-Jak się czuje
przyszła pani Sanchez?- zamruczał mi do ucha Alexis kiedy zauważył, że już nie
śpię.
-Wspaniale, cudownie,
nieziemsko, doskonale!- brakowało mi przysłówków by określić stan, w jakim się
znajdowałam. Oficjalnie byliśmy narzeczeństwem. Nie mogłam się doczekać reakcji
rodziców i Julki, jeśli w ogóle będzie chciała ze mną gadać.- Chodźmy powiedzieć
o tym twojej rodzinie!- zerwałam się z łóżka, szybko ubrałam pierwszą z brzegu
sukienkę i pociągnęłam chłopaka za sobą.
-Dzień dobry!-
krzyknęłam radośnie.- Dobrze się składa, że jesteście wszyscy razem.- cała
rodzina siedziała w salonie popijając poranną kawę.- Otóż, mamy dla was pewną
wiadomość.- przygryzłam wargę.
-No przestań nas
trzymać w napięciu!- oburzył się Sebastian lekko podenerwowany.
-Zaręczyliśmy się!-
oznajmił Sanchez, po czym wysunęłam rękę do przodu tak, by wszyscy zobaczyli
pierścionek. Chłopak pocałował mnie w policzek.
-Mi Dios, to
wspaniale!- babcia natychmiast zerwała się z sofy i z szerokim uśmiechem na
twarzy przytuliła nas mocno.- Gratulacje, Alexis, to dobra dziewczyna.-
zwróciła się do Chile. Wprost nie mogłam odwzajemnić uścisku tej kobiecie,
promieniała szczęściem.
Skierowałam
wzrok na resztę rodziny, która ustawiła się do nas w kolejce. Na jej czele stał
Sebastian.
-No,
no, bracie! Byłem pewny, że to ja będę pierwszy.- puścił oczko śmiejąc się, po
czym zrobił dokładnie to samo, co babcia Francisca.
Przyszedł
czas na rodziców. Trochę się obawiałam, nie potrafiłam rozszyfrować z min, czy
ta informacja ich ucieszyła.
-Synu,
to poważna decyzja, jesteście tego pewni?- pierwsza odezwała się Valentina.
-Tak,
mamo. Kocham Isabel, a ona kocha mnie.- Chile spojrzał na mnie uśmiechając się
życzliwie, po czym znów skierował wzrok na rodzicieli.
-W
takim razie… Gratulacje.- powiedział tata Alexisa, Nicolas.
-Dziękujemy.-
odpowiedziałam spokojnie, a w duszy ledwo tłumiłam falę radości.
-Może
doczekam się prawnuków!- odezwała się uradowana babcia.
Wszyscy
wybuchnęliśmy śmiechem, kobieta skutecznie rozładowała napięcie.
Mimo
dość dziwnej reakcji rodziców Alexisa czułam, że cieszyli się naszym
szczęściem. Sanchez uspokoił mnie twierdząc, że już tacy są, nigdy nie lubili
zbytnio okazywać uczuć.
W
rodzinnej miejscowości mojego narzeczonego mieliśmy spędzić jeszcze jeden
dzień. Zgodnie z planem, jutro wracamy do Barcelony, a w Sylwestra lecimy do
Polski.
Przez
całe południe krzątałam się po domu nie potrafiąc usiedzieć w miejscu. Dalej
żyłam wczorajszym wieczorem, emocje nadal się we mnie gotowały, ale musiałam je
jakoś stłumić. Nie mogłam przecież skakać po łóżku wydając głupie dźwięki, co
przywykłam robić jak w domu byłam tylko ja i Chile, musiałam zaczekać do
powrotu. Nie mogłam się doczekać, by w końcu powiedzieć o wszystkim Antonelli.
Nie chciałam tego robić przez telefon, musiałam zobaczyć jej minę!
Najśmieszniej będzie pewnie na Camp Nou, ciekawe co chłopaki wymyślą tym razem.
-Alexis,
ja tu zgłupieję!- chodziłam wokół dywanu leżącego w naszym pokoju trzymając się
za głowę.
-Też
mi się nudzi, cholera. Usiądź, bo mnie rozpraszasz!
Wykonałam
polecenie, usiadłam na podłodze stukając o nią paznokciami.
-Skończ!-
Chile zdenerwował się.
-Przepraszam.-
parsknęłam śmiechem, po czym usadowiłam się wygodnie na jego kolanach.- Nad
czym rozmyślasz?
-Gdzie
moglibyśmy wyjść…?
-Zwariowałeś?
W pierwszy dzień świąt?- uniosłam brwi.
-Wiem!-
wziął mnie na ręce i wybiegł z domu.
-Alexis,
przestań, umiem biegać!- śmiałam się.
-Zamknij
oczy, to już niedaleko. Muszę pilnować, żebyś nie podglądała!- promieniał
radością.
W
końcu się zatrzymał. Delikatnie postawił mnie na ziemi, ale nadal nie pozwolił
odsłonić oczu. Usłyszałam dźwięk otwieranej furtki. Chile pomógł mi przejść, po
czym odsłonił mi oczy.
-To tutaj któregoś
dnia przyprowadziła mnie babcia, tutaj po raz pierwszy kopnąłem piłkę, tu
„urodził się” na nowo Alexis Sanchez, by teraz mógł grać w wielkiej Barcelonie.
Staliśmy na środku
niewielkiego boiska, na którym nikt nie grał już od jakichś dziesięciu lat.
Nieskoszona trawa, opony imitujące trybuny, bramki wykonane z drewnianych pali,
podobnie jak ławka rezerwowych. Usiedliśmy na niej. Zauważyłam wystrugany napis
„Alexis”. Chile też to zaobserwował.
-Pamiętam, jak się tu
podpisywałem.- uśmiechnął się.- Graliśmy wtedy z sąsiednim miasteczkiem, za
chwilę miałem wejść na boisko zmieniając kontuzjowanego kolegę. Wtedy wpadłem
na pomysł, że wystrugam na ławce swoje imię i jeśli znajdę to po kilku latach-
przypomnę sobie o wszystkich kumplach z drużyny. Wiem, byłem geniuszem.
Oboje wybuchnęliśmy
śmiechem.
-I co, pamiętasz
ich?- zaciekawiła mnie jego historia.
-Tak. Szkoda tylko,
że nie mamy żadnego kontaktu. Chciałbym się z nimi spotkać.- Patrz, tam leży
nożyk, którym się „podpisywałem”!- wskazał palcem na przedmiot leżący
nieopodal.- Czyli to musiał być ostatni mecz rozegrany tutaj… Później
wyjechałem do Barcelony i już nigdy nie zobaczyłem przyjaciół z Tocopilli.-
Chile wziął scyzoryk i zaczął dłubać w drewnie. Po chwili moim oczom ukazał się
napis „Alexis y Isabel – por siempre*”.
Od siebie dodałam małe serduszko.
Objęłam narzeczonego.
-Por siempre?- patrzyłam na niego przygryzając wargę.
-Por siempre.- pocałował mnie.
* * *
-Czas
się pożegnać.- rozejrzałam się po pokoju upewniając, że na pewno wszystko
spakowaliśmy.
Alexis
wziął walizki i poszliśmy do salonu, gdzie jak zwykle wszyscy siedzieli ciesząc
się swoim towarzystwem.
-To
już?- skrzywiła się babcia. Naprawdę mnie polubiła! Z nią najciężej było mi się
rozstać.
-Tak…
Teraz czas odwiedzić moją rodzinę.- uśmiechnęłam się życzliwie.
Po
długim i wzruszającym pożegnaniu, Sebastian zawiózł nas na lotnisko do stolicy
Chile. Ledwo zdążyliśmy na samolot, w pośpiechu objęłam starszego brata
Sancheza i pobiegliśmy na pokład znajomego dreamlinera. Odetchnęłam z ulgą
kiedy zobaczyłam, że nikt nie zareagował na Alexisa tak, jak to zwykle bywało.
Choć z drugiej strony to było dziwne. Może go nie poznali? Tak mogłoby być
zawsze, strasznie męczyły mnie tłumy ludzi proszących o autograf i wspólne
zdjęcie.
-Coś
się stało?- chłopak patrzył na mnie zaniepokojony.
-Nie,
nic… A właściwie, tak.- otarłam łzę z policzka.- Boję się, że już nigdy więcej
nie zobaczę babci… Pokochałam ją jak własną, której nigdy nie miałam. Obie
zmarły przed moimi narodzinami.
Objął
mnie ramieniem.- Spokojnie, to silna kobieta. Jeszcze będziecie razem tańczyć
na naszym weselu!- pocałował mnie w policzek.
Oparłam
głowę o ramię Alexisa, poczułam się o wiele lepiej. Jego towarzystwo sprawiało,
że świat wokół stawał się piękniejszy, a dotyk powodował przysłowiowe motylki w
brzuchu, te same, które szalały we mnie kiedy się poznaliśmy.
Lot
minął szybko. W niespełna pięć godzin byliśmy w Barcelonie.
-W
końcu!- krzyknęłam przekraczając próg naszego domu.
Chile
rzucił bagaże w kąt, po czym podniósł mnie i pocałował w czubek nosa.- Wszędzie
dobrze, ale w domu najlepiej?- zaśmiał się.
-Dokładnie.
Tylko w którym? Tym w Polsce, czy tutaj?
-I
tu, i tu.- puścił oczko.- Nie mogę się doczekać miny Wiktora na mój widok!
-Dalej
cię to bawi?- uniosłam brwi śmiejąc się.
-Jasne,
wyraz jego twarzy mówiący: „tak bardzo chcę się do ciebie odezwać, ale nie
pamiętam jak składać zdania…”
-Przestań
nabijać się z mojego brata, to moja rola!- krzyknęłam udając oburzenie.
-Podzielmy
się tym obowiązkiem.- musnął mój policzek.
* * *
Był
wczesny ranek. Słońce wkradało się do sypialni przez zasłonięte rolety. Błogą
ciszę przerwał dzwonek telefonu Alexisa.
Sanchez
niechętnie go odebrał.- Słucham.- wydukał ziewając. Siedział trzymając komórkę
przy uchu już od dobrych pięciu minut nie odzywając się, jedynie marszczył
brwi.- Skończyłaś? Narazie.- odłożył telefon i położył się.
-Coś
się stało?- zapytałam zaintrygowana. Jego twarz wyrażała gniew.
-Nic
poważnego.- spróbował się uśmiechnąć.
-Kto
dzwonił?
-Nie
znasz…
-Mogę
poznać.
-Raczej
nie.- odparł stanowczo.- To była Gabriela. Moja eks.- dodał po krótkim
zastanowieniu.
Zdziwiłam
się.- Co ona od ciebie chce?
-Zaproponowała
spotkanie, ale kiedy nie odpowiadałem wydarła się na mnie, że jestem podłym
kretynem. Taki paradoks: przecież to ona mnie rzuciła. Ale mniejsza o nią.-
uspokoił się.
-Nie
spotkacie się?- przygryzłam wargę.
-Nie.
O
nic więcej nie pytałam, nie chciałam go niepotrzebnie denerwować. Ułożyłam się
w wygodnej pozycji obok narzeczonego i zasnęłam. Jednak chwilę później obudził
mnie dzwonek do drzwi.
-Antonella!-
mimo tego, że byłam okropnie zmęczona, ucieszyłam się, że przyszła. Przytuliłam
przyjaciółkę na powitanie.
-Zaraz,
zaraz…- dziewczyna zmarszczyła brwi patrząc na serdeczny palec u mojej prawej ręki.-
Czy to jest…?
-Tak,
zaręczyliśmy się!- przerwałam jej entuzjastycznym okrzykiem.
-Tak
długo na to czekałam, gratulacje!- rzuciła mi się na szyję.
-Uważaj
na Thiago!- krzyknęłam śmiejąc się.
Brzuch
Anto wydawał się z dnia na dzień odrobinę większy. Zapowiadało się, że urodzi
duuużego synka.
-Nie
mogę się doczekać, kiedy Messi junior w końcu przyjdzie na świat.
-Jeszcze
trzy miesiące.- uśmiechnęła się życzliwie.
Nie tylko ja z
niecierpliwością czekałam na to wspaniałe wydarzenie. Cały świat skupił się na
Leo i Antonelli, którzy za wszelką cenę chcieli chronić swoje życie prywatne.
Messi na każdej pomeczowej konferencji pytany był o potomka. Zawsze odpowiadał
to samo: „Cuándo Thiago
venido al mundo Seré la hombre
más feliz de en la Tierra.” – „Kiedy Thiago
przyjdzie na świat, będę najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.”
________________________
*por siempre - na zawsze.
Mam chwilkę, więc dodaję ten krótki rozdział... No cóż, średni. Następny będzie dłuższy i lepszy, gwarantuję! :P
David Villa został ojcem po raz trzeci! :) |