niedziela, 3 lutego 2013

18.



Odkąd jestem w Hiszpanii, jeszcze nie pomyślałam o tym, żeby na stałe powrócić do Polski. Tak naprawdę tutaj zaczęło się moje życie. To właśnie tutaj czuję, że żyję. Codziennie dziękuję Bogu, że tak pokierował moim losem. Boję się wiedzieć co bym teraz robiła, gdyby wtedy, na tamtym meczu nie wylosowano mojego miejsca w konkursie. Nie wiem, czy miałabym drugą szansę na poznanie piłkarzy, a na pewno nie powstałaby taka historia. Dzięki Chile wiem, co to prawdziwa miłość. On pokazuje, że z każdym dniem kocha mnie coraz bardziej, widzę, że jestem dla niego wyjątkowa. Znajomość z nim to najwspanialsze, co mi się w życiu przytrafiło. Życiu, które teraz jest idealne.
Byłam sama w domu, Alexis pojechał do Madrytu na półfinał pucharu króla. Strasznie się denerwowałam, Gran Derbi były zawsze wielkim wydarzeniem, na które z niecierpliwością czekał cały świat. Oglądałam mecz w telewizji, byłam niesamowicie skupiona, kiedy nagle rozdzwonił się mój telefon. Ze strachu aż podskoczyłam.
Wyświetlił się nieznajomy numer.- Słucham?
-Iza, już czas!- usłyszałam krzyk jakiejś dziewczyny, która ciężko oddychała.
-Ale na co?- zdziwiłam się, nie miałam pojęcia o co chodzi.
-Ja rodzę, cholera!
-Ach, Antonella!- w końcu poznałam jej głos. Dzwoniła ze szpitala. Bez namysłu rozłączyłam się i wybiegłam z domu.
Nie miałam prawa jazdy, ale…
-Cóż, chyba nie ma innego wyjścia.- powiedziałam sama do siebie uśmiechając się łobuzersko.- Dam sobie radę, przecież nie zdałam przez głupi błąd, który ćwiczyłam z tatą i opanowałam do perfekcji!- wróciłam do mieszkania po klucze i usiadłam za kierownicą samochodu Alexisa.- Żeby tylko w nic nie uderzyć…- powtarzałam.
Powoli wyjechałam z garażu.- To nie takie trudne.- stwierdziłam i zmieniając bieg lekko dodałam gazu.
Na szpitalnym parkingu znalazłam się po jakichś piętnastu minutach jazdy. Byłam tak zszokowana tym, jak mogłam nie zdać egzaminu skoro tak dobrze mi szło, że prawie zapomniałam o rodzącej Anto! Pospiesznie wyszłam z auta uderzając się przy tym w głowę, zamknęłam je i pobiegłam do kolosalnego budynku. Wpadłam do recepcji ciężko dysząc.
-Antonella Ruccozzo!- krzyknęłam do niskiej kobiety ubranej w biały fartuch, która aż podskoczyła.
-Słucham?- zapytała drżącym głosem.
-Przepraszam.- przygryzłam wargę.- W której sali rodzi Antonella Ruccozzo?- starałam się uspokoić i unormować oddech.
-A kim pani dla niej jest?
-Jestem jej siostrą.- przecież to nie do końca było kłamstwo…
-Drugie piętro, sala numer dwadzieścia osiem.- oznajmiła.
-Dziękuję.- i pobiegłam na górę.
Oczywiście nie wpuszczono mnie na blok porodowy, musiałam czekać na korytarzu. Nie potrafiłam usiedzieć w jednym miejscu, przechadzałam się od ściany do ściany trzęsąc się ze strachu. Nakręcałam się myślami, co będzie, jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli wystąpią komplikacje?
Dostałam smsa. Chile napisał, że jest przerwa, utrzymuje się bezbramkowy remis. Postanowiłam, że nie napiszę mu nic o Antonelli. Wysłanie treści „jestem w szpitalu” też nie było mądre. Odpisałam więc, że trzymam kciuki i czuję, że pokona Casillasa w drugiej części meczu.
W końcu z sali wyszła pielęgniarka. Uśmiechała się. Stres w znacznym stopniu ustąpił fali radości.
-Chłopiec urodził się bez żadnych komplikacji.- poinformowała.- Oboje czują się dobrze, może ich pani odwiedzić.- dodała widząc moją minę.
Bez namysłu weszłam do sporego pomieszczenia. Na środku stało łóżko, na którym leżała szeroko uśmiechnięta Antonella trzymając na piersiach swoje dziecko. Co jakiś czas po jej policzkach spływały łzy.
Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. To, co zobaczyłam było wprost cudowne: w oczach Anto było widać ogromne szczęście i miłość. Mimo potwornego zmęczenia podniosła się tak, by móc usiąść i machnęła ręką w moją stronę chcąc, bym podeszła bliżej. Wykonałam jej polecenie. Wtedy przyjaciółka podała mi synka. Obawiałam się, bo rzadko miałam kontakt z małymi dziećmi, ale kiedy zobaczyłam spojrzenie pełne ufności świeżo upieczonej matki, ośmieliłam się. Ostrożnie objęłam rękoma delikatne ciałko mimowolnie się uśmiechając. Chłopiec obserwował mnie uważnie śledząc każdy mój ruch dużymi, brązowymi oczami. Złapał kosmyk moich włosów pociągając lekko. Towarzyszyło mi uczucie nie do opisania… W tamtym momencie poczułam, jak wspaniale byłoby mieć dziecko.
-Szkoda, że Leo tutaj nie ma…- Antonella wyrwała mnie z przemyśleń.
-Szkoda.- pokiwałam głową na znak bezradności patrząc na przyjaciółkę, jednak szybko skierowałam wzrok z powrotem na Messi Juniora.- Thiago…- uśmiechnęłam się szeroko.
Na sali pojawiła się ta sama pielęgniarka, z którą rozmawiałam na korytarzu.
-Niestety, musi pani opuścić pokój. Pani Ruccozzo przejdzie teraz badania kontrolne.- oznajmiła.
-A kto zajmie się dzieckiem?- przygryzłam wargę z nadzieją, że ja będę mogła to zrobić.
-Proszę się nie martwić, będzie pod dobrą opieką.- uśmiechnęła się.
Niechętnie wyszłam z bloku porodowego i udałam się w kierunku parkingu. Nie czekałam na Anto i Thiago, bo było pewne, że nie zostaną dziś wypisani ze szpitala. Pojechałam do domu. Nie mogłam się doczekać, aż chłopaki wrócą z Madrytu i dowiedzą się o narodzinach nowego członka naszej wielkiej rodziny. Oprócz tego powiem Alexisowi jak jeździłam jego autem. Chyba czas podejść do egzaminu po raz drugi.
Znów zasiadłam przed telewizorem, emocje już opadły. Trafiłam na wiadomości podsumowujące dzień. Oczywiście pokazano skrót meczu. Wynik sprawił, że znów poczułam falę radości. Barca wygrała 2-1, a strzelcem jednej bramki tak jak przeczuwałam był Sanchez.
-Idealnie.- powiedziałam sama do siebie.
To nie był koniec wiadomości. Nagle na ekranie telewizora pojawił się szpital, w którym rodziła Antonella. Prezenterka oznajmiła z uśmiechem, że na świat przyszedł potomek Lionela Messiego. Wiedziałam, że ta informacja obiegnie świat, ale że aż tak szybko…? Czułam, że przyjaciółka nie będzie zachwycona. Tak bardzo chciała uchronić życie prywatne, ale to było po prostu niemożliwe. W końcu każdy chciał wiedzieć, co dzieje się w życiu osobistym najlepszego piłkarza na świecie i jego rodziny.


Po kilku godzinach niewiedzy co z sobą zrobić i wariowania z nudów, przyjechał Alexis.
-No w końcu, ileż można!- krzyknęłam rzucając mu się na szyję.
-Wygraliśmy!- Chile objął mnie w pasie i pocałował.
-Wiem, wiem.- puściłam oczko.- Mam dla ciebie dwie wiadomości. Otóż. Jeździłam dzisiaj twoim samochodem!
-O Boże, nikogo nie zabiłaś?!- przeraził się, ale szybko zauważyłam, że się nabija.
-Tak, mamy sprawę w sądzie.- odparłam ironicznie.- Bardzo dobrze mi szło, dlatego zdecydowałam się na drugie podejście do egzaminu.
-Jestem z ciebie dumny.- złożył delikatny pocałunek na moim czole.
-A teraz najważniejsze.- wzięłam głęboki oddech.- Antonella urodziła!- podskoczyłam z radości.
Sanchez nic nie odpowiedział. Złapał mnie za rękę i wybiegliśmy z domu.
-Jedziemy do niej!- krzyknął równie szczęśliwy.
Z Alexisem za kierownicą dojechaliśmy do szpitala trochę szybciej, niż zrobiłam to ja. Wysiadając znów uderzyłam się w głowę.
-Ciamajda.- Chile zaśmiał się głośno.


Kiedy weszliśmy do pomieszczenia, w którym leżała Anto, Messi już tam był. Obejmował swojego syna dokładnie tak jak ja kila godzin temu.
-Jak się czujesz?- zapytał zatroskany Alexis.
-Bardzo dobrze, najchętniej już dzisiaj bym stąd wyszła.- przyjaciółka odpowiedziała z uśmiechem.
-Jak tam tatuś?- Chile podszedł do Leo i objął go ramieniem.
Argentyńczyk był wpatrzony w syna jak w obrazek. Nawet nie zareagował na Sancheza.
-Nie przeszkadzaj mu!- krzyknęłam do narzeczonego.- Zobaczymy kto się będzie śmiał jak ty doczekasz się potomka.- przygryzłam wargę uśmiechając się łobuzersko.
-Czy ty…?- uniósł brwi.
-Nie.- puściłam oczko.

* * *

Siedzieliśmy w salonie oglądając dość marną komedię.
-Ale pomyśl, to by było wspaniałe!- Chile był podekscytowany.
-Co?- udałam, że nie mam pojęcia o co mu chodzi.
-Nie co, tylko kto.
-Tata Alexis!- krzyknęłam śmiejąc się.
-I mama Isabel.- szturchnął mnie w żebro.
-Nie wiem, czy jestem gotowa podjąć się tak poważnej roli.
-Na pewno będziesz dobrą matką.- uśmiechnął się zachęcająco poruszając brwiami.- A ja będę starał się być jak najlepszym ojcem! Oby tylko nie odziedziczył kondycji po tobie…- zaśmiał się.
-Mam bardzo dobrą kondycję.- odparłam.- Oby nie odziedziczył po tobie…- no tak, Sanchez był idealny.- Cholera, to nie fair.
Chile wybuchł śmiechem.- Ee tam, przecież ja zawsze gram czysto. Mam nadzieję, że odziedziczy po mamie urodę.- zbliżył się do mnie tak, że nasze twarze dzieliło jakieś pięć centymetrów. Złożył na moich ustach jeden z tych pocałunków, które zapierały mi dech w piersiach.
Odpowiedziałam mu tym samym. Sanchez odczytał moją niemą wiadomość.
Złapał mnie za rękę i wziął w ramiona, przytulając mocno. Wierciłam się przez chwile, aż w końcu wsparłam się o niego. Delikatnie gładził moje plecy między łopatkami. Nie drgnął ani jeden mój mięsień. Nie wypuścił mnie z ramion, wtulaliśmy się w siebie rozkoszując się tą wyjątkową chwilą. Czułam jak jego pierś wznosi się raz za razem. Zamknęłam oczy. Przysunęłam dłoń na jego plecy, przyciskając go do siebie. Na jego twarzy przez chwile malowała się tylko namiętność. Odsunął się na chwile, a potem objął mnie całując z żarem, który pozbawił mnie tchu. Znowu. Przesunął ręką po moich włosach, położył dłoń na mojej talii. Wziął mnie w ramiona, całując długo i mocno. Półprzytomna, poczułam ze uniósł mnie w górę. Wtuliłam się w jego ramiona, nie przerywając pocałunku, dopóki nie postawił mnie na sofie. Wydawało mi się, że śnię. Pocałował mnie w czubek nosa. Czułam, jak jego mięśnie się rozluźniają. Czegoś tak cudownego jeszcze nie doznałam. Powoli odzyskiwałam świadomość, mój oddech się uspokajał.
To było piękne być razem z nim. Usiłowałam zachować przytomność umysłu, ale emocje były zbyt silne. Objął mnie ramionami, przyciskając mocno. Czuł moje pożądanie. Zadrżałam. Alexis ujął moją prawą rękę w jego lewą, splótł palce i przełożył nasze złączone dłonie nad moja głową. Byliśmy połączeni. Ciałem, sercem i duszą. Teraz, w tej chwili i na resztę życia.
 Nie byłam pewna, ile czasu upłynęło, zanim się opamiętaliśmy. Starałam się odzyskać równy oddech. Puścił moja dłoń i z czułością odgarnął wilgotne włosy z czoła. Podniósł się na łokciu i spojrzał na mnie. Leżałam z półprzymkniętymi oczami i pochyloną głową. Westchnęłam i przytuliłam się do niego. Pocałował mnie w szyję. Przysunęłam się jeszcze bliżej. Przytulił twarz do mojego policzka, szepcząc:
- Kocham cię, Isabel.

* * *

-Alexis, do cholery! Spóźnię się!- krzyczałam wstając z łóżka. Dziś miał odbyć się egzamin teoretyczny na prawo jazdy.
Pospiesznie wykonałam poranną toaletę, o śniadaniu nie było mowy, nie miałam czasu. Ubrałam się w pierwsze lepsze spodenki i koszulkę. Chile podwiózł mnie do pobliskiej szkoły jazdy.
-Powodzenia.- pocałował mnie w czoło.
-Zadzwonię jak będzie po wszystkim.- puściłam oczko i wysiadłam z auta.
Wbiegłam do budynku, zdążyłam chyba w ostatniej chwili; moja grupa wchodziła już do sali, gdzie miał odbyć się test.
Usiadłam na stanowisku, komputer był już włączony. Miałam przed sobą osiemnaście pytań i dwie minuty na odpowiedź na każde z nich. Egzamin okazał się całkiem prosty, teorię miałam w jednym palcu. Skończyłam dziesięć minut przed regulaminowym czasem, wyszłam więc z pomieszczenia, zadzwoniłam po narzeczonego i czekałam na niego w korytarzu. Usiadłam na krześle, obok mnie siedział mężczyzna o bardzo znajomej twarzy, co bardzo mnie zaintrygowało. Chwilę później przyjechał Sanchez, a już miałam pytać, czy się przypadkiem nie znamy. Ale czy to możliwe?
-I jak było?- zapytał Chile kiedy zamknęłam drzwi samochodu.
-Tak jak się spodziewałam, z teorią nie miałam żadnych problemów.- odpowiedziałam uśmiechając się szeroko.- Najgorsza będzie jazda.
-Masz obawy po tym, jak sama pojechałaś do szpitala?- uniósł brwi.-  Po tej akcji już chyba nic mnie nie zdziwi.- zaśmiał się.
-Działałam pod wpływem impulsu! Zdałabym za pierwszym razem, ale popełniłam jeden głupi błąd, a na dodatek trafiłam na bardzo dokładnego egzaminatora i… nie udało się go ubłagać.
-Nawet twój dar nie pomógł? Gość musi być dziwny.
-Jeśli zachowuje się tak w domu, to współczuję jego dzieciom.- skrzywiłam się.
-A właśnie, dzieci!
-No… dzieci.- powtórzyłam nie do końca wiedząc, co sprawiło mu tyle radości.
-Myślałem nad imionami…
-Co?! Przecież ja nie jestem w ciąży!- zdenerwowałam się, ale z drugiej strony to było całkiem fajne, że Alexis tak cieszy się szczęściem Anto i Leo, i chce mieć własnego potomka.- Chociaż w sumie… kontynuuj.- westchnęłam głośno.
-No więc, dziewczynka będzie nosiła imiona Elena Izabela, a jeśli będzie chłopiec - Maximiliano, Max Alexis. Co ty na to?- poruszył brwiami.
-Podobają mi się.- uśmiechnęłam się życzliwie.
Nadal nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jestem już gotowa. Co do tego, czy Sanchez jest odpowiednią osobą, by spędzić z nią resztę życia jestem przekonana. Ale czy nie jesteśmy za młodzi? Choć w sumie… to nie ma ograniczeń wiekowych…
-Alexis, już wiem.- oznajmiłam poważnym tonem.
-Co wiesz?- spojrzał na mnie z nieukrywaną ciekawością.
-Tak, jestem gotowa. Chcę mieć z tobą dziecko.
-W końcu!- z radości dodał gazu,  dzięki czemu o wiele szybciej dojechaliśmy do domu.
Wysiadając z auta znów zobaczyłam tajemniczego mężczyznę stojącego naprzeciwko naszego mieszkania. Znajomy wyraz twarzy, spojrzenie… tak bardzo przypominał mi… Dawida! Musiałam podejść i zapytać.
-Przepraszam, kim pan jest?
-Dobrze mnie znasz, Iza.- odparł z ironią.
-Dawid.- teraz byłam pewna. Choć ostatnio widzieliśmy się jakieś trzy lata temu, prawie w ogóle się nie zmienił.- Co ty tu robisz? Śledzisz mnie?- zaśmiałam się unosząc brwi.
-No, no. Kto by się spodziewał, że wyrwiesz piłkarzyka Barcelony.- cały czas szyderczo się uśmiechał.
-Odejdź stąd.- starałam się zachować spokój.
-Ale ja tu mieszkam!
-Co?! To niemożliwe…- złapałam się za głowę. A więc teraz naprzeciwko mnie będzie mieszkał mój były, który tak podle mnie zranił? Nie dam rady oglądać codziennie jego twarzy, wszystkie wspomnienia, z których tak długo się leczyłam… powrócą.
-Kupiłem ten dom.- wskazał palcem mieszkanie kobiety, z którą jeszcze wczoraj rozmawiałam, i nic nie wspominała o przeprowadzce.- Mówiono mi, że tu mieszkasz…
-Dlatego postanowiłeś kupić dom akurat tutaj? Przecież nigdy nie lubiłeś Barcelony…
-Klubu, nie miasta.
-Tutaj codziennie odbywają się marsze na cześć zespołu, nie wytrzymasz!- znalazłam promyk nadziei.
-Zostanę dla ciebie.
-Nie chcę tego!
-Nie chcesz do mnie wrócić? Przecież tak mnie kochałaś…
-Tak. Ale mnie zraniłeś. Nigdy ci tego nie wybaczę. Rozumiesz? Nigdy.- odwróciłam się na pięcie i zrobiłam krok w kierunku swojego domu.
-Zaczekaj, mam coś dla ciebie.
Odwróciłam się. Zobaczyłam naszyjnik z zawieszką w kształcie litery „D”, który dostałam od Dawida.- Zachowaj to dla następnej naiwniaczki.
-Albo ty, albo żadna inna.- odparł stanowczo.
Podeszłam do niego i pokazałam mu pierścionek zaręczynowy.- Mam narzeczonego, który naprawdę mnie kocha i wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Nikt nie sprawił mi tyle bólu, co ty i masz jeszcze czelność pokazywać się tutaj i prosić, żebym do ciebie wróciła? Jesteś chory.
-Z miłości.
-Trochę za późno.- odeszłam. Alexis czekał na mnie przy drzwiach frontowych.
-Kto to?- zapytał unosząc brwi.
-Nie uwierzysz. Mój były…- skrzywiłam się.
-Co on tutaj robi?
-Chciał, żebym do niego wróciła.
Chile parsknął śmiechem.- Widziałem akcję z machaniem pierścionkiem przed twarzą. Mistrz!- przybiliśmy piątkę.- Mam nadzieję, że nie będzie nas nawiedzał.
-Ja też…

Będąc w końcu w domu, na rozluźnienie urządziliśmy maraton filmowy. Znaleźliśmy w Internecie mnóstwo horrorów i komedii, szybko zapomniałam o dość nieprzyjemnym spotkaniu. Wieczór spędziliśmy bardzo miło, tak samo jak i noc…

________________________
Tak na koniec weekendu.:) 



 

8 komentarzy:

  1. Kolejny ''zły'' Dawid ;p
    Czyli, że będzie kolejny potomek piłkarza :D Ale fajnie ;d
    Naślij na niego komornika xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, ze nie skomentowałam jeszcze poprzedniejszego wpisu ale miałam ostatnio strasznie mało czasu. Dawid będzie mieszał pomiędzy nasza dwójką i to mi się nie podoba. Mam nadzieję, że nic nie wskóra. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Można dostrzec,iż nasz Dawid nieźle tutaj namiesza;) Lubię takie zwroty akcji więc z niecierpliwością czekam na kolejny a przy okazji Zapraszam na kolejny rozdział opowiadania na you-can-fix-everything.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdzial jak zwykle! :)
    Kocham cię za to że dodajesz je tak często i że nie brakuje ci weny! :)
    Oby tak dalej♥
    Całuję! ;x i czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Napisze to samo co wszyscy.
    David namiesza. Co mnie no akurat niezbyt odpowiada i wolałabym aby zajął się czymś innym niż mieszanie w życiorysom głównym bohaterom.
    p.s. u mnie szóstkahttp://zraniona-za-mlodu.blogspot.com mam nadzieję, że tam wpadniesz;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooooo <3 sa tacy slodcyyy xd
    Cos czuje, ze David namiesza :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. joaaaaaaaa zakochałam się w tym opowiadaniu <3
    Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach?
    gg: 37719159
    POZDRAWIAm :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na kolejny rozdział http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/ Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń