piątek, 8 lutego 2013

19



Minęły dwa miesiące. Młody Messi rósł w oczach, dosłownie. Był okazem zdrowia, no i oczkiem w głowie rodziców. Antonella była tak przewrażliwiona, że gdy Leo nosił Thiago po domu,  nie spuszczała z nich wzroku.
-A jeśli coś mu się stanie? Nie wiem, poślizgniesz się, czy coś…- denerwowała się.
-Przecież jestem ostrożny!- podszedł do gabloty, w której znajdowały się wszystkie jego indywidualne nagrody. Zbliżył syna do szyby tak, by mógł patrzeć na cztery okazałe piłki ze złota.- Kiedyś ty będziesz miał ich jeszcze więcej.- oznajmił dumnie.
Nagle zadzwonił telefon Messiego.
-Iza, możesz…
-No jasne!- przerwałam mu zrywając się z sofy i powoli wzięłam na ręce Thiago. Długo czekałam na ten moment. Uwielbiałam się nim opiekować, był już tak bardzo przyzwyczajony, że w ogóle się mnie nie bał.-A teraz ciocia Isabel pokaże coś chrześniakowi.- powiedziałam uśmiechając się szeroko. Wyjęłam z torby ogromnego pluszowego misia, który miał na sobie koszulkę Barcy z napisem „Thiago 10” na plecach. Chłopiec był przeszczęśliwy, maskotka była większa od niego, mógł swobodnie na niej leżeć.
-Hej, ile razy mam powtarzać, żebyś nie przesadzała z prezentami? Mały ma ich od ciebie już pół szafy!- Antonella zachichotała.
-Przecież jestem jego drugą mamą!- wtórowałam jej.
-Bądź pierwszą.- powiedziała już całkiem poważnie.
-Co?- nie zrozumiałam jej.
Gestykulowała: pogłaskała się po brzuchu.- Czas na ciebie.- puściła oczko.
-Rozmawiałam z Alexisem.
-I co, i co?- jej oczy rozbłysły.
-On bardzo chce mieć dziecko. A ja…- poruszyłam brwiami.- Już wiem, że jestem gotowa do roli matki.
-To wspaniale!- przytuliła mnie mocno, po czym szturchnęła w żebra.- No, to nie ma na co czekać.
Zaśmiałam się.
-Muszę jechać na Camp Nou, jest jakieś ważne zebranie.- oznajmił Leo i wyszedł.
-Ma mało czasu dla Thiago, prawda?- spojrzałam na Anto.
-Tak, ale każdą wolną chwilę poświęca nam.- uśmiechnęła się.- Stara się, to widać. Bardzo nurtuje mnie jedno pytanie.- przyjaciółka przygryzła wargę.- Czy wy już…
-Tak.- nie pozwoliłam jej dokończyć.- Dwa tygodnie temu, ale nie mam żadnych objawów…
-Ciąża to nie choroba. Musisz zrobić test.
-Masz rację.

Obserwowałam chrześniaka ciągnącego za uszy nowego pluszowego kolegę. Thiago był wspaniałym dzieckiem. Zawsze uśmiechnięty, śmiały. Dzięki niemu w domu Messiego było głośno i wesoło. Tak naprawdę ten chłopiec ośmielił mnie, pokazał, że nie mam nad czym się zastanawiać. Jestem gotowa i wiem, że poradzę sobie jako matka.

* * * 

Siedziałam na łóżku w sypialni trzymając w dłoni test ciążowy. Pospiesznie przeczytałam dołączoną ulotkę, wahałam się. Wtedy z Camp Nou wrócił Alexis, szybko schowałam niewielki przedmiot pod poduszkę.
-Iza…- stanął w progu drzwi, miał szeroko otwarte oczy.
-Coś się stało?- podeszłam do niego.
-Tito znów ma nowotwór, to powróciło… Nie będzie mógł nas trenować przez około cztery miesiące…- złapał się za głowę.
Objęłam go w pasie.- Wyjdzie z tego. Jeśli raz pokonał chorobę, zrobi to po raz drugi, zobaczysz. Jest silny.- pocałowałam go w policzek.- Czy to znaczy, że teraz jestem waszym pierwszym trenerem?- zaśmiałam się krótko.
-Teraz jesteś asystentem Jordiego Roury.- puścił oczko.- Mam nadzieję, że Tito wyjdzie z tego jak najszybciej.  Musi lecieć do Nowego Jorku… Nie wiem, czy będziemy mieć czas, żeby go odwiedzić. To za daleko…- skrzywił się.
-Będziemy z nim myślami, zawsze.

Dzisiejsze wydarzenia tak wykończyły Sancheza, że zasnął na sofie w salonie. Ja w końcu odważyłam się zrobić test… Zajęło mi to jakieś piętnaście minut. Wynik był pozytywny.
Pierwsze myśli? Jak to miałam w zwyczaju: nie dam rady.
-Alexis!- pobiegłam do salonu.- Alexis, obudź się!
-Co się stało?- powoli otworzył oczy. Zauważył jakiś niezidentyfikowany obiekt w mojej dłoni.
Przykucnęłam przy sofie i spojrzałam w głębokie oczy Sancheza.- Jestem w ciąży.
-Przepraszam, możesz powtórzyć?- uniósł brwi.
-Jestem…
-Wiem, słyszałem!- zaśmiał się. Szybko wstał, podniósł mnie delikatnie i pocałował czule.- W końcu!

Wieczór upłynął na dzwonieniu do wszystkich z drużyny i przekazywaniu „dobrej nowiny”.
Tak oto Antonella i Leo rozpoczęli powiększanie rodziny z Camp Nou. Teraz kontynuujemy to ja i Chile, Pique z Shakirą, Cesc i Daniella, na potomków czekają także Pedro, Victor Valdes i Pinto.
Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, nie musimy martwić się o przyszłość zespołu z Katalonii.

* * *

Moje życie się zmieniło. Znowu. Jest dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy Antonella była w ciąży. Teraz każdy interesował się tylko mną, piłkarze nie pozwalali mi przychodzić na treningi, żebym się zbytnio nie denerwowała, Anto i Daniella pilnowały mojej diety, a Alexis… co jakiś czas robił zdjęcia mojego brzucha, co pozwalało mu na obserwację jak szybko rośnie jego potomek. Sprawiało mu to tyle radości, że postanowiłam nie sprzeciwiać się temu pomysłowi. Chile był przeszczęśliwy. W jego towarzystwie czułam się jeszcze bardziej wyjątkowo, niż zwykle. Mimo, że mieliśmy dla siebie mało czasu (był marzec, mogliśmy tylko pomarzyć o jakiejkolwiek przerwie w lidze), to jednak każdą wolną chwilę spędzaliśmy wspólnie.
-Co robimy?- spojrzałam na narzeczonego unosząc brwi. Leżeliśmy na dywanie w salonie już od jakiejś godziny.
-Nie mamy za dużego pola manewru…
-Dużego pola manewru nie będziemy mieli, jak będę w ósmym miesiącu.- zdenerwowałam się.- Kochanie, nie jestem chora. Jestem w ciąży, mogę robić to samo co wszystkie inne kobiety.- uśmiechnęłam się.- Chodźmy na jakiś spacer. Później pomyślimy, co dalej.
-No dobrze. Ale obiecaj, że od razu powiesz, kiedy się zmęczysz.
Zaśmiałam się.- Okej, okej. I co, będziesz mnie niósł?
-Tak!- wziął mnie na ręce i wyszedł na dwór.
W Barcelonie jak zwykle świeciło Słońce. Wokół przechadzało się mnóstwo turystów, niektórzy robili nam zdjęcia. Nam? Nie, chyba tylko Alexisowi. Przywykłam już do takich sytuacji. Kiedyś bardzo przeszkadzały mi tłumy ludzi proszących o autograf, ale pomyślałam, że gdybym nie znała piłkarzy FCB, zachowywałabym się tak samo.
Złapałam się za głowę.
-Co się stało?!- Sanchez podskoczył jak oparzony.
-Po prostu mi gorąco…- jego nadwrażliwość zaczynała mnie męczyć.- Alexis, daj spokój, nie musisz mnie nieść!- na nic zdały się moje protesty. Kilka sekund później znajdowałam się już w ramionach narzeczonego.
-Nie mam zamiaru ryzykować.- odparł stanowczo.
-Przesadzasz.- szturchnęłam go w ramię.- Jak tak dalej pójdzie, to oboje zwariujemy! Najgorsze jest to, że nie mogę chodzić na Camp Nou…
-Wytrzymasz. Jeszcze tylko…
-Dziewięć miesięcy.- dokończyłam za niego krzywiąc się.- Ciąża powinna być dla mnie czymś radosnym, a nie udręką! Przez was to stało się męczące.
-Chcemy twojego dobra, zrozum to! Nie chcę, żeby coś poszło nie tak, żebyś cierpiała…
-Wiem, doceniam to.- pocałowałam go w policzek.- Okej, niech będzie, wytrzymam.
Ktoś zrobił nam zdjęcie.- Musimy wyglądać komicznie.
-Wyobraź sobie jutrzejsze wydanie gazet! „Alexis Sanchez oficjalnie zaręczony. Czy jego narzeczona jest w ciąży?”, zbliżenie na twój brzuch, odpowiednie powiększenie w photoshopie, i niespodzianka! To już piąty miesiąc!- wybuchnęliśmy śmiechem.
Rozdzwonił się mój telefon.
-To Pique.- oznajmiłam patrząc na ekran.- Co jest?- nasza rozmowa trwała krótko (a jak chaotycznie!). Na końcu Gerard rozłączył się w połowie zdania.
-Shakira rodzi!- krzyknęłam.
Alexis prawie mnie upuścił. Szybko wróciliśmy po samochód i rozpoczął się kolejny maraton. Wszystko odbywało się tak samo jak wtedy, gdy rodziła Antonella. Czyżbym ja była następna?
Po kilku godzinach na świecie pojawił się nowy członek naszej rodziny – Milan. Był większy i masywniejszy od Thiago. Narzeczonej Gerarda towarzyszył cały zespół z Camp Nou. Wszyscy zachwycaliśmy się dzieckiem, Shakira ledwo odzyskała syna! Kiedy chłopaki zaczęli wariować i po szpitalu rozniósł się ich donośny śmiech, pielęgniarki były zmuszone wyprosić piłkarzy z sali.
W pomieszczeniu zostałyśmy tylko ja, Shak, Daniella i Anto trzymająca Thiago.
-Niedługo będą się razem bawić!- ucieszyła się narzeczona Messiego.
Ja i Dann w tym samym czasie odruchowo złapałyśmy się za brzuchy.
-Cóż, my musimy jeszcze trochę poczekać.- zaśmiałam się.

* * *

Wróciliśmy do domu. Pod drzwiami mieszkania leżała jakaś gazeta. Alexis podniósł ją, przeczytał nagłówek i parsknął śmiechem.
-Jestem jasnowidzem!- wręczył mi czasopismo.
-„Alexis Sanchez oficjalnie zaręczony. Czy jego narzeczona jest w ciąży?” – przeczytałam na głos.- Niesamowite. Ale nie powiększyli mi brzucha.
-O, rzeczywiście! Chyba postanowili tego nie ubarwiać.
-Na jakiej podstawie piszą, że jestem w ciąży? Przecież jeszcze nic nie widać…- zmarszczyłam brwi.
Weszliśmy do domu. Bardzo zaintrygował mnie artykuł poświęcony nam. Tak, wiem, powinnam się już przyzwyczaić. W końcu stałam się swego rodzaju… celebrytką?
-Oj, przestań się tym przejmować.
-Tak, masz rację.- przygryzłam wargę.- Kochanie?
-Tak?- podszedł i objął mnie w pasie.
Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Uwielbiał to. Czułam, jak kąciki jego ust unoszą się.- Mam prośbę.- spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie pójdziesz ze mną na Camp Nou!- pogroził mi palcem śmiejąc się.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale.- puścił oczko.
-Nie cierpię cię.
-Wiem, wiem.- odwzajemnił pocałunek.
-A jeśli stadion będzie miejscem, które pozytywnie wpłynie na moje samopoczucie?- uniosłam brwi.
-Hmm… o tym nie pomyślałem.- zastanowił się chwilę.- No dobrze. Zobaczymy. Ale. Trenerem jest Roura, nie ty.
-Okej, okej…
Pocałował mnie w czoło.- Więc chodźmy!

Zwykle udawaliśmy się na Camp Nou pieszo, ale że przez najbliższe dziewięć miesięcy miałam być traktowana jak bezcenna porcelanowa waza, pojechaliśmy więc autem, którym mimo tego, że zdałam na prawo jazdy nie mogłam jeździć, gdyż „to również stresuje”.

-Iza, co ty tu robisz?- „powitał” mnie Dani Alves.- Przecież…
-Nie denerwuj mnie.- odpowiedziałam w miarę spokojnie.
Piłkarz już nic nie mówił, tylko się śmiał widząc moją minę.
Mimo, iż mogłam usiąść daleko na trybunach, to cieszyłam się, że jestem na moim ukochanym stadionie. Uważnie obserwowałam trening, układałam w głowie kadry na najbliższe mecze. Miałam nadzieję, że Jordi pozwoli mi ustalić oficjalny skład, tak jak to robił Tito. Strasznie nam go brakowało. Spotkania drużyny bez niego były takie… dziwne. Miałam nadzieję, że wróci do nas jak najszybciej. Bardzo chciałam w końcu móc powiedzieć mu, że spodziewam się dziecka. Vilanova był dla mnie bardzo ważny, traktowałam go jak ojca.

Miałam rację w sprawie wpływu Camp Nou na moje samopoczucie. Spędzając czas na stadionie byłam bardzo szczęśliwa. Bardziej, niż zwykle. To miejsce miało dla mnie ogromną wartość.






8 komentarzy:

  1. hahah patrzę na ostatni obrazek i myślę ''no dokładnie! ;d''.
    Aleee fajnie! Będzie mały Sanchezik ;d Hehehe
    Camp Nou to piękne miejsce... Ahhh... ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Heeej! :D
    Ale mnie zachwyciłaś tym rozdziałem*,*
    KOchammmm♥
    Już nie mogę się doczkekac nn! :D
    a co zz ostatnim obrazkiem to mam tak samo:D
    Całuje! ;x

    OdpowiedzUsuń
  3. HEJO :D
    Ten rozdział jest niesamowity ;D
    czekam na więcej normalnie ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny barceloński dzieciaczek, jak fajnie *.* Współczuję dziewczynie, przez dziewięć miesięcy Alexis jak widać na nic jej nie będzie pozwalał ale z drugiej strony to pokazuje jak bardzo ją kocha i jak się o nią troszczy :) czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. czyli FCBaby Room się powiększa :D zapraszam do siebie na nowy rozdział - http://la-taronja.blogspot.com/2013/02/rozdzia-iii.html :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na 22 rozdział http://moje-marzenia-to-on.blogspot.com/ :) + nadrabiam zaległości na Twoim :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na pewno będę tutaj wpadać, tymczasem nowy...

    http://once-fcb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu, jakie to jest super!
    Pierwszy raz w życiu spotykam się z opowiadaniem o FC Barcelonie! Naprawdę : ) To takie niesamowite xD Świetnie piszesz, naprawdę postaram się czytać. Przepraszam, że dopiero teraz, ale dzisiaj zauważyłam, że wpisałaś się do zakładki "Informowani" na moim blogu. Dzięki, że tam zajrzałaś, ja też się postaram tutaj zaglądać : ) Jeśli nie byłoby to kłopotem, to również prosiłabym o informowanie o rozdziałach : )
    Czekam z niecierpliwością na następny tutaj i zapraszam do siebie na nowy : ):
    kimberly-gabrielle-and-one-direction.blogspot.com
    one-direction-wonderful-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń