czwartek, 17 stycznia 2013

6.



Ostatnie trzy dni minęły w błogim spokoju. Strasznej wojny ze współlokatorem nie było.
-Damian…?- odezwałam się niepewnie, ale odpowiedziało mi tylko echo.- Cholera. Gdzie on mógł pójść? A może znowu siedzi na balkonie obserwując Słońce.- szepnęłam ironicznie. Niestety, balkon był zamknięty.
Zadzwoniłam, nie odbierał. Po kilku nieprzynoszących efektu próbach postanowiłam, że po prostu zaczekam.
Zeszłam na parter, musiałam coś zjeść. No i zguba się znalazła! Damian siedział przy stoliku z jakąś blondynką, kojarzyłam jej twarz, musiała być z naszej grupy. Podeszłam do nich.
-Hej, szukałam cię! Czemu nie odbierasz telefonu?- udawałam obrażoną, ale nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
-Nie jesteś moją matką, ani nawet siostrą.- odparł bez emocji.
-No tak, masz rację.- potwierdziłam zbita z tropu.- A tak w ogóle, cześć, jestem Iza!- wysunęłam dłoń w kierunku nowej znajomej mojego współlokatora.
-Witaj, Nikola.- uśmiechnęła się przyjaźnie podając mi rękę.
-Miło poznać!- odwzajemniłam uśmiech.- Mogę się przysiąść? Tylko coś zjem i nie przeszkadzam.- puściłam oczko.
-Jasne, nie ma sprawy!- wyraźnie nie przeszkadzałam nowej koleżance. Gorzej z Damianem, ale postanowiłam go zignorować.
Przyniosłam sobie talerz z jakąś nieznaną mi jak dotąd hiszpańską sałatką, znajomym podałam miskę z owocami.
Miałam na sobie koszulkę od Alexisa i frotkę na lewym nadgarstku. Podpis na stroju nie umknął uwadze Damiana.
-Pomazałaś koszulkę Barcelony?!- znów na mnie krzyczał.
-Nie, wyręczył mnie Sanchez.- odparłam z nutą ironii.
-Jasne…
-O, szczęściara!- Nikola przerwała mu.
-Jeśli chcesz…- urwałam w pół zdania, przecież Chile miał być normalnym kolegą, pewnie źle odebrałby prośbę o autograf… po raz drugi.- Jeśli chcesz, mogę dać ci jakiś gadżet z FCB.- przypomniało mi się, że dostałam od Gerarda i Daniego mnóstwo granatowo- bordowych drobiazgów. Wyciągnęłam z kieszeni małą flagę Blaugrany z podpisem Alvesa.- Proszę, to jest fajne!- uśmiechnęłam się życzliwie wręczając Nikoli „prezent”.
-Oo, dziękuję!- pocałowała mnie w policzek. Damian obserwował nas bacznie.- Czemu on jest taki zły?- szepnęła dziewczyna.
-Widocznie źle spał. Zaprowadź go na hotelowy basen, niech zdrzemnie się na leżaku, a ty popływasz. Poprawi mu się, zobaczysz.- puściłam oczko.
-Okej, masz rację. To do zobaczenia później!- złapała chłopaka za rękę i wybiegli z bufetu, Nikola machała flagą Barcelony nie zważając, że co chwila wpada na gości hotelu.
-Do zobaczenia.- uśmiechnęłam się szeroko.- Mam nadzieję, że nie potraktuje jej źle.- szepnęłam sama do siebie.
Wybiła jedenasta. Na ten tydzień nie zapowiadał się żaden mecz, ani otwarty trening. Jeszcze niedawno bym się tym martwiła, ale przecież mam coś w rodzaju przepustki. Spojrzałam na frotkę Sancheza. Przez moje myśli przewinęły się wszystkie wydarzenia sprzed kilku dni. Popisy Alexisa na murawie, jego uśmiech i oczy… Rozmarzyłam się. 


