-Chłopaki, ruszać się! Jak tak dalej pójdzie, to porządnie dostaniecie od Deportivo, co by na pewno bardzo dobrze na was wpłynęło!- krzyczałam z ławki trenera, a piłkarze (jak to zwykle bywało), wyśmiali mnie.
-O to się nie martw, damy radę. Alexis gra teraz prawie jak Leo!- ucieszył się Dani Alves.- Zastanawiam się tylko co, albo kto jest tego powodem.- podbiegł do Chile i szturchnął go w ramię.
-Nie wiem, ale lepiej zajmij się treningiem.- poleciłam mu.
-Nie denerwuj się, tylko żartuję.- puścił oczko.
Siedzący obok mnie Tito podsumował sytuację śmiechem.
-Może mała przerwa?- zasugerował Messi.
-Jasne, dobry pomysł.- kolegom to odpowiadało.
Wszyscy usiedli w kole na murawie. Tylko Leo zawołał mnie „na stronę”.
Usiedliśmy na linii bocznej boiska.
-O co chodzi, coś się stało?- zapytałam wyraźnie zaniepokojona.
-I tak, i nie.- odparł Argentyńczyk bez żadnych emocji.- Otóż, nigdy wcześniej nie towarzyszyła nam tutaj żadna dziewczyna, czasami chłopaki przyprowadzali swoje znajome, którym szybko się nudziło. Byłem pewien, że ty będziesz kolejną z nich, dlatego podczas wspólnego obiadu byłem nieco… niezadowolony. Kiedy Gerard „mianował” cię naszą siostrą i wszyscy powitali cię w „rodzinie”, miałem ochotę wyjść z sali.
-Przeszkadzam ci?- posmutniałam.
-Daj mi dokończyć.- wziął głęboki oddech.- Zmierzam do tego, że bardzo źle się z tym czuję. Inni przyjęli cię z takim entuzjazmem, chłopaki od razu cię polubili, masz w sobie coś, co przyciąga ludzi…
-Gdzieś to już słyszałam.- uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.
-Chciałem cię przeprosić, źle cię oceniłem. Wtedy, w szatni, podczas pierwszego spotkania przytuliłaś mnie, uśmiechałaś się szeroko cały czas, z twoich oczu biła niesamowita radość.
-Byłam wtedy w niebie…- rozmarzyłam się, na co Messi zareagował śmiechem.- W moich najśmielszych oczekiwaniach nie było takiego scenariusza. Marzyłam o autografie i przytuleniu każdego z was. Przyjaciółce mówiłam, że po tym wydarzeniu mogę umrzeć, że osiągnę to, o czym śniłam przez tyle lat… Udało się. A teraz jestem tutaj z wami i… ja chyba cały czas śnię. Czasem ciężko mi uwierzyć w to, co się stało. Moje życie zmieniło się diametralnie. Budzę się rano z uśmiechem, z myślą, że za chwilę będę uczestniczyć w treningu najlepszej drużyny na świecie, mało tego: będę pomagać trenerowi! Nawet nie wiesz, ile radości mi to sprawia.
-Uwierz mi, że wiem, to widać.- zaśmiał się.- A więc… Przeprosiny przyjęte?- spojrzał na mnie, jego oczy rozbłysły.
-Jasne. Nie umiem gniewać się na mojego ulubionego piłkarza.- przytuliłam go.
-Chile ciągle nas obserwuje.- Messi zmarszczył brwi uśmiechając się.- Nie wiem, czy mogę zapytać, ale…
-W rozmowie ze mną nigdy nie zastanawiaj się, czy możesz o coś pytać. Wal śmiało, jesteśmy rodziną.- objęłam go ramieniem.
-Okej, masz rację. A więc ty i Alexis to małżeństwo, a my jesteśmy waszymi dziećmi?- wybuchnęliśmy śmiechem.
-Dokładnie tak.- zanosiłam się ze śmiechu. Tak oto Argentyńczyk z mojego idola „awansował” na przyjaciela. Lepiej być chyba nie mogło.
-Wszyscy uważają, że Sanchez to zwykły podrywacz. Zawsze miał powodzenie wśród dziewczyn, wiadomo.- zaśmiał się.- Ale tak naprawdę, to wrażliwy, dobry chłopak, który nigdy by cię nie skrzywdził. Nie zawiedź tylko jego zaufania.
-Nie mogę tego zmarnować.- przygryzłam wargę.- Jest taki czuły… To też dobry przyjaciel.
-Tak, coś o tym wiem.- uśmiechnął się.
-Mam… osobiste pytanie.- niepewnie spojrzałam na Argentyńczyka.
-Wal śmiało, siostro!
Westchnęłam.- Ty i Antonella…
Syknął cicho.- Tak?
-Nie musimy o tym gadać.
-Ale chcę. Oprócz ciebie chyba nikt mi nie pomoże.
-Znam sprawę tylko ze strony mediów, która niekoniecznie musi być prawdziwa.- skrzywiłam się.
-Do końca nie jest. Musieli trochę ubarwić tę historię.
-Leo, wstawaj!- usłyszeliśmy krzyk Davida Villi z drugiego końca boiska.- Koniec obijania się!
-Porozmawiamy o tym później?- Argentyńczyk patrzył na mnie z nadzieją.
-Pewnie, jeśli chcesz.- odparłam z uśmiechem.
-Zostajesz z nami do końca treningu, tak?
-Jak zwykle!- wstałam, po czym pomogłam piłkarzowi.
-Więc dzisiaj zostaniemy tu trochę dłużej.- przytulił mnie mocno i pobiegł do kolegów, by kontynuować ostatni trening przed jutrzejszym meczem.
Obserwowałam zawodników myśląc o wydarzeniach kończącego się już dnia. Kadra na spotkanie była ustalona, więc nie miałam już żadnych obowiązków.
Tito Vilanova zakończył trening. Piłkarze udali się do szatni. Tylko Leo Messi został na boisku. „Czarował piłkę”, uwielbiałam na to patrzeć. Podeszłam do niego.
-Mam nadzieję, że Alexis nie będzie na nas zły.- poruszył brwiami.
-O to się nie martw.- uśmiechnęłam się szeroko.- Przejdźmy do tego, co teraz jest najważniejsze.
-To moja wina. Całe moje życie kręci się wokół footballu. Będąc w domu myślę o kolejnych treningach, meczach. I kiedy pojawiła się Antonella, to ona powinna być na pierwszym miejscu, ale ja nie potrafiłem i dalej nie potrafię sobie tego… uświadomić. Ona dobrze o tym wie, a mało tego media zaostrzają sytuację i kiedy zrobią mi zdjęcie z jakąś fanką, powstaje z tego romans i ląduję na pierwszej stronie gazet. Sama zobaczysz jeśli w końcu nas przyuważą.- skrzywił się.- Anto nie potrafi tego zaakceptować, nie radzi sobie z ciągłym szumem, który pojawił się wokół niej.
-Tobie na początku pewnie też nie było łatwo.- zaznaczyłam.- Mam pomysł. Mógłbyś zapoznać mnie z Antonellą?
-Jasne, ale co to ma do rzeczy?
-Może mnie polubi…
-Tego możesz być pewna.- przerwał mi.
Uśmiechnęłam się.- Otworzy się przede mną i powie mi, o co tak naprawdę chodzi, bo mam dziwne przeczucie, że to nie media i zazdrość.- przygryzłam wargę.
-Więc co?- spytał zaintrygowany.
-Nie wiem, ale zrobię wszystko, żeby się dowiedzieć.- przytuliłam go.- Zobaczysz, będzie dobrze. Na razie po prostu skup się na jutrzejszym meczu. Później poproszę Tito, był dał ci dzień wolny i zapoznasz mnie z Anto.- uśmiechnęłam się.
-Jesteś wspaniała.- pocałował mnie w czoło.
Z trybun usłyszeliśmy głos Alexisa, dukał coś, co było ledwo słyszalne.
-Oj zamknij się!- krzyknął Leo.
-Też chcę się przytulić!- Chile zszedł z trybun, przebiegł połowę boiska i objął nas.
„To chyba sen…”- myślałam.
* * *
Siedziałam z
Damianem w naszym hotelowym pokoju. Rozmawialiśmy pierwszy raz od chyba trzech
dni. To znaczy, widzieliśmy się po raz pierwszy od kilku dni, bo głównie
siedzieliśmy w ciszy, którą co jakiś czas zakłócał sygnał przychodzącego sms’a.-Ej, co się stało?- zapytałam z niepokojem w głosie.
-Z czym?
-No… z nami. Odkąd poznałeś Nikolę, nie masz dla mnie czasu.
-Co?! Ooo, nie, nie, zaczekaj. Ja nie jestem tutaj winny.- odparł stanowczo.
-Więc kto?!
-Dziewczyno, zastanów się. A ty i twój Sanchez? Myślisz, że jeśli dorwałaś sławnego piłkarzyka, to możesz zapomnieć o przyjaciołach, o zwykłych ludziach?
Zabolało.
-O czym ty mówisz? Nie zapomniałam o was! A poza tym, Alexis to też normalny człowiek, taki jak każdy! Jak śmiesz w ogóle tak mówić… Jesteś zazdrosny?- uniosłam brwi. Dobrze wiedziałam, że nienawidzi, kiedy tak mówię.
-Pogięło cię? Mam być zazdrosny o… ciebie?- skrzywił się.
-Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.- wstałam z łóżka.
-Byliśmy.
-Masz rację.- wzięłam komórkę i aparat fotograficzny, po czym wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami.
Wybiegłam z hotelu najszybciej jak potrafiłam i udałam się w stronę Camp Nou. Parking obok stadionu był pusty, wokół nie było żywej duszy. Słońce chowało się już za horyzontem, ale nie miałam zamiaru wracać do hotelu, do Damiana.
Usiadłam na krawężniku i zastanawiałam się, co robić dalej. Alexis mieszkał kilka ulic stąd, mogłabym do niego zadzwonić, ale… Gdyby usłyszał mój płacz… Postanowiłam, że po prostu do niego pójdę.
Mijałam kolejne ulice, przez które przechadzało się tyle par, tyle uśmiechniętych osób… Wstydziłam się swoich łez, nie lubiłam płakać, kiedy ktoś na mnie patrzył.
Po godzinnej wędrówce dotarłam do celu. Było już zupełnie ciemno, nie widziałam nikogo w pobliżu. Świeciły się tylko uliczne latarnie.
Otarłam pospiesznie łzy i zapukałam do drzwi.
Alexis otworzył je z nieukrywanym zaskoczeniem.
-Jak ty tu…- rozejrzał się. Wokół nie było żadnego auta.- Piechotą?!
Nie mówiłam nic, nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Starałam się ukryć wilgotne oczy i rozmyty makijaż, ale nie udało mi się.
-Zaraz, zaraz… Ty płaczesz?
I wybuchłam. Histeryczny ryk usłyszeli chyba wszyscy sąsiedzi, a może nawet cała Barcelona.
* * *
-Ja… nie… wierzę… on…- krztusiłam się łzami.
-Jaki „on”?- Alexis ciągle próbował się dowiedzieć, o co mi chodzi.
-Ale… to niemożliwe, to sen…- panikowałam. Położyłam się na sofie w salonie. W kominku tliły się ostatnie iskierki ognia.
-No tak, jest już grubo po północy. Opowiesz mi wszystko później, jasne?- Chile był strasznie podenerwowany.- Jak go dorwę…
-Przestań!- krzyknęłam.- Dajmy temu spokój…
-Na razie.
-Gdzie mogę spać?- wyszeptałam.
Chłopak podniósł mnie i zaniósł do dużej sypialni. Położył mnie na łóżku, które było tak wygodne i ciepłe, że najchętniej zostałabym w nim do końca życia. Okrył mnie kołdrą po samą brodę. Przykucnął przy łóżku, po czym odgarnął mi włosy z czoła, które aż kleiły się do mokrych policzków. Starannie otarł łzy. Delikatnie przeczesywał moje włosy palcami. Zasnęłam.
* * *
-Czyżby znowu podchody?- uśmiechnęłam się wspominając tamten dzień.
-„Jestem na Camp Nou, ostatnie przygotowania przed wieczorem. W kuchni masz śniadanie, rozgość się, a jeśli chcesz na nas trochę pokrzyczeć- auto jest za domem.:) Kocham cię, A.
PS.: nie bój się, to tylko Pedro.”- przeczytałam na głos.- Co?- uniosłam brwi.
Wtedy usłyszałam dźwięk tłuczonej butelki na górnym piętrze. Pobiegłam tam szybko i zobaczyłam… skrzydłowego Barcelony leżącego na łóżku w taki sposób, że jego głowa zwisała bezwładnie. Był strasznie blady, szybko otworzyłam okno, by złapał trochę świeżego powietrza, po czym pomogłam mu ułożyć się w normalnej pozycji. Dopiero wtedy zauważyłam stłuczoną butelkę po szampanie.
- Gruba impreza?- zachichotałam.
-Tak, trenerze… Umieram.- wydukał.
-Właśnie, powinieneś być na treningu!- zmierzyłam go wzrokiem.
-Tito pozwolił mi odpocząć i nie powołał mnie na ten mecz.- Pedro mimo potwornie złego samopoczucia, uśmiechał się.- Ćwiczysz?- uniósł brwi.
-Co? O nie…- miałam na sobie tylko bieliznę. Szybko wybiegłam z pokoju, by się w coś ubrać.
Usłyszałam śmiech piłkarza.
-Zamknij się!- krzyknęłam. Byłam wściekła.
-Masz bardzo ładną figurę!- przyznał Pedro.
-Dzięki.
-Co robisz, że tak dobrze wyglądasz?- zaintrygowałam go.
-Najlepsze jest to, że nic.- rozmawialiśmy ze sobą będąc na różnych piętrach domu. W końcu, już ubrana, wróciłam do niego ze szklanką wody.- Masz, poprawi ci się.
-Dzięki, jesteś wielka.- upił sporą część zawartości naczynia.
-Jak się tutaj znalazłeś?
-Zapytałem wczoraj Alexisa, czy mogę u niego przenocować, impreza była niedaleko stąd.
-Wygląda na to, że dobrze się bawiłeś.- zaśmiałam się.
-Bardzo dobrze!- wtórował mi.- Fajnie jest trochę się rozluźnić po męczących treningach i grach.
-Fakt, jak do tej pory grałeś w każdym meczu. Należy ci się odpoczynek.
-Niech Tito będzie twoim asystentem, a nie ty jego…
Uśmiechnęłam się.- Może kiedyś! A teraz wstawaj, zrobię coś do jedzenia.- wyszłam do kuchni.
-Jesteś wielka!
-Wiem, wiem.- zaśmiałam się.
Ten dzień mijał szybko, ale miło. Dobrze bawiłam się w towarzystwie Pedro, w znacznym stopniu poprawił mi się humor, na chwilę zapomniałam nawet o wydarzeniach z wczoraj.
-Chile też powinien dostać trochę wolnego, macie za mało czasu dla siebie, prawda? Chociaż w sumie codziennie widzicie się na Camp Nou. Fajnie mieć w końcu siostrę.- uśmiechnął się życzliwie.
-Przestań gadać, tylko jedz!- krzyknęłam śmiejąc się.
-A ty skończ się na mnie drzeć, już wystarczająco dużo zniosłem na ostatnim treningu! „Ruszaj się, mój pies się lepiej kiwa od ciebie!”- naśladował mnie.
-Bo to prawda.- pokazałam mu język.
-Możemy to sprawdzić!- poruszył brwiami.
-Czas się przygotowywać, za godzinę mecz.
-Idziemy czy jedziemy?
-Przejdziemy się, to ci dobrze zrobi.- puściłam oczko.
-Okej, ale niesiesz mnie na plecach.- Pedro odparł ironicznie.- Nie dam rady. A Alexis ma cabrioleta, więc będę miał wystarczająco dużo powietrza.
-Przecież nie poprowadzisz auta w takim stanie.- uniosłam brew.
-Ale za to ty…
-Nie umiem.- zawstydziłam się.
-Serio? Cieeeenias.- chłopak zaśmiał się głośno.
-Oblałam i nie podeszłam do egzaminu po raz drugi. I nie śmiej się ze mnie!- rozzłościłam się.
-Okej, okej, przepraszam. Więc idziemy…- westchnął głośno.
-Ten mecz będzie podwójnie wyjątkowy!- byłam bardzo podekscytowana.
-Niby czemu?- zapytał Pedro bez żadnego entuzjazmu.
-Jeszcze nigdy nie oglądałam meczu siedząc obok jednego z moich ulubionych piłkarzy.- puściłam oczko.
-W sumie, to nigdy nie oglądałem meczu u boku mojego ulubionego kibica.- dźgnął mnie w żebro.
Przygotowania trwały w najlepsze. Mieliśmy już na sobie koszulki Blaugrany, rysowaliśmy na twarzach herby i numerki ze strojów zawodników. Pedro wziął ze sobą ogromną flagę Katalonii. Wkrótce byliśmy gotowi do wyjścia.
Będąc już w pobliżu Camp Nou natknęliśmy się na fotoreporterów.
-O nie... Tego nie przewidziałam…- skrzywiłam się.
-Już sobie wyobrażam pierwsze strony jutrzejszych gazet.- piłkarz wzruszył ramionami.
-Nie przeszkadza ci to?- zakryłam twarz flagą.
-Przyzwyczaiłem się.- spojrzał na mnie.- Przestań, po prostu ich zignoruj. Zrobią kilka zdjęć i dadzą sobie spokój. A brukowcami się nie przejmuj… Chwila… Boisz się, jak zareaguje Alexis, prawda?- uniósł brwi.
-Myślisz, że gdyby zobaczył nas razem na okładce, byłby zazdrosny?
-Zawsze jest. Wystarczy, że zobaczy, jak razem wchodzimy na stadion, wspólnie obserwujemy mecz.
-Przesadzasz.- odparłam stanowczo.
-Jeszcze dużo o nim nie wiesz.
Miał rację…
-Ale jakoś mu to wyjaśnimy, prawda?- zaczynałam się niepokoić.
-Spokojnie! Chile to mój dobry przyjaciel, jest dla mnie jak brat. W życiu nawet nie podejrzewałby mnie o to, że chcę odbić mu dziewczynę, czy coś.- uśmiechnął się życzliwie.
-Właściwie, wszyscy jesteśmy rodziną. Pamiętasz, jak byłam na waszym obiedzie? Jak Pique powitał mnie w waszej rodzinie?- odwzajemniłam uśmiech.
-Jasne, siostro.- objął mnie ramieniem. Fotoreporterzy robili zdjęcia w coraz szybszym tempie. W końcu zniknęliśmy za murami Camp Nou.
Od razu poczułam się lepiej, pewniej. Ten stadion był moim drugim domem. Tutaj zawsze tyle się dzieje…
Trybuny powoli zaczęły się zapełniać. Zwykle zanim przepchnęłam się przez tłum ludzi minęło dobre piętnaście minut- nie tym razem. Teraz wszyscy ustępowali mi drogę. Mi, i mojemu przybranemu bratu. Wspaniałe uczucie.
Po zajęciu swoich miejsc czekaliśmy, aż piłkarze wyjdą z szatni. Pedro rozłożył ogromną flagę. Na stadionie rozbrzmiała znajoma melodia- „El cant del Barca”. Uwielbiałam to śpiewać, więc od razu przyłączyłam się do ponad 90-tysięcznej publiczności.
Po wyśpiewanym hymnie na boisko wkroczyli zawodnicy obu drużyn. Miło było patrzeć na te wszystkie znajome twarze, które machały właśnie w naszą stronę szeroko się uśmiechając.
Nastąpiła rozgrzewka i sędzia rozpoczął spotkanie gwizdkiem. Dominację Barcelony widzieliśmy od pierwszych sekund meczu. Było tak, jak się spodziewano. W 16. minucie za sprawą Andresa Iniesty padł pierwszy gol. Później było już tylko lepiej. Piłkarze po rozegraniu pierwszej połowy wrócili do szatni z wynikiem 3 – 0.
W drugiej połowie wynik się podwoił, a w ostatnich minutach gracz Deportivo trafił w siatkę Valdesa zdobywając kontaktową bramkę. „Tak oto na listę strzelców trzy razy wpisał się Leo Messi, raz Andres Iniesta, podwójnie trafił Alexis Sanchez!”- oznajmił komentator na koniec spotkania. Piłkarze Barcy w szampańskich nastrojach udali się do szatni.
-I jak się podobało?- zapytał szeroko uśmiechnięty Pedro.
-Bardzo, ale brakowało jednego kluczowego piłkarza.
-Przestań mi tak schlebiać, bo się zarumienię!
-Chodziło mi o Xaviego.- zaśmiałam się głośno.
-Hahaha, bardzo śmieszne.- odparł ironicznie.
-Żartowaaałam. O ciebie mi chodziło.- przytuliłam go.
* * *
-Nareszcie sami.- dodał Alexis.
Siedzieliśmy w jego pokoju, gdy nagle sobie o czymś przypomniałam.
-O cholera, przecież wszystkie rzeczy zostawiłam w hotelu, mam tylko komórkę i aparat…- zdenerwowałam się.- Nie mam ochoty tam wracać…
-Właśnie, miałaś mi powiedzieć, co się tam wydarzyło!- chłopak aż podskoczył z ciekawości.
-Nie wiem, czy chcę do tego wracać.
-Chcesz.- nalegał.
-Masz rację. Kto jak kto, ale ty powinieneś o tym wiedzieć.- i zaczęłam opowiadać Sanchezowi o wydarzeniach z poprzedniego dnia.
-Zabiję gnoja.- stwierdził po wysłuchaniu historii.
-Jest jeszcze coś, o czym muszę ci powiedzieć, bo zeżre mnie sumienie.- przygryzłam wargę.
-Tak?
-No więc dzisiaj, idąc z Pedro na stadion, zauważyli nas…
-Te hieny?- przerwał mi.
-Dokładnie. No i przypominaliśmy sobie, jak pierwszy raz was spotkałam, jak później Gerard na wspólnym obiedzie powitał mnie w waszej rodzinie… I Pedro powiedział, że fajnie jest mieć przybraną siostrę, po czym objął mnie ramieniem. Boję się, co będzie jutro w gazetach…- skrzywiłam się.
-Nie przejmuj się tym, to najmniejszy problem.- ucieszyłam się, że zareagował tylko w taki sposób.- Teraz muszę zająć się pewnym kolegą.- dodał z ironią.
-Masz go nie dotykać!- zdenerwowałam się.- Mimo wszystko. Sama to załatwię.
-Nie pozwolę, żeby tak nas oceniał. Nadal uważasz go za przyjaciela?- spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
-Nie.- odparłam stanowczo.- Przysięgłam sobie, że więcej mu nie zaufam, a na pewno nie tak, jak mu ufałam. Teraz chcę, żeby nasze drogi się rozeszły, chcę o nim zapomnieć. Podwieziesz mnie do hotelu? Zabiorę rzeczy, wykwateruję się, i już więcej nie będę musiała tam wracać.
* * *
Powoli otworzyłam drzwi do niegdyś mojego pokoju mając nadzieję, że Damiana tam nie ma. Niestety, był. Nie odzywając się ani słowem, wyciągnęłam torbę podróżną spod łóżka i rozpoczęłam pakowanie swoich rzeczy. Szybko upychałam ubrania do torby, przez co nie mogłam zamknąć bagażu. Wciąż czułam na sobie wzrok chłopaka. Po domknięciu torby rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu. Modliłam się w myślach, żeby niczego nie zapomnieć, bo nie miałam ochoty tu wracać.
-Jeszcze to.- odezwał się Damian podając mi szczęśliwą frotkę Sancheza.
-Dzięki.- zabrałam ją, po czym zarzuciłam torbę na ramię.- To… cześć.- wymusiłam uśmiech.
-Trzymaj się.- nawet na mnie nie spojrzał.
Wyszłam z pokoju szczęśliwa, że najgorsze mam już za sobą. Pozostało tylko wykwaterowanie. Udałam się więc do recepcji, trafiłam akurat na tę kobietę, która obsługiwała nas w pierwszy dzień pobytu. Wszystko poszło szybko, bez problemu mogłam opuścić hotel. Nawet nie musiałam się tłumaczyć.
-No w końcu, już myślałem, że coś ci zrobił.- powiedział zniecierpliwiony Alexis.
-Niby co? Przywiązał mnie do krzesła? Zamknął w szafie?- zachichotałam.
-Na przykład.- złożył delikatny pocałunek na moim czole.- W sobotę lecimy do Sewilli, bez Messiego. Tito mówił, że poprosił o wolne, nie wiesz co się stało? On nie ma tego w zwyczaju.
-Po prostu chce mieć więcej czasu dla Antonelli.- uśmiechnęłam się życzliwie.
-Ale ty pozwolisz mi lecieć, prawda?- uniósł brew.
-Jasne, pod warunkiem, że wynagrodzisz mi to minimum dwoma bramkami!- zaśmiałam się.
-Nie ma problemu.- stwierdził i odjechaliśmy do jego domu.
______________________
Jak pewnie zauważyliście, na razie dodaję nowe rozdziały codziennie, ale tylko dlatego, że trwają ferie i mam dużo czasu wolnego. Postaram się, żeby po tej przerwie dodawać notki przynajmniej co weekend. :)
Uwielbiam Sancheza! :D
OdpowiedzUsuńInformuj mnie proszę o nowościach. Zapraszam również do siebie na: http://keepcalm-and-lovespain.blogspot.com
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ;)
U mnie pojawiła się właśnie nowość, zapraszam :)
UsuńŚwietny rozdział, szczerze powiedziawszy to się cieszę, że bohaterka zostawiła Damiana samego na początku miałam przeczucie, że jest fajny ale szybko się zawiodłam ;pp
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
PS. Chciałabym dzisiaj coś dodać ale utkwiłam w pewnym momencie i koniec. Brak weny :/
Nadrobiłam :0 oczywiście będę Cię informować o nowościach tak jak prosiłaś. Alexis jest tutaj meega słodki :) A Damian przesadził a przez to stracił przyjaciółkę, przykre. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńhttp://el-temperamento-del-sol-y-del-mar.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKolejny, zapraszam ;p
Rozdział jak zwykle super;) Czekam na nn^^
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie;
http://hello-in-my-world.blogspot.com