefon.
Odebrałam widząc na ekranie komórki numer mamy.- Tak?
-Jest w ciężkim stanie, lekarze tracą nadzieje. Przyjedźcie do szpitala najszybciej, jak możecie, proszę…- jej głos był przerażający. Traktowała Julę jak własną córkę…
Rozłączyłam się.- Alexis…
Nie musiałam kończyć. Chile widząc moją minę po prostu złapał mnie za rękę i pobiegliśmy szukać wolnej taksówki. W końcu się udało. Podróż do szpitala wydawała się wiecznością, traciłam panowanie nad nerwami, aż zaczęłam bać się o dziecko. Głaskałam brzuch starając się uspokoić. Sanchez śledził każdy mój ruch, ściskał moją dłoń. Denerwował się tak samo jak ja. Kiedy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, przed ogromnym budynkiem szpitalnym panował chaos. To znaczy… nic nadzwyczajnego się nie działo. To w mojej głowie rozpętała się burza. Skronie pulsowały, tysiące myśli kręciły się wokół jednej, przewodniej: czy ja ją stracę?
Stanęłam na środku korytarza. Rozejrzałam się. Ludzie wokół w ogóle nie zwracali na mnie uwagi, jedni wchodzili do budynku, drudzy wychodzili, za każdym razem drzwi wydawały ten sam, nieprzyjemny dźwięk.
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Gdyby nie Alexis, najprawdopodobniej stałabym dalej nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Sanchez na szczęście potrafił zachować trzeźwość umysłu i nagle (nie mam pojęcia, jak to się stało) znaleźliśmy się przed salą, w której jak się dowiedziałam, ratowano moją najlepszą przyjaciółkę. Chwilę później dostaliśmy informację, że z dzieckiem Julii jest wszystko w porządku.
Spędziliśmy kilkadziesiąt minut na wąskim korytarzu co rusz zmieniając miejsca. W końcu, po ponad godzinie z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Podszedł do nas, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, chyba jedynie zmęczenie.
-Jej stan jest ciężki, ale stabilny. Jutro z samego rana przeprowadzimy kolejną operację, od której będzie zależało wszystko.- każde słowo mężczyzny kłuło mnie w serce. Brano pod uwagę najgorsze, a ja nie wyobrażałam sobie życia bez niej.
-Proszę…- wydukałam drżącym głosem.
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy.- chyba dobrze wiedział, że nie dam rady dokończyć zdania. Uścisnął dłoń Alexisa i zniknął na końcu ciemnego korytarza.
Zostaliśmy sami. Było tak cicho, że słyszeliśmy tylko własne oddechy. Stres przekraczał wszelkie granice. Bałam się, że może to wpłynąć na nasze dziecko, ale nie potrafiłam się uspokoić.
Chciałam spędzić tę noc w szpitalu, razem z Sanchezem, ale narzeczony kategorycznie stwierdził, że to beznadziejny pomysł. Miał rację. Nie miałam siły się nawet sprzeciwiać…
Wróciłam do domu razem z rodzicami. Oczywiście nie było mowy o zaśnięciu, więc myślałam, co będzie dalej. Julia jest silną dziewczyną, wyjdzie z tego. Pytanie, czy będzie mogła opiekować się córką? Po Dawidzie nie ma śladu i raczej nie zanosi się na to, by wrócił. Słuch po nim zaginął. Przyjaciółka podczas mojej ostatniej wizyty wariowała z samotności. Widząc mnie i Alexisa nie wytrzymywała i często wybuchała histerycznym płaczem. To był najlepszy czas, by zacząć nowe życie.
Wyjrzałam przez okno, powoli wschodziło Słońce. To znak. Za chwilę miała rozpocząć się operacja decydująca o wszystkim. Zmrużyłam oczy. Już miałam zacząć wyobrażać sobie, jak Julia siedzi obok i jak zwykle mnie rozwesela, kiedy nagle rozdzwonił się mój telefon.
-Przyjedźcie, zaraz zaczynają.- usłyszałam zmęczony głos narzeczonego.
Nic nie odpowiedziałam, rozłączyłam się i pobiegłam obudzić rodziców. Szybko się ubraliśmy i wyjechaliśmy do szpitala. Moje myśli znowu szalały, nie potrafiłam się uspokoić.
-Akurat teraz tyle stresów…- westchnął tata.- Postaraj się choć trochę wyluzować, w tym stanie powinnaś na siebie uważać…
-Przecież wiem!- krzyknęłam podenerwowana.- Ale to nie jest proste...
-Tak, rozumiem cię, ale chociaż spróbuj…
Wzięłam głęboki oddech. Nie miałam ochoty na rozmowę, chciałam tylko jednego: żeby ta operacja jak najszybciej się zakończyła.
Znów stałam w tym samym korytarzu co wczoraj, oparta o ramię Sancheza. Co jakiś czas głaskałam jego policzek. Był strasznie blady, całą noc spędził tutaj nie zmrużając oka.
Napięcie rosło z minuty na minutę, moje serce biło coraz szybciej, a z bloku operacyjnego było słychać tylko komendy lekarzy i stukanie jakichś metalowych przedmiotów.
W końcu z sali wyszła młoda pielęgniarka. Jej gumowe rękawiczki były całe we krwi, na co zareagowałam głośnym przełknięciem śliny. Nienawidziłam zapachu, a tym bardziej widoku krwi.
-Operacja zakończyła się pomyślnie, dziewczyna odzyskała przytomność, ale jest strasznie zmęczona.- oznajmiła.- Obawiam się, że nie wyrazi zgody na odwiedziny.
-Ale może ją pani zapytać.- odpowiedziałam.
-Oczywiście. Zaraz wracam.- uśmiechnęła się blado i weszła z powrotem do pomieszczenia, skąd kolejno wychodzili lekarze.
Po chwili kobieta wróciła do nas z informacją, że możemy zobaczyć się z Julią.
-Wiedziałam.- szepnęłam sama do siebie i ruszyłam w stronę sali trzymając za rękę Alexisa.- Julka!- ucieszyłam się na jej widok. Byłam bardzo szczęśliwa, wszystko się udało. Delikatnie pocałowałam przyjaciółkę w czoło.
-Wiem, wyglądam strasznie.- szepnęła próbując się uśmiechnąć.
-Najważniejsze, że już jest okej.- odwzajemniłam uśmiech, po czym syknęłam cicho, co nie umknęło uwadze Sancheza.
-Co jest?!- podskoczył jak oparzony i chwilę później już mnie obejmował.- Zasłabłaś?- dotknął mojego czoła.
-Nie, to tylko skurcz.- uspokoiłam go.- Nic mi nie jest.
-Chyba już czas dowiedzieć się czegoś na temat płci dziecka.- Julia mówiła ledwo słyszalnym głosem.- Nie mogę się doczekać.
-Ja z jednej strony też, ale z drugiej… pomyślałam, że powstrzymam ciekawość i dowiem się czy będę miała córkę, czy syna przy porodzie. Muszę się jeszcze zastanowić. To już drugi miesiąc. A co z twoją córeczką?- przygryzłam wargę marszcząc brwi.
-Jest pod dobrą opieką.- zapewniła.- Niestety na razie nie mogę jej zobaczyć. Dopiero jak odzyskam siły… Mam nadzieję, że to nie potrwa długo.- W sumie, powinnam cieszyć się, że żyję.- westchnęła wzruszając ramionami.
-Jesteś silną dziewczyną, byłam pewna, że z tego wyjdziesz.- oznajmiłam, po czym wstałam z krzesła.
-Tęsknisz za tą wspaniałą figurą, co?- uniosła brwi.
-Wrócę do niej!- odparłam z entuzjazmem.

* * *

Kto powiedział, że noc jest od spania? Nie, nie, proszę państwa, noc jest właśnie od niszczenia sobie życia. Od analiz tego, co było już i tak analizowane miliony razy. Od wymyślania dialogów, na które i tak nigdy się nie odważymy. Noc jest od tworzenia wielkich planów, których i tak nie będziemy pamiętać rano. Noc jest od bólu głowy, od wyśnionych miłości.
Tak, znów nie mogłam zasnąć. Świadomość, że Dawid, mężczyzna, którego kiedyś tak mocno kochałam mieszka obok mnie była dołująca. Jaki ten świat jest mały! Zaśmiałam się cicho zerkając na Alexisa w obawie, by go nie obudzić. Moje szczęście uśmiechało się przez sen. Złożyłam delikatny pocałunek na jego czole, po czym wróciłam do przemyśleń. Ostatnia rozmowa z Dawidem sprawiła, że wróciły wszystkie wspomnienia. Radość, miłość, bezgraniczne zaufanie, a później… ból, rozpacz i cierpienie, strach przed ponownym zakochaniem się. Darzyłam go tak silnym uczuciem, a on skreślił to wszystko wypowiadając jedno cholerne zdanie. Pamiętam, jak wyobrażałam sobie przed snem nas na ślubnym kobiercu, później opiekujących się dziećmi… Byłam pewna, że spędzimy razem resztę życia. Co ciekawe, miałam siedemnaście lat. Wykazałam się głupotą i naiwnością.  Doświadczyłam porządnej lekcji, Dawid mnie skrzywdził, ale nauczył tego, by dobrze poznać człowieka. Dopiero potem stwierdzić, że warto mu bezgranicznie zaufać i oddać swoje serce. Oczywiście znów popełniłam ten sam błąd, przecież Damian… nie, nie chcę do tego wracać. Znów spojrzałam na Alexisa. To on pokazał mi, co to jest miłość, i że ona wcale nie musi boleć, ale… ja nadal czułam coś do Dawida, coś, co było silniejsze ode mnie. Jak tylko go zobaczyłam… te duże, brązowe oczy, ciemne włosy i ten uśmiech, mimo tego, że był szyderczy, to taki… taki, jak dawniej… To swego rodzaju słabość. „pierwsza miłość nie rdzewieje”?
-Nie, to nie może być prawda!- wypaliłam, zupełnie zapominając o tym, że Sanchez jest obok.
-Co?- zapytał zaspany.
-Nic ważnego, po prostu nie mogę zasnąć.- poprawiłam poduszkę i przybrałam pozycję siedzącą opierając się o nią.
Chile zrobił to samo.- Myślisz o nim, co?- uniósł brwi.
-Tak…- skrzywiłam się.- Ale zrozum…
-Rozumiem.- odgarnął mi włosy z czoła.- Dobrze znam ten ból, kiedyś byliście bliscy, a teraz jesteście jak zupełnie obcy sobie ludzie.
-Chcę o nim zapomnieć, niczego bardziej nie pragnę, ale to trudne, kiedy on mieszka teraz obok mnie.- dziwne. Rozmawiałam z narzeczonym o byłym chłopaku w taki sposób, w jaki mogłabym rozmawiać z Anto.- Dobrze, że mam ciebie.- spojrzałam na niego wymuszając uśmiech.
-Płakałaś?
Zmarszczyłam czoło. Rzeczywiście, miałam mokre policzki, z natłoku myśli nawet się nie zorientowałam.
-Pamiętasz, co ci kiedyś mówiłem?
-„ Jeśli kobieta raz zapłacze przez mężczyznę i nie będzie to płacz ze szczęścia, jej zaufanie do niego niknie.”- wyrecytowałam.
-Dokładnie.
Więc nad czym ja się jeszcze zastanawiałam…? To było chore. Przecież Alexis to spełnienie moich marzeń, chodzący ideał, teraz jego darzę tak ogromną, niekwestionowaną miłością! To uczucie jest nawet silniejsze. Chile pełnił rolę nie tylko narzeczonego – był również wspaniałym przyjacielem.
-Boże, jaka ja jestem głupia…- wybuchnęłam płaczem wtulając się w ramiona Sancheza.
-Przestań tak gadać, bo mimo tego, że jest środek nocy, rozpętam bitwę na poduszki!- rozładował napięcie śmiejąc się.
-Nie jesteś na mnie zły?- próbowałam ocierać łzy.
-Ale o co?- pocałował mnie w policzek.
-No…
-O to, że jakiś kretyn perfidnie cię zranił, a ty nie możesz o nim zapomnieć?
-Otóż to.- spojrzałam w jego oczy.
-Przestań. To tylko błąd z  przeszłości.
-Hmm… dobrze to ująłeś.- przygryzłam wargę.- Masz rację. To już daleka przeszłość. Ważne jest to, co dzieje się teraz, i co wydarzy się w przyszłości. Przecież w Hiszpanii moje życie zaczęło się od nowa. Po co żyć tym, co już było?
-To nieaktualne.- dodał.
Od razu poprawił mi się nastrój.- Czemu nie pomyślałam o tym wcześniej, zamiast zadręczać się przez tyle godzin, dni, miesięcy?!- byłam na siebie wściekła.
Alexis uderzył mnie lekko poduszką.- Jeszcze kilka słów, a polegniesz w wojnie.- poruszył brwiami uśmiechając się łobuzersko.
-Nie zapominaj, że jestem w ciąży.- uwielbiałam używać tego niepodważalnego argumentu.
-Cwaniara. Ale, zawsze mogę cię zniszczyć inną metodą!- pochylił się nade mną i zaczął całować w dobrze znany mi sposób – po kilkunastu sekundach miałam problemy z oddychaniem.
Wyrwałam się z jego uścisku łapiąc powietrze.- To nie było fair!- krzyknęłam udając oburzenie.
-Ee tam, ja zawsze gram czysto.- puścił oczko.
-Tak? A więc co robią te dwie żółte kartki po dwóch kolejkach na twoim koncie?- uniosłam brwi.
-Wypadek przy pracy. A poza tym to było niesłusznie!
-Jaasne. Dobrze widziałam, co wyprawiałeś na boisku! Pod koniec meczu piłkarze z Malagi bali się do ciebie podejść.- zachichotałam.
-I tak ma być!- wtórował mi.
-Cholera, jest czwarta nad ranem, a o dziewiątej musimy być na Camp Nou…- złapałam się za głowę.- Spać!- krzyknęłam, po czym rzuciłam w Sancheza poduszką.
-Narażasz się, kochanie.- powiedział poważnym tonem.
-Na co?- przygryzłam wargę.
Nie odpowiedział. Po prostu przysunął się do mnie i pocałował, tym razem delikatnie.
-I tak ma być.- powtórzyłam jego słowa szepcząc, po czym wtuliłam się w jego ciepłe ramiona i zasnęłam.