* * *

-Idziemy na lody?
-Nigdzie się stąd nie ruszam.
-Park? Basen? Plaża? Basen? Hmm… BASEN?!
-Przestań! Chociaż…- możliwość gapienia się na ciało Sancheza przez jakiś czas… ale mimo wszystko… - Nie, chcę zostać na Camp Nou.
-Uparta jesteś.- Alexis nabijał się ze mnie już od dłuższego czasu.
Szturchnęłam go w żebro.
-I lubisz mnie bić.
-Nawet nie wiesz jak bardzo!- objęłam go ramieniem.- Czułam się przy nim tak beztrosko…
Cholera. Znowu minęło tak mało czasu, a ja przywiązałam się do chłopaka. Znajoma sytuacja. Dlatego muszę być ostrożna…
-O czym tak myślisz?- zapytał zatroskany Chile.
-Pamiętasz tego chłopaka z wczoraj?
-Tego, który zrobił tę niepotrzebną szopkę? Jasne.- odparł z ironią.
-Chyba znalazł sobie dziewczynę.
-Zazdrosna?- szturchnął mnie lekko.
-Nie! Po prostu martwię się o niego.
-Nie zapomnij, że jest dorosły i dobrze wie, co robi. Tak jak ty.- spojrzał na mnie, a potem na coś w oddali, po drugiej stronie murawy.- Widzisz tę chorągiewkę?
-Tak. To twoja dziewczyna?- zaczęłam się głośno śmiać.
-Chyba twoja.- chłopak udawał oburzenie.- Założę się, że nie masz tyle siły, żeby dobiec do niej i wrócić do mnie.- uśmiechnął się zachęcająco.
-Ale zaraz… to będzie razem… 180 metrów.- spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
-Wymiękasz?- przygryzł wargę.
-Coś ty. Ale będę robiła przerwy.
-Niech będzie.
-Trochę przesadziłeś, w życiu nie przebiegłam 180 metrów…- powiedziałam po krótkim przemyśleniu sprawy.
-Dobra. Więc pobiegnę do chorągiewki i będę tam na ciebie czekał. 90 metrów, ciamajdo.- zaśmiał się głośno i pobiegł na drugi koniec Camp Nou.
-Spadaj!- krzyknęłam wtórując mu.
Zaczęłam bieg. Myślałam, że będzie gorzej, ale równiutki teren murawy i miękka trawa sprawiły, że szybko pokonałam pierwszą połowę boiska. Z drugą było gorzej. Wpadłam na pewien pomysł.
-Auuuu!- opadłam bezwładnie trzymając się za kostkę.
-Co jest?!- krzyknął przerażony Alexis. Chwilę później był już obok mnie.- puść tę nogę, muszę ją zobaczyć!
-Nie, boli!- zaciskałam usta, ale nie wytrzymałam. Na nic nie zdały się moje jęki, wybuchnęłam głośnym, niekontrolowanym śmiechem.
-Ehe, bardzo śmieszne.- Sanchez popchnął mnie na trawę. Leżałam na środku boiska na plecach. Widziałam błękitne, bezchmurne niebo. Chile położył się obok mnie.
Popatrzyłam na niego i znowu się śmiałam. Nadal miał przerażoną minę.
-Przestań, to wcale nie jest śmieszne!- udawał oburzenie.
Nasze spojrzenia się spotkały. Chłopak spoważniał, uważnie mnie obserwował. W tym momencie leżałam jak ogłuszona, jego oczy sprawiły, że nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, choćby poruszyć ustami. Zbliżył się do mnie. Złapałam głęboki oddech.
Wtedy usłyszeliśmy kroki kilku osób. Byli to piłkarze wychodzący z szatni, gotowi do treningu.
-Szlag.- szepnął Alexis.
Wstaliśmy. Utykałam na jedną nogę, żeby rozładować napięcie. Sanchez podniósł mnie i niósł w kierunku ławki trenerskiej.
-Kiedy przyjdzie Tito?- skierował pytanie do Messiego.
-Za chwilę powinien być. O, to znowu ty!- spojrzał na mnie uśmiechając się tak samo, jak wtedy.- Iza, tak?
O Boziu, pamięta!- Tak, to ja.- uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Coś się stało?
-N...
-Tak, biegaliśmy i chyba krzywo stanęła, zaraz dokładnie zobaczę.- Alexis zgrywał specjalistę.
-Jeśli ty to obejrzysz, to jeszcze pogorszysz sytuację!- krzyknął Pedro, z bramki było słychać śmiech Victora Valdesa.
Nie wytrzymałam i wtórowałam chłopakom.
-Za chwilę cię upuszczę.- syknął Chile również się śmiejąc.
-Przepraszam.- pocałowałam go w policzek.
Chłopak w końcu doniósł mnie do ławki. Wtedy pojawił się Tito Vilanova, co wywołało u mnie zmieszanie.
-Alexis, mówiłem coś o przyprowadzaniu rodziny na zamknięte treningi…
-Ona nie jest z mojej rodziny.- puścił trenerowi oczko.
-Rozumiem. Jeśli będziesz potrafił skupić się na grze, niech zostanie. Chociaż… I tak może zostać, wygląda sympatycznie, potowarzyszy mi. Jeśli zawalisz, wylecisz na siłownię, tam jest Adriano.- Vilanova szturchnął go przyjaźnie.- A teraz idź na boisko.
-Tak jest!- Sanchez zasalutował, uśmiechnął się do mnie i pobiegł do kolegów.
Tito i ja zostaliśmy sami na ławce trenerskiej.
