Niedawno dotarła do mnie wiadomość, że Julia urodziła. Czemu
nie dowiedziałam się o tym od niej, tylko od
mamy? Wystąpiły komplikacje, dziewczyna od momentu porodu jest
nieprzytomna, leży w śpiączce. Tyle udało mi się dowiedzieć. Byliśmy w drodze
do Polski, stan mojej psychiki z godziny na godzinę pogarszał się. Takiego
zdenerwowania nie czułam… w zasadzie nigdy.
W końcu wylądowaliśmy na wrocławskim lotnisku, zadzwonił mój
telefon.
Odebrałam widząc na ekranie komórki numer mamy.- Tak?
-Jest w ciężkim stanie, lekarze tracą nadzieje. Przyjedźcie
do szpitala najszybciej, jak możecie, proszę…- jej głos był przerażający. Traktowała
Julę jak własną córkę…
Rozłączyłam się.- Alexis…
Nie musiałam kończyć. Chile widząc moją minę po prostu
złapał mnie za rękę i pobiegliśmy szukać wolnej taksówki. W końcu się udało.
Podróż do szpitala wydawała się wiecznością, traciłam panowanie nad nerwami, aż
zaczęłam bać się o dziecko. Głaskałam brzuch starając się uspokoić. Sanchez
śledził każdy mój ruch, ściskał moją dłoń. Denerwował się tak samo jak ja.
Kiedy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, przed ogromnym budynkiem szpitalnym
panował chaos. To znaczy… nic nadzwyczajnego się nie działo. To w mojej głowie rozpętała
się burza. Skronie pulsowały, tysiące myśli kręciły się wokół jednej,
przewodniej: czy ja ją stracę?
Stanęłam na środku korytarza. Rozejrzałam się. Ludzie wokół
w ogóle nie zwracali na mnie uwagi, jedni wchodzili do budynku, drudzy
wychodzili, za każdym razem drzwi wydawały ten sam, nieprzyjemny dźwięk.
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Gdyby nie Alexis,
najprawdopodobniej stałabym dalej nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Sanchez na
szczęście potrafił zachować trzeźwość umysłu i nagle (nie mam pojęcia, jak to
się stało) znaleźliśmy się przed salą, w której jak się dowiedziałam, ratowano
moją najlepszą przyjaciółkę. Chwilę później dostaliśmy informację, że z
dzieckiem Julii jest wszystko w porządku.
Spędziliśmy kilkadziesiąt minut na wąskim korytarzu co rusz
zmieniając miejsca. W końcu, po ponad godzinie z sali operacyjnej wyszedł
lekarz. Podszedł do nas, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, chyba jedynie
zmęczenie.
-Jej stan jest ciężki, ale stabilny. Jutro z samego rana
przeprowadzimy kolejną operację, od której będzie zależało wszystko.- każde
słowo mężczyzny kłuło mnie w serce. Brano pod uwagę najgorsze, a ja nie
wyobrażałam sobie życia bez niej.
-Proszę…- wydukałam drżącym głosem.
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy.- chyba dobrze wiedział,
że nie dam rady dokończyć zdania. Uścisnął dłoń Alexisa i zniknął na końcu ciemnego
korytarza.
Zostaliśmy sami. Było tak cicho, że słyszeliśmy tylko własne
oddechy. Stres przekraczał wszelkie granice. Bałam się, że może to wpłynąć na
nasze dziecko, ale nie potrafiłam się uspokoić.
Chciałam spędzić tę noc w szpitalu, razem z Sanchezem, ale
narzeczony kategorycznie stwierdził, że to beznadziejny pomysł. Miał rację. Nie
miałam siły się nawet sprzeciwiać…
Wróciłam do domu razem z rodzicami. Oczywiście nie było mowy
o zaśnięciu, więc myślałam, co będzie dalej. Julia jest silną dziewczyną,
wyjdzie z tego. Pytanie, czy będzie mogła opiekować się córką? Po Dawidzie nie
ma śladu i raczej nie zanosi się na to, by wrócił. Słuch po nim zaginął.
Przyjaciółka podczas mojej ostatniej wizyty wariowała z samotności. Widząc mnie
i Alexisa nie wytrzymywała i często wybuchała histerycznym płaczem. To był
najlepszy czas, by zacząć nowe życie.
Wyjrzałam przez okno, powoli wschodziło Słońce. To znak. Za
chwilę miała rozpocząć się operacja decydująca o wszystkim. Zmrużyłam oczy. Już
miałam zacząć wyobrażać sobie, jak Julia siedzi obok i jak zwykle mnie
rozwesela, kiedy nagle rozdzwonił się mój telefon.
-Przyjedźcie, zaraz zaczynają.- usłyszałam zmęczony głos
narzeczonego.
Nic nie odpowiedziałam, rozłączyłam się i pobiegłam obudzić
rodziców. Szybko się ubraliśmy i wyjechaliśmy do szpitala. Moje myśli znowu
szalały, nie potrafiłam się uspokoić.
-Akurat teraz tyle stresów…- westchnął tata.- Postaraj się
choć trochę wyluzować, w tym stanie powinnaś na siebie uważać…
-Przecież wiem!- krzyknęłam podenerwowana.- Ale to nie jest
proste...
-Tak, rozumiem cię, ale chociaż spróbuj…
Wzięłam głęboki oddech. Nie miałam ochoty na rozmowę,
chciałam tylko jednego: żeby ta operacja jak najszybciej się zakończyła.
Znów stałam w tym samym korytarzu co wczoraj, oparta o ramię
Sancheza. Co jakiś czas głaskałam jego policzek. Był strasznie blady, całą noc
spędził tutaj nie zmrużając oka.
Napięcie rosło z minuty na minutę, moje serce biło coraz
szybciej, a z bloku operacyjnego było słychać tylko komendy lekarzy i stukanie jakichś
metalowych przedmiotów.
W końcu z sali wyszła młoda pielęgniarka. Jej gumowe
rękawiczki były całe we krwi, na co zareagowałam głośnym przełknięciem śliny.
Nienawidziłam zapachu, a tym bardziej widoku krwi.
-Operacja zakończyła się pomyślnie, dziewczyna odzyskała
przytomność, ale jest strasznie zmęczona.- oznajmiła.- Obawiam się, że nie
wyrazi zgody na odwiedziny.
-Ale może ją pani zapytać.- odpowiedziałam.
-Oczywiście. Zaraz wracam.- uśmiechnęła się blado i weszła z
powrotem do pomieszczenia, skąd kolejno wychodzili lekarze.
Po chwili kobieta wróciła do nas z informacją, że możemy
zobaczyć się z Julią.
-Wiedziałam.- szepnęłam sama do siebie i ruszyłam w stronę
sali trzymając za rękę Alexisa.- Julka!- ucieszyłam się na jej widok. Byłam
bardzo szczęśliwa, wszystko się udało. Delikatnie pocałowałam przyjaciółkę w
czoło.
-Wiem, wyglądam strasznie.- szepnęła próbując się
uśmiechnąć.
-Najważniejsze, że już jest okej.- odwzajemniłam uśmiech, po
czym syknęłam cicho, co nie umknęło uwadze Sancheza.
-Co jest?!- podskoczył jak oparzony i chwilę później już
mnie obejmował.- Zasłabłaś?- dotknął mojego czoła.
-Nie, to tylko skurcz.- uspokoiłam go.- Nic mi nie jest.
-Chyba już czas dowiedzieć się czegoś na temat płci
dziecka.- Julia mówiła ledwo słyszalnym głosem.- Nie mogę się doczekać.
-Ja z jednej strony też, ale z drugiej… pomyślałam, że
powstrzymam ciekawość i dowiem się czy będę miała córkę, czy syna przy
porodzie. Muszę się jeszcze zastanowić. To już drugi miesiąc. A co z twoją
córeczką?- przygryzłam wargę marszcząc brwi.
-Jest pod dobrą opieką.- zapewniła.- Niestety na razie nie
mogę jej zobaczyć. Dopiero jak odzyskam siły… Mam nadzieję, że to nie potrwa
długo.- W sumie, powinnam cieszyć się, że żyję.- westchnęła wzruszając
ramionami.
-Jesteś silną dziewczyną, byłam pewna, że z tego wyjdziesz.-
oznajmiłam, po czym wstałam z krzesła.
-Tęsknisz za tą wspaniałą figurą, co?- uniosła brwi.
-Wrócę do niej!- odparłam z entuzjazmem.
* * *
Kto powiedział, że noc jest od spania? Nie, nie, proszę
państwa, noc jest właśnie od niszczenia sobie życia. Od analiz tego, co było
już i tak analizowane miliony razy. Od wymyślania dialogów, na które i tak
nigdy się nie odważymy. Noc jest od tworzenia wielkich planów, których i tak
nie będziemy pamiętać rano. Noc jest od bólu głowy, od wyśnionych miłości.
Tak, znów nie mogłam zasnąć. Świadomość, że Dawid,
mężczyzna, którego kiedyś tak mocno kochałam mieszka obok mnie była dołująca. Jaki
ten świat jest mały! Zaśmiałam się cicho zerkając na Alexisa w obawie, by go
nie obudzić. Moje szczęście uśmiechało się przez sen. Złożyłam delikatny
pocałunek na jego czole, po czym wróciłam do przemyśleń. Ostatnia rozmowa z
Dawidem sprawiła, że wróciły wszystkie wspomnienia. Radość, miłość,
bezgraniczne zaufanie, a później… ból, rozpacz i cierpienie, strach przed
ponownym zakochaniem się. Darzyłam go tak silnym uczuciem, a on skreślił to
wszystko wypowiadając jedno cholerne zdanie. Pamiętam, jak wyobrażałam sobie
przed snem nas na ślubnym kobiercu, później opiekujących się dziećmi… Byłam pewna,
że spędzimy razem resztę życia. Co ciekawe, miałam siedemnaście lat. Wykazałam
się głupotą i naiwnością. Doświadczyłam
porządnej lekcji, Dawid mnie skrzywdził, ale nauczył tego, by dobrze poznać
człowieka. Dopiero potem stwierdzić, że warto mu bezgranicznie zaufać i oddać
swoje serce. Oczywiście znów popełniłam ten sam błąd, przecież Damian… nie, nie
chcę do tego wracać. Znów spojrzałam na Alexisa. To on pokazał mi, co to jest
miłość, i że ona wcale nie musi boleć, ale… ja nadal czułam coś do Dawida, coś,
co było silniejsze ode mnie. Jak tylko go zobaczyłam… te duże, brązowe oczy,
ciemne włosy i ten uśmiech, mimo tego, że był szyderczy, to taki… taki, jak
dawniej… To swego rodzaju słabość. „pierwsza miłość nie rdzewieje”?
-Nie, to nie może być prawda!- wypaliłam, zupełnie
zapominając o tym, że Sanchez jest obok.
-Co?- zapytał zaspany.
-Nic ważnego, po prostu nie mogę zasnąć.- poprawiłam
poduszkę i przybrałam pozycję siedzącą opierając się o nią.
Chile zrobił to samo.- Myślisz o nim, co?- uniósł brwi.
-Tak…- skrzywiłam się.- Ale zrozum…
-Rozumiem.- odgarnął mi włosy z czoła.- Dobrze znam ten ból,
kiedyś byliście bliscy, a teraz jesteście jak zupełnie obcy sobie ludzie.
-Chcę o nim zapomnieć, niczego bardziej nie pragnę, ale to
trudne, kiedy on mieszka teraz obok mnie.- dziwne. Rozmawiałam z narzeczonym o
byłym chłopaku w taki sposób, w jaki mogłabym rozmawiać z Anto.- Dobrze, że mam
ciebie.- spojrzałam na niego wymuszając uśmiech.
-Płakałaś?
Zmarszczyłam czoło. Rzeczywiście, miałam mokre policzki, z
natłoku myśli nawet się nie zorientowałam.
-Pamiętasz, co ci kiedyś mówiłem?
-„ Jeśli kobieta raz zapłacze przez mężczyznę i nie będzie
to płacz ze szczęścia, jej zaufanie do niego niknie.”- wyrecytowałam.
-Dokładnie.
Więc nad czym ja się jeszcze zastanawiałam…? To było chore.
Przecież Alexis to spełnienie moich marzeń, chodzący ideał, teraz jego darzę
tak ogromną, niekwestionowaną miłością! To uczucie jest nawet silniejsze. Chile
pełnił rolę nie tylko narzeczonego – był również wspaniałym przyjacielem.
-Boże, jaka ja jestem głupia…- wybuchnęłam płaczem wtulając
się w ramiona Sancheza.
-Przestań tak gadać, bo mimo tego, że jest środek nocy,
rozpętam bitwę na poduszki!- rozładował napięcie śmiejąc się.
-Nie jesteś na mnie zły?- próbowałam ocierać łzy.
-Ale o co?- pocałował mnie w policzek.
-No…
-O to, że jakiś kretyn perfidnie cię zranił, a ty nie możesz
o nim zapomnieć?
-Otóż to.- spojrzałam w jego oczy.
-Przestań. To tylko błąd z
przeszłości.
-Hmm… dobrze to ująłeś.- przygryzłam wargę.- Masz rację. To
już daleka przeszłość. Ważne jest to, co dzieje się teraz, i co wydarzy się w
przyszłości. Przecież w Hiszpanii moje życie zaczęło się od nowa. Po co żyć
tym, co już było?
-To nieaktualne.- dodał.
Od razu poprawił mi się nastrój.- Czemu nie pomyślałam o tym
wcześniej, zamiast zadręczać się przez tyle godzin, dni, miesięcy?!- byłam na
siebie wściekła.
Alexis uderzył mnie lekko poduszką.- Jeszcze kilka słów, a
polegniesz w wojnie.- poruszył brwiami uśmiechając się łobuzersko.
-Nie zapominaj, że jestem w ciąży.- uwielbiałam używać tego
niepodważalnego argumentu.
-Cwaniara. Ale, zawsze mogę cię zniszczyć inną metodą!-
pochylił się nade mną i zaczął całować w dobrze znany mi sposób – po kilkunastu
sekundach miałam problemy z oddychaniem.
Wyrwałam się z jego uścisku łapiąc powietrze.- To nie było
fair!- krzyknęłam udając oburzenie.
-Ee tam, ja zawsze gram czysto.- puścił oczko.
-Tak? A więc co robią te dwie żółte kartki po dwóch
kolejkach na twoim koncie?- uniosłam brwi.
-Wypadek przy pracy. A poza tym to było niesłusznie!
-Jaasne. Dobrze widziałam, co wyprawiałeś na boisku! Pod
koniec meczu piłkarze z Malagi bali się do ciebie podejść.- zachichotałam.
-I tak ma być!- wtórował mi.
-Cholera, jest czwarta nad ranem, a o dziewiątej musimy być
na Camp Nou…- złapałam się za głowę.- Spać!- krzyknęłam, po czym rzuciłam w
Sancheza poduszką.
-Narażasz się, kochanie.- powiedział poważnym tonem.
-Na co?- przygryzłam wargę.
Nie odpowiedział. Po prostu przysunął się do mnie i
pocałował, tym razem delikatnie.
-I tak ma być.- powtórzyłam jego słowa szepcząc, po czym
wtuliłam się w jego ciepłe ramiona i zasnęłam.
jej, jak dobrze że z Julką ok, że ta operacja się udała :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że z Julką już wszystko w porządku. Mam nadzieję, że Iza zapomni o tym Dawidzie i będzie myśleć o przyszłości z Sanchezikiem :D
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać małej Alexisówny lub małego mini Alexiska :D
Hehehe pojechałam zdrobnieniami... ;p
Pozdrawiam! ;d
http://el-temperamento-del-sol-y-del-mar.blogspot.com/
Usuńnowy rozdział :) zapraszam :)
Moja reakcja po przeczytaniu : awrrrrrrrrr <3 XD
OdpowiedzUsuńUwielbiam jak jest słodko i nie rozumiem, jak można myśleć o kimś innym będąc z Sanchezem, co to za science-fiction?XD
Ahhhhhhhhh, jak słodko. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam. Nowy u mnie
http://once-fcb.blogspot.com/
Pozdrawiam
Swietne opowiadanie ;> jest takie fajne i poprawil mi humor. Informuj o mnie o NN na infatuacio.blogspot.com. pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział;)
OdpowiedzUsuńSłodziuuutki*.*
Czekam na nn:)
Pozdrawiam:)
http://hello-in-my-world.blogspot.com/
Po pierwsze przepraszam, że tak późno, ale mam urwanie głowy. Skróciłam swój dzisiejszy sen, aby uzupełnić braki!
OdpowiedzUsuńUfff, Jula ma się dobrze. I tak w ogóle czekam na małe bobo! :D
Pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz przepraszam :*
Ooooo jacy oni sa slodcy <3 :)
OdpowiedzUsuńKońcówka świetna ; )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ; **
Całe szczęście, że Julka wyszła z tego cała. Końcówka rozdziału jest super :) Uwielbiam jak jest taka sielanka. Alexis to fajny gość, niejeden facet wkurzy by się na dziewczynę jakby tak bardzo rozmyślała o swoim byłym. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Julka wyszła z tego. Alexis i Izka to prawdziwe słodziaki. Ukochani, a zarazem prawdziwi przyjaciele. Rzadko można spotkać takie połączenie. Niech ona zapomni o tej swojej, nieudanej, pierwszej miłości!
OdpowiedzUsuńInformuj mnie:)
NN na:
http://zly-chlopak.blogspot.com
http://chodz-na-boisko.blogspot.com/
Zapraszam;*
Zapraszam na nowość : http://gorzki-smak.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejny rozdział opowiadania na you-can-fix-everything.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)