Minęły dwa miesiące.
Młody Messi rósł w oczach, dosłownie. Był okazem zdrowia, no i oczkiem w głowie
rodziców. Antonella była tak przewrażliwiona, że gdy Leo nosił Thiago po
domu, nie spuszczała z nich wzroku.
-A jeśli coś mu się
stanie? Nie wiem, poślizgniesz się, czy coś…- denerwowała się.
-Przecież jestem
ostrożny!- podszedł do gabloty, w której znajdowały się wszystkie jego
indywidualne nagrody. Zbliżył syna do szyby tak, by mógł patrzeć na cztery
okazałe piłki ze złota.- Kiedyś ty będziesz miał ich jeszcze więcej.- oznajmił
dumnie.
Nagle zadzwonił
telefon Messiego.
-Iza, możesz…
-No jasne!-
przerwałam mu zrywając się z sofy i powoli wzięłam na ręce Thiago. Długo
czekałam na ten moment. Uwielbiałam się nim opiekować, był już tak bardzo
przyzwyczajony, że w ogóle się mnie nie bał.-A teraz ciocia Isabel pokaże coś
chrześniakowi.- powiedziałam uśmiechając się szeroko. Wyjęłam z torby ogromnego
pluszowego misia, który miał na sobie koszulkę Barcy z napisem „Thiago 10” na
plecach. Chłopiec był przeszczęśliwy, maskotka była większa od niego, mógł
swobodnie na niej leżeć.
-Hej, ile razy mam
powtarzać, żebyś nie przesadzała z prezentami? Mały ma ich od ciebie już pół
szafy!- Antonella zachichotała.
-Przecież jestem jego
drugą mamą!- wtórowałam jej.
-Bądź pierwszą.-
powiedziała już całkiem poważnie.
-Co?- nie zrozumiałam
jej.
Gestykulowała:
pogłaskała się po brzuchu.- Czas na ciebie.- puściła oczko.
-Rozmawiałam z
Alexisem.
-I co, i co?- jej
oczy rozbłysły.
-On bardzo chce mieć
dziecko. A ja…- poruszyłam brwiami.- Już wiem, że jestem gotowa do roli matki.
-To wspaniale!-
przytuliła mnie mocno, po czym szturchnęła w żebra.- No, to nie ma na co
czekać.
Zaśmiałam się.
-Muszę jechać na Camp
Nou, jest jakieś ważne zebranie.- oznajmił Leo i wyszedł.
-Ma mało czasu dla
Thiago, prawda?- spojrzałam na Anto.
-Tak, ale każdą wolną
chwilę poświęca nam.- uśmiechnęła się.- Stara się, to widać. Bardzo nurtuje
mnie jedno pytanie.- przyjaciółka przygryzła wargę.- Czy wy już…
-Tak.- nie pozwoliłam
jej dokończyć.- Dwa tygodnie temu, ale nie mam żadnych objawów…
-Ciąża to nie
choroba. Musisz zrobić test.
-Masz rację.
Obserwowałam
chrześniaka ciągnącego za uszy nowego pluszowego kolegę. Thiago był wspaniałym
dzieckiem. Zawsze uśmiechnięty, śmiały. Dzięki niemu w domu Messiego było
głośno i wesoło. Tak naprawdę ten chłopiec ośmielił mnie, pokazał, że nie mam
nad czym się zastanawiać. Jestem gotowa i wiem, że poradzę sobie jako matka.
* * *
Siedziałam na łóżku w
sypialni trzymając w dłoni test ciążowy. Pospiesznie przeczytałam dołączoną
ulotkę, wahałam się. Wtedy z Camp Nou wrócił Alexis, szybko schowałam niewielki
przedmiot pod poduszkę.
-Iza…- stanął w progu
drzwi, miał szeroko otwarte oczy.
-Coś się stało?-
podeszłam do niego.
-Tito znów ma
nowotwór, to powróciło… Nie będzie mógł nas trenować przez około cztery
miesiące…- złapał się za głowę.
Objęłam go w pasie.-
Wyjdzie z tego. Jeśli raz pokonał chorobę, zrobi to po raz drugi, zobaczysz.
Jest silny.- pocałowałam go w policzek.- Czy to znaczy, że teraz jestem waszym
pierwszym trenerem?- zaśmiałam się krótko.
-Teraz jesteś
asystentem Jordiego Roury.- puścił oczko.- Mam nadzieję, że Tito wyjdzie z tego
jak najszybciej. Musi lecieć do Nowego
Jorku… Nie wiem, czy będziemy mieć czas, żeby go odwiedzić. To za daleko…-
skrzywił się.
-Będziemy z nim
myślami, zawsze.
Dzisiejsze wydarzenia
tak wykończyły Sancheza, że zasnął na sofie w salonie. Ja w końcu odważyłam się
zrobić test… Zajęło mi to jakieś piętnaście minut. Wynik był pozytywny.
Pierwsze myśli? Jak
to miałam w zwyczaju: nie dam rady.
-Alexis!- pobiegłam
do salonu.- Alexis, obudź się!
-Co się stało?-
powoli otworzył oczy. Zauważył jakiś niezidentyfikowany obiekt w mojej dłoni.
Przykucnęłam przy
sofie i spojrzałam w głębokie oczy Sancheza.- Jestem w ciąży.
-Przepraszam, możesz
powtórzyć?- uniósł brwi.
-Jestem…
-Wiem, słyszałem!-
zaśmiał się. Szybko wstał, podniósł mnie delikatnie i pocałował czule.- W
końcu!
Wieczór upłynął na
dzwonieniu do wszystkich z drużyny i przekazywaniu „dobrej nowiny”.
Tak oto Antonella i
Leo rozpoczęli powiększanie rodziny z Camp Nou. Teraz kontynuujemy to ja i
Chile, Pique z Shakirą, Cesc i Daniella, na potomków czekają także Pedro,
Victor Valdes i Pinto.
Jeśli wszystko
pójdzie po naszej myśli, nie musimy martwić się o przyszłość zespołu z Katalonii.
* * *
Moje życie się
zmieniło. Znowu. Jest dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy Antonella była w
ciąży. Teraz każdy interesował się tylko mną, piłkarze nie pozwalali mi
przychodzić na treningi, żebym się zbytnio nie denerwowała, Anto i Daniella
pilnowały mojej diety, a Alexis… co jakiś czas robił zdjęcia mojego brzucha, co
pozwalało mu na obserwację jak szybko rośnie jego potomek. Sprawiało mu to tyle
radości, że postanowiłam nie sprzeciwiać się temu pomysłowi. Chile był
przeszczęśliwy. W jego towarzystwie czułam się jeszcze bardziej wyjątkowo, niż
zwykle. Mimo, że mieliśmy dla siebie mało czasu (był marzec, mogliśmy tylko
pomarzyć o jakiejkolwiek przerwie w lidze), to jednak każdą wolną chwilę
spędzaliśmy wspólnie.
-Co robimy?-
spojrzałam na narzeczonego unosząc brwi. Leżeliśmy na dywanie w salonie już od
jakiejś godziny.
-Nie mamy za dużego
pola manewru…
-Dużego pola manewru
nie będziemy mieli, jak będę w ósmym miesiącu.- zdenerwowałam się.- Kochanie,
nie jestem chora. Jestem w ciąży, mogę robić to samo co wszystkie inne
kobiety.- uśmiechnęłam się.- Chodźmy na jakiś spacer. Później pomyślimy, co
dalej.
-No dobrze. Ale
obiecaj, że od razu powiesz, kiedy się zmęczysz.
Zaśmiałam się.- Okej,
okej. I co, będziesz mnie niósł?
-Tak!- wziął mnie na
ręce i wyszedł na dwór.
W Barcelonie jak
zwykle świeciło Słońce. Wokół przechadzało się mnóstwo turystów, niektórzy
robili nam zdjęcia. Nam? Nie, chyba tylko Alexisowi. Przywykłam już do takich
sytuacji. Kiedyś bardzo przeszkadzały mi tłumy ludzi proszących o autograf, ale
pomyślałam, że gdybym nie znała piłkarzy FCB, zachowywałabym się tak samo.
Złapałam się za
głowę.
-Co się stało?!-
Sanchez podskoczył jak oparzony.
-Po prostu mi
gorąco…- jego nadwrażliwość zaczynała mnie męczyć.- Alexis, daj spokój, nie
musisz mnie nieść!- na nic zdały się moje protesty. Kilka sekund później
znajdowałam się już w ramionach narzeczonego.
-Nie mam zamiaru
ryzykować.- odparł stanowczo.
-Przesadzasz.-
szturchnęłam go w ramię.- Jak tak dalej pójdzie, to oboje zwariujemy! Najgorsze
jest to, że nie mogę chodzić na Camp Nou…
-Wytrzymasz. Jeszcze
tylko…
-Dziewięć miesięcy.-
dokończyłam za niego krzywiąc się.- Ciąża powinna być dla mnie czymś radosnym,
a nie udręką! Przez was to stało się męczące.
-Chcemy twojego
dobra, zrozum to! Nie chcę, żeby coś poszło nie tak, żebyś cierpiała…
-Wiem, doceniam to.-
pocałowałam go w policzek.- Okej, niech będzie, wytrzymam.
Ktoś zrobił nam
zdjęcie.- Musimy wyglądać komicznie.
-Wyobraź sobie
jutrzejsze wydanie gazet! „Alexis Sanchez oficjalnie zaręczony. Czy jego
narzeczona jest w ciąży?”, zbliżenie na twój brzuch, odpowiednie powiększenie w
photoshopie, i niespodzianka! To już piąty miesiąc!- wybuchnęliśmy śmiechem.
Rozdzwonił się mój
telefon.
-To Pique.-
oznajmiłam patrząc na ekran.- Co jest?- nasza rozmowa trwała krótko (a jak
chaotycznie!). Na końcu Gerard rozłączył się w połowie zdania.
-Shakira rodzi!-
krzyknęłam.
Alexis prawie mnie
upuścił. Szybko wróciliśmy po samochód i rozpoczął się kolejny maraton.
Wszystko odbywało się tak samo jak wtedy, gdy rodziła Antonella. Czyżbym ja
była następna?
Po kilku godzinach na
świecie pojawił się nowy członek naszej rodziny – Milan. Był większy i
masywniejszy od Thiago. Narzeczonej Gerarda towarzyszył cały zespół z Camp Nou.
Wszyscy zachwycaliśmy się dzieckiem, Shakira ledwo odzyskała syna! Kiedy
chłopaki zaczęli wariować i po szpitalu rozniósł się ich donośny śmiech,
pielęgniarki były zmuszone wyprosić piłkarzy z sali.
W pomieszczeniu
zostałyśmy tylko ja, Shak, Daniella i Anto trzymająca Thiago.
-Niedługo będą się
razem bawić!- ucieszyła się narzeczona Messiego.
Ja i Dann w tym samym
czasie odruchowo złapałyśmy się za brzuchy.
-Cóż, my musimy
jeszcze trochę poczekać.- zaśmiałam się.
* * *
Wróciliśmy do domu.
Pod drzwiami mieszkania leżała jakaś gazeta. Alexis podniósł ją, przeczytał
nagłówek i parsknął śmiechem.
-Jestem jasnowidzem!-
wręczył mi czasopismo.
-„Alexis Sanchez
oficjalnie zaręczony. Czy jego narzeczona jest w ciąży?” – przeczytałam na
głos.- Niesamowite. Ale nie powiększyli mi brzucha.
-O, rzeczywiście!
Chyba postanowili tego nie ubarwiać.
-Na jakiej podstawie
piszą, że jestem w ciąży? Przecież jeszcze nic nie widać…- zmarszczyłam brwi.
Weszliśmy do domu.
Bardzo zaintrygował mnie artykuł poświęcony nam. Tak, wiem, powinnam się już
przyzwyczaić. W końcu stałam się swego rodzaju… celebrytką?
-Oj, przestań się tym
przejmować.
-Tak, masz rację.-
przygryzłam wargę.- Kochanie?
-Tak?- podszedł i
objął mnie w pasie.
Złożyłam delikatny
pocałunek na jego ustach. Uwielbiał to. Czułam, jak kąciki jego ust unoszą
się.- Mam prośbę.- spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie pójdziesz ze mną
na Camp Nou!- pogroził mi palcem śmiejąc się.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale.-
puścił oczko.
-Nie cierpię cię.
-Wiem, wiem.-
odwzajemnił pocałunek.
-A jeśli stadion będzie
miejscem, które pozytywnie wpłynie na moje samopoczucie?- uniosłam brwi.
-Hmm… o tym nie
pomyślałem.- zastanowił się chwilę.- No dobrze. Zobaczymy. Ale. Trenerem jest Roura,
nie ty.
-Okej, okej…
Pocałował mnie w
czoło.- Więc chodźmy!
Zwykle udawaliśmy się
na Camp Nou pieszo, ale że przez najbliższe dziewięć miesięcy miałam być
traktowana jak bezcenna porcelanowa waza, pojechaliśmy więc autem, którym mimo
tego, że zdałam na prawo jazdy nie mogłam jeździć, gdyż „to również stresuje”.
-Iza, co ty tu robisz?-
„powitał” mnie Dani Alves.- Przecież…
-Nie denerwuj mnie.-
odpowiedziałam w miarę spokojnie.
Piłkarz już nic nie
mówił, tylko się śmiał widząc moją minę.
Mimo, iż mogłam
usiąść daleko na trybunach, to cieszyłam się, że jestem na moim ukochanym
stadionie. Uważnie obserwowałam trening, układałam w głowie kadry na najbliższe
mecze. Miałam nadzieję, że Jordi pozwoli mi ustalić oficjalny skład, tak jak to
robił Tito. Strasznie nam go brakowało. Spotkania drużyny bez niego były takie…
dziwne. Miałam nadzieję, że wróci do nas jak najszybciej. Bardzo chciałam w
końcu móc powiedzieć mu, że spodziewam się dziecka. Vilanova był dla mnie
bardzo ważny, traktowałam go jak ojca.
Miałam rację w
sprawie wpływu Camp Nou na moje samopoczucie. Spędzając czas na stadionie byłam
bardzo szczęśliwa. Bardziej, niż zwykle. To miejsce miało dla mnie ogromną
wartość.
hahah patrzę na ostatni obrazek i myślę ''no dokładnie! ;d''.
OdpowiedzUsuńAleee fajnie! Będzie mały Sanchezik ;d Hehehe
Camp Nou to piękne miejsce... Ahhh... ;d
Heeej! :D
OdpowiedzUsuńAle mnie zachwyciłaś tym rozdziałem*,*
KOchammmm♥
Już nie mogę się doczkekac nn! :D
a co zz ostatnim obrazkiem to mam tak samo:D
Całuje! ;x
HEJO :D
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest niesamowity ;D
czekam na więcej normalnie ♥
Kolejny barceloński dzieciaczek, jak fajnie *.* Współczuję dziewczynie, przez dziewięć miesięcy Alexis jak widać na nic jej nie będzie pozwalał ale z drugiej strony to pokazuje jak bardzo ją kocha i jak się o nią troszczy :) czekam na next
OdpowiedzUsuńczyli FCBaby Room się powiększa :D zapraszam do siebie na nowy rozdział - http://la-taronja.blogspot.com/2013/02/rozdzia-iii.html :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na 22 rozdział http://moje-marzenia-to-on.blogspot.com/ :) + nadrabiam zaległości na Twoim :)
OdpowiedzUsuńNa pewno będę tutaj wpadać, tymczasem nowy...
OdpowiedzUsuńhttp://once-fcb.blogspot.com/
Jezu, jakie to jest super!
OdpowiedzUsuńPierwszy raz w życiu spotykam się z opowiadaniem o FC Barcelonie! Naprawdę : ) To takie niesamowite xD Świetnie piszesz, naprawdę postaram się czytać. Przepraszam, że dopiero teraz, ale dzisiaj zauważyłam, że wpisałaś się do zakładki "Informowani" na moim blogu. Dzięki, że tam zajrzałaś, ja też się postaram tutaj zaglądać : ) Jeśli nie byłoby to kłopotem, to również prosiłabym o informowanie o rozdziałach : )
Czekam z niecierpliwością na następny tutaj i zapraszam do siebie na nowy : ):
kimberly-gabrielle-and-one-direction.blogspot.com
one-direction-wonderful-story.blogspot.com