piątek, 1 lutego 2013

16.

-Jestem pewna, że nikt cię nie rozpozna.- przekonywałam Sancheza, który starannie przygotowywał „kamuflaż”, by nie robić niepotrzebnego zamieszania przed wizytą w Polsce.- Chodźmy już, bo się spóźnimy!
Zabraliśmy walizki i taksówką dojechaliśmy do lotniska w Barcelonie. Nie przepadałam za transportem powietrznym, a w ostatnim czasie tak często musiałam z niego korzystać…
W końcu weszliśmy na pokład i po jakimś czasie samolot wystartował. Ja znów siedziałam oparta o ramię narzeczonego. Przyglądałam się pierścionkowi zaręczynowemu, zauważyłam coś… dziwnego.
 -Alexis, czemu na tym cudeńku wygrawerowane jest twoje nazwisko?- uniosłam brew.
-Ech, myślałem, że nie zauważysz.
-Ciężko nie zwrócić na to uwagi.- zaśmiałam się krótko.
-Nie chciałem ci tego mówić, bo bałem się twojej reakcji. No ale, teraz chyba nie mam wyjścia.- pokiwał głową w geście bezradności widząc moją minę.- No więc…- wziął głęboki oddech.- To pierścionek przekazywany w mojej rodzinie już od kilku pokoleń. Moja prababcia dała go babci, a ta, jako że nie miała córki, postanowiła nie przekazywać go mojej mamie- czekała, aż jeden z jej wnuków przedstawi kobietę swojego życia. Jak pewnie wiesz, jesteś pierwszą, którą zabrałem do rodziny.  Babcia Francisca dobrze wie, co to oznacza- jesteś tą jedyną.- złożył delikatny pocałunek na moim czole.
-Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?! Przynajmniej podziękowałabym babci!- byłam zszokowana i wściekła.- Teraz mi głupio…
-Sama chciała, żebym powiedział ci dopiero, kiedy znajdziesz ten szczegół.
-Ale…- poczułam się wyjątkowo. To był wspaniały gest ze strony kobiety. A więc od momentu zaręczyn jestem kontynuatorką tej… tradycji. Kiedyś to ja przekażę pierścionek mojemu dziecku.
-No co? Nie cieszysz się?- Sanchez parsknął śmiechem na widok mojej miny.- Dokładnie tak wyglądał Wiktor, kiedy mnie zobaczył!
-Czy ty zawsze musisz się ze mnie nabijać?- szturchnęłam go w ramię.
-Tak. Uwielbiam cię denerwować!- pocałował mnie w policzek.
-Głupek.


W końcu wylądowaliśmy na wrocławskim lotnisku. Uśmiechnęłam się mimowolnie widząc znajome tereny.
-We Wrocławiu nie byłem nigdy. W ogóle to tylko raz byłem w Polsce, w Warszawie. Graliśmy na stadionie narodowym z Polonią, dawno, dawno temu.
-W takim razie postaram się pokazać ci wszystko, co we „Wroclove” najlepsze.- puściłam oczko.- Ale najpierw jedziemy do mojej rodziny.- dodałam stanowczo.
-Wiem, wiem. Ciekawe jak zareagują.- skinął głową na pierścionek.
-Bardziej się martwię, czy Jula będzie chciała się ze mną spotkać.- skrzywiłam się. Bolało mnie, że moja najlepsza przyjaciółka mi nie wierzyła.
-Myślę, że nie będzie problemu.- uśmiechnął się.- Jeśli będzie miała opory, po prostu podejdę do was i udowodnię, że niczego nie zmyśliłaś.- objął mnie ramieniem i wyszliśmy z terenu lotniska. W umówionym miejscu czekał już mój tata. Opierał się o maskę auta.
-Iza, w końcu!- przytulił mnie mocno.- Moja mała dziewczynka.
-Nie taka mała.- zaśmiałam się. Strasznie mi go brakowało. Tak samo jak mamy i Wiktora, których spotkałam pół godziny później.
Chile i tata przenosili bagaże z samochodu do domu. Ja uspokajałam brata, który tak jak przewidywaliśmy, tracił oddech na widok mojego narzeczonego. Właśnie, narzeczonego. Mieliśmy przekazać coś mojej rodzinie.
-Alexis, tato, podejdźcie tu.- dałam Sanchezowi znak.
Wszyscy usiedli na kuchennych krzesłach.
-Więc… Matko, ojcze, bracie…- zaczęłam uroczyście.- Ja i Alexis zaręczyliśmy się i planujemy ślub.- przygryzłam wargę czekając na reakcję. Poczułam silny uścisk – Sanchez złapał mnie za rękę, był bardzo zdenerwowany.
-To… wspaniale!- krzyknęła wzruszona mama, po czym zerwała się z krzesła  i objęła nas oboje.
-Gratulacje.- tata uścisnął dłoń Chilijczyka, następnie przytulił mnie.- Opiekuj się tą dziewczyną, potrafi być naprawdę szalona.- poruszył brwiami.
-Wiem, proszę pana.- Alexis zaśmiał się krótko.
-Po prostu „tato”.- puścił oczko.
Odetchnęłam z ulgą. Stres w końcu minął. Prawie – przede mną jeszcze rozmowa z Julią.


Siedzieliśmy w moim pokoju. Chile podziwiał dziesiątki plakatów na ścianach pomieszczenia, nie zwracał uwagi na nic innego.
W drzwiach pojawił się mój młodszy brat, Wiktor.- Mogę?- zapytał niepewnie.
-No, chłopie, w  końcu słyszę twój głos.- Alexis uśmiechnął się szeroko.- Chodź!
Chłopiec usiadł na krześle stojącym przy biurku.- Chciałem przeprosić za moje zachowanie, to było trochę dziwne.
-Trochę?- parsknęłam śmiechem.
-Teraz, jak już prawie jesteśmy rodziną, to chyba nie ma sensu się nie odzywać.
-Nie bój się mnie, nie gryzę.- Sanchez puścił oczko.- No chodź tu, mam coś dla ciebie.- uśmiechnął się zachęcająco.
Wiktor podbiegł do niego z radością w oczach. Chłopiec dostał korki, o których wspominał mi podczas pobytu w Barcelonie. Postanowiłam, że powiem o tym Alexisowi, który bez problemu kupił pożądany model butów.
-Dzięki!- był bardzo szczęśliwy.
Chile podnosił go tak wysoko, że prawie dotykał głową sufitu. Zaobserwowałam, że mój narzeczony ma naprawdę dobre podejście do dzieci, a bawiąc się  z Wiktorem wyglądał wspaniale…
-Będę mógł spędzić z wami Sylwestra?- brat spojrzał na mnie z nadzieją.
-Jasne, spędzimy go wszyscy razem.- puściłam oczko.
Chłopiec wybiegł z pokoju z krzykiem.- Mamo, mamo, nigdzie nie wyjeżdżają, zostają ze mną, ale fajnie!
-Cwaniak.- zaśmiałam się.- Czy możesz przestać wgapiać się w te plakaty?- zwróciłam się do Alexisa.
-Co?- odwrócił się.- Nie wiedziałem, że takie z nas dupeczki.- parsknął śmiechem.
Uniosłam brwi.- Chyba czas zadzwonić do Julki.
-Dobry pomysł.- puścił oczko.- Trzymam kciuki.
Na klawiaturze komórki wystukałam numer przyjaciółki. Tym samym na ekranie pojawiło się nasze wspólne zdjęcie. Wzruszyłam się, dobrze pamiętałam moment, w którym je robiłyśmy. Dziewczyna jak zwykle była szeroko uśmiechnięta.
-Tak?- Julia w końcu odebrała.
-Cześć, to ja, Iza.
-Hola.- odparła ironicznie.
-Przyjdziesz do mnie?- przygryzłam wargę.
-Mam iść do Hiszpanii?!- zaśmiała się, znowu z nutą ironii w głosie.
-Jestem we Wrocławiu.- odpowiedziałam stanowczo.
-Ooo. Więc dobrze, za chwilę będę.
-Naprawdę? Dziękuję!- rozłączyłam się.- Alexis, zgodziła się, zaraz przyjdzie!
-Wiedziałem, że się uda. W końcu twój dar…
Przerwałam mu pocałunkiem.
-Fuj.- usłyszeliśmy Wiktora.
Zignorowaliśmy go, nie przeszkadzaliśmy sobie. Przerwaliśmy czułości dopiero wtedy, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Jula!- odskoczyłam od Sancheza.- Ja otworzę!- krzyknęłam i pobiegłam do korytarza.
-Julia, kochanie!- objęłam ją. Tak dawno się nie widziałyśmy…
-Hej!- mimo tego, że była na mnie zła, uśmiechnęła się życzliwie.
Poszłyśmy do mojego pokoju. Zgodnie z planem, Wiktor miał zabrać Alexisa do swojego pomieszczenia.
-Co robisz wieczorem?- przerwałam ciszę.
-Wychodzę z chłopakiem do klubu. A ty?
-Spędzę tego Sylwestra z rodziną i narzeczonym.- uśmiechnęłam się łobuzersko.
-Przepraszam, z kim?!- podskoczyła jak oparzona.
-Zaczekaj tutaj.- wybiegłam z pokoju. Wróciłam z uśmiechniętym Alexisem, którego trzymałam za rękę.- Oto i on.- puściłam oczko.
-Ale… czekaj, jak to?- Jula stała naprzeciwko nas z szeroko otwartymi oczami.- Czyli… nie kłamałaś.- przygryzła wargę rumieniąc się.
-Julka… znamy się tyle lat… przecież dobrze wiesz, że nigdy bym cię nie okłamała.
-Uwierzyłabyś, gdybym powiedziała ci przez telefon, że zamieszkam z… no nie wiem… Johnnym Deep’em?!- wykrzyczała.
-No tak, przepraszam.- zachichotałam.
Chile nie wytrzymał. Wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.- Sorry, wyglądacie komicznie.- wydukał.
-Tak w ogóle, jestem Julia.- moja przyjaciółka podała Sanchezowi rękę.
-Wiem, często o tobie słyszę.- puścił oczko.- Alexis.
-Wiem, często o tobie słyszę.- powtórzyła słowa Chilijczyka śmiejąc się.
-To co, między nami okej?- przygryzłam wargę patrząc na nią.
-I ty naprawdę przyjaźnisz się z całą drużyną?- dziewczyna gapiła się na Alexisa z przymróżonymi oczami, jakby zastanawiała się, czy on naprawdę istnieje.
-Ba, jestem ich siostrą!- zaśmiałam się.
-Nie potrafię dłużej się na ciebie gniewać.- przytuliła mnie.- Brakowało mi cię. Ale nie zostajecie tutaj…?- dobrze znała odpowiedź. Wystarczyło spojrzeć na moją minę.
-Mam pomysł.- oznajmiłam.- Żeby jak najlepiej wykorzystać czas,  bo wylatujemy jutro w nocy… to może spędźmy tego Sylwestra wspólnie?
Oboje kiwnęli głowami na znak aprobaty.
-No to czas zacząć przygotowania.- Jula puściła oczko w moją stronę. Dobrze wiedziałam o co chodzi. Imprezy zawsze robiłyśmy u mnie, za łóżkiem w moim pokoju schowałyśmy dwa duże pudła z przeróżnymi gadżetami. Przyjaciółka szybko je wyciągnęła. Alexis obserwował nas siedząc w fotelu.
Rozstawiłam głośniki w kilku miejscach domu (rodzice wychodzili do znajomych), włączyłam muzykę. Od razu przypomniały mi się nasze zabawy, kontrole rodziców, wyganianie brata z pokoju…
Julia wcisnęła Sanchezowi balony zmuszając go do pompowania ich, po czym poszła do kuchni, by przygotować coś do jedzenia.
-Strasznie tu zimno.- stwierdziłam zamykając okno. Zaczynałam tęsknić za hiszpańskim klimatem, tak szybko do niego przywykłam...
Alexis wykonał gest, który już dobrze znałam: machnął ręką na znak, żebym usiadła na jego kolanach.
Wykonałam polecenie.
Zarzuciłam ręce na jego szyję, Chile głaskał mnie po policzku. Przysunął się do mnie tak, że nasze twarze dzieliło jakieś trzy centymetry.
-Już ci cieplej?- szepnął.
-Gorąco!- zamruczałam mu do ucha chichocząc, po czym złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.

* * *

Przygotowania dobiegły końca, za niecałe pół godziny rodzice mieli wyjść do znajomych, a my wraz z ich wyjściem mieliśmy rozpocząć imprezę. Najwięcej (jak to zwykle bywało) zrobiła Julka, ale nie złościła się na mnie, była już do tego przyzwyczajona.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Cześć, to ty jesteś Iza?- zapytał nieznajomy brunet.
-Tak, to ja. Więc ty musisz być…- zmarszczyłam brwi.
-Dawid.- uśmiechnął się.- Jestem chłopakiem Juli.
-Wejdź, czeka na ciebie.- spróbowałam odwzajemnić uśmiech. Zamknęłam drzwi za Dawidem i oparłam się o nie. Kiedy usłyszałam to imię, osłabłam. Wszystkie wspomnienia wróciły w ciągu sekundy. Ta akcja w parku kilka lat temu, ból, cierpienie, mnóstwo nieprzespanych nocy. Byłam pewna, że mi przeszło, chociaż w niewielkim stopniu. Myliłam się.
-Co się stało?!- podbiegł do mnie przerażony Alexis.- Iza, słyszysz mnie?
-Nic mi nie jest, po prostu zrobiło mi się słabo.- znów wymusiłam uśmiech.
Chile otworzył drzwi, uderzyła we mnie fala chłodnego, orzeźwiającego powietrza.
-Lepiej?- zapytał zaniepokojony.
-Zdecydowanie.
Ukochany niósł mnie do kuchni, pech chciał, że po drodze mijaliśmy się z rodzicami.
-O Boże, co jej jest?!- zdenerwował się tata.
-Zasłabła. Jula, otwórz okno. Isabel musi chwilę odpocząć.- uwielbiałam, kiedy wypowiadał moje imię z chilijskim akcentem.
-Dacie sobie radę?- mama była bardzo zaniepokojona.
-Jasne, nie spuszczę jej z oka.- Alexis uśmiechnął się do niej.
-No dobrze. Chodźmy już, bo się spóźnimy!- i w końcu wyszli.
W domu rozbrzmiała muzyka, balony poleciały w górę odbijając się od sufitu.
Wybiła 2230. Postanowiłam, że kiedy jak kiedy, ale tej nocy nie będę się nim przejmować, podczas gdy on pewnie o mnie nie pamięta i bajeruje kolejną naiwniaczkę. Zachowałam się beznadziejnie. Pierwszy raz te wspomnienia wróciły, kiedy Chile był obok. Wiedząc, że jest blisko, myślałam o tamtym kretynie. Zamiast cieszyć się ukochanym, zamartwiałam się Dawidem… Poczułam się okropnie.
-Ludzie, zjedzmy coś, jestem potwornie głodny.- odezwał się Sanchez i zbierał ze stołu to, co lubił. Standardowo, zamiast usiąść, nosił jedzenie po całym domu.
Wyjrzałam przez okno, ludzie powoli rozpoczynali pokazy fajerwerków. Niebo co chwila robiło się kolorowe.
-A my w ogóle mamy petardy?- zaśmiałam się.
-No jasne! Zadbałem o to.- Dawid puścił oczko.- Chodź na dwór, pokażę ci.
-Okej, przy okazji złapię trochę świeżego powietrza.
I wyszliśmy na zewnątrz pozostawiając jedzącego Alexisa i skupioną  na czymś, niezważającą na nas Julę.
Na dworze panowała fantastyczna atmosfera. Prószył śnieg, na niebie błyskały fajerwerki, zabawa sylwestrowa trwała w najlepsze. Chłopak mojej przyjaciółki otworzył bagażnik swojego samochodu, petardy ledwo się w nim mieściły.
-Nie przesadziłeś trochę?- uniosłam brwi pochylając się nad bagażnikiem.
-Coś ty, jest w sam raz.
Wyprostowałam się. Wtedy znajomy zbliżył się do mnie i odgarnął mi włosy z czoła.
   -Dawid…?
-No co? Przyznaj, że też na mnie lecisz.
Tego się nie spodziewałam.- Co?! Chyba śnisz. Mam narzeczonego!- pomachałam dłonią z pierścionkiem przed jego twarzą.
-To żadna przeszkoda.- podszedł jeszcze bliżej, co zmusiło mnie do zrobienia kroku w tył.
-Czy ty się dobrze czujesz?- byłam przerażona. Jedyne, o czym myślałam, to żeby powiedzieć Juli o zachowaniu jej chłopaka.
-Może sprawdzimy to w samochodzie?- złapał mnie za rękę i pociągnął lekko.
-Puść mnie.- warknęłam próbując się wyrwać.
-No chodź, twój ukochany nie musi o niczym wiedzieć.- szepnął mi do ucha obejmując mnie. Nie potrafiłam się uwolnić.
-Alexis!- krzyknęłam najgłośniej jak umiałam.
-Co jest?- po chwili zapytał wyglądając przez okno.- Co się tam do cholery dzieje?!- na szczęście nas zauważył. Szybko wybiegł z domu.- Ej, kolego, co ty robisz?- Chile spróbował rozegrać to spokojnie, choć jego twarz wyrażała ogromny gniew.
-Nie widać?- odpowiedział tonem psychopaty.
-Zabiję cię.- wycedził przez zęby i ruszył w naszym kierunku.
-Alexis, nie rób nic głupiego, błagam.- bardzo się bałam, Dawid całkowicie mnie obezwładnił.
Sanchez zbliżył się do nas i powolnym ruchem spróbował mnie „odbić”, jednak Dawid jeszcze bardziej wzmocnił uścisk.
Zbliżała się północ, ludzie zaczęli wychodzić z domów i celebrować nowy rok. I to okazało się dla mnie wybawieniem. Chłopak mojej przyjaciółki widząc coraz więcej osób puścił mnie i uciekł. Chile chciał go gonić, ale chyba w ostatniej chwili złapałam go za kurtkę.
-Mówiłam, nie rób nic głupiego. Już dobrze.- powiedziałam drżącym głosem.
Alexis przytulił mnie mocno.- Chodźmy do domu, może w końcu zaznasz dzisiaj spokoju.- westchnął głośno.- A tego idiotę jeszcze dorwę.- warknął.
Weszliśmy do środka. Jula siedziała w kuchni zapłakana. Musiała widzieć wszystko przez okno…
-Ta noc to jakiś koszmar.- złapałam się za głowę.- Miało być tak wspaniale… Julka, przestań.- objęłam ją z całych sił.- Słyszysz? Zapomnij o tym dupku. Nie jest wart twoich łez.
-Ani twoich.- wtrącił się Alexis. Czy on zawsze musi zauważyć, kiedy płaczę?!
Przeszliśmy do salonu, Chile włączył telewizor. Co jakiś czas zerkałam przez okno podziwiając kolorowe fajerwerki.
Tak oto zakończyliśmy rok, oglądając jakiś koncert w telewizji. Mam nadzieję, że przyszły będzie o wiele lepszy…



8 komentarzy:

  1. Hej.
    Nie martw się, ja czytam twojego bloga.
    Ale jeśli nie skończysz ze spamem na moim blogu, to się poważnie zastanowię. ZAWSZE gdy dodasz nowy rozdział mam na bloggerze wyświetlone że się pojawił. I czytam zawsze wszystkie wpisy. Tylko mam prośbę nie pisz zawsze gdy dodasz rozdział na moim blogu, gdyż bardzo nie lubię takiego rodzaju spamów:)
    Co do rozdziału jest świetny! Bardzo mi się podoba. Jestem ciekawa co będzie dalej:) No i czekam na nn;p
    Całuję! ;x
    Mam nadzieję że nie potraktujesz tego jako hejtu, gdyż to tylko taka moja mała prośba:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że to denerwujące, przepraszam. JUŻ NIE BĘDĘ! :D

      Usuń
  2. Serdecznie zapraszam na ostatni rozdział oraz epilog na: http://imposible-sin-vosotras.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale rozkręciłaś tą historię i często dodajesz rozdziały co mi się bardzo podoba :)Poza tym świetne opowiadanie, kilka razy mnie rozbawiło, ale też zasmuciło.. Czekam na nowości i rozwinięcie akcji :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam się spamem nie przejmuje wręcz przeciwnie pisz bo jak bloggera nie przeglądam za dużo tego wszystkiego i brak czasu ;p
    Co do rozdziału... Chłopak Julki- może nie bd go określać jakimkolwiek słowem bo nawet nie zasłużył ;p Zepsuł tylko Sylwestra i tyle.
    Cieszę się, że rodzice Isabel się cieszą ;d Hehe, i że Wiktor w końcu przemówił :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dupek z tego Dawida, ja nie wiem co on sobie wyobrażał. Szkoda Julki bo wydaje się fajna :)Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy zwrot akcji, ale mam pytanie. Ten Dawid to byly Izy czy ma tam samo na imie xd
    Czekam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zbieżność imion, chodziło mi tu o powrót do wspomnień głównej bohaterki :)

      Usuń