-To… do jakiego meczu przygotowuje ich pan teraz?- wydukałam nieśmiało.
-Mam przeczucie, że dobrze to wiesz.- cały czas się do mnie uśmiechał.
-Ma pan rację… Deportivo.
-Po prostu Tito.- podał mi dłoń.
-Iza.- odwzajemniłam uśmiech.
Chociaż była dopiero trzynasta, ten dzień zaliczyłam już do udanych. Było wspaniale. Razem z trenerem karciliśmy piłkarzy, szczególnie „wyżywałam się” na Sanchezie, nie zostawiłam na nim suchej nitki.
-Ruszaj się, obijać to się możesz śpiąc!- krzyczałam śmiejąc się.
Po treningu wszyscy poszliśmy na wspólny obiad. Czułam się, jakbym właśnie dołączyła do wielkiej rodziny, jakbym była jedyną, wymarzoną siostrą, a dla Tito- córką.
-Iza, patrz na to!- krzyknął Dani Alves i dał znak Thiago. W tym momencie od twarzy Sancheza odbiła się rzucona przez Alcantarę krewetka, która ostatecznie wylądowała w talerzu Messiego.
-Sorki, Leo, myślałem, że Alexis jeszcze się tym pożywi!- Thiago zanosił się ze śmiechu.
Chile wstał, podszedł do Messiego, wyjął z jego talerza krewetkę i rzucił nią w kolegę. Rozpętała się wojna. Nad stołem latały owoce, warzywa, mięso, a nawet łyżeczki.
-Dość!- wstałam.- Zachowujecie się jak dzieci!- to był błąd. Cała ekipa „poczęstowała” mnie resztkami po bitwie. Miałam spaghetti we włosach, zza koszulki wystawały liście sałaty.- Dziękuję!- krzyknęłam ironicznie, ale nie mogłam nie skwitować tego śmiechem.
-Ależ nie ma za co!- odparł Pique.- Witaj w naszej rodzinie.- puścił oczko.
To były najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam.
Pedro wstał.- wznieśmy toast!- wszyscy podnieśli szklanki z sokiem malinowym.- Za siostrę i nowego asystenta Tito!
Jego dotychczasowy asystent, Jordi Roura zakrztusił się połykanym akurat kawałkiem mięsa.
Wszyscy śmialiśmy się nie mogąc przestać. Po toaście piłkarze zaczęli zbierać się do domów.
-Na mnie też już czas.- szepnęłam do Alexisa.
-Nie wyjdziemy nigdzie?
-A gdzie ty możesz wyjść? Ludzie cię zaatakują i zanim dasz wszystkim autografy, będziemy musieli się pożegnać. Ale… ja mogę zostać na Camp Nou.- puściłam oczko.- Tylko więcej nie biegam!- zaśmiałam się.
-Okej, dobry pomysł. Przecież ja nie mogę nigdzie wyjść.- uniósł brwi.
-Taki minus sławy. Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze?
-W sumie tak, ale…
-Ale co?
-Chciałbym cię zabrać w jakieś fajne miejsce, a nie…- był wyraźnie spięty.
-Przecież doskonale wiesz, że najfajniejszym miejscem na Ziemi dla mnie jest właśnie Camp Nou.- objęłam go ramieniem.- Nie przejmuj się. Jak kiedyś przyjedziesz do Polski to daj znać, ja zabiorę cię do wielu ciekawych miejsc.- pocałowałam go w policzek.
Chile podskoczył jak oparzony.- Jak to do Polski?!
-Nie mówiłam ci, że tam mieszkam?- spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
-O nie…
-Co?- zmartwiłam się.
-Czyli, że pewnie niedługo stąd wyjeżdżasz?- skrzywił się.
-No niestety. Chciałabym tu zostać, już na zawsze, ale…
-Więc zakochałem się w dziewczynie, która mieszka kilka tysięcy kilometrów stąd…?- chyba nie chciał powiedzieć tego na głos.- To znaczy…
-Zaraz, zaraz.- przerwałam mu.- Czy ty…?
Wziął głęboki oddech.- Tak.
-Ale to niemożliwe.- odparłam stanowczo.- Znamy się od kilku dni…
-Masz dar przywiązywania do siebie ludzi. Chłopaki od razu cię polubili, często o tobie gadają w szatni, tak naprawdę w ciągu zaledwie kilku dni stałaś się dla nich siostrą. Dla mnie od razu byłaś kimś więcej.
-Ja…
-Nic do mnie nie czujesz? Nie bój się, powiedz to, zrozumiem.
-To nie tak.
-A więc?- patrzył na mnie z nadzieją.
-Po prostu nie nadążam za tym wszystkim, minęło przecież tak mało czasu… Mam pomysł. Macie jeszcze dzisiaj wieczorny trening, tak?
-Tak, ale co to ma do rzeczy?- pogubił się.
-Pójdę teraz do hotelu, przemyślę parę spraw, a wieczorem tu wrócę, okej?
-No dobrze, ale przyjdź na pewno!- ucieszył się.
-Obiecuję. Do zobaczenia.- przytuliłam go i odeszłam.


                                                           * * *

Siedziałam w pokoju już od dobrych kilku godzin. Przemyślałam wszystko. Czas iść na trening.
Idąc w stronę Camp Nou analizowałam moje rozmyślenia jeszcze raz, ale po chwili wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Na stadionowym parkingu stało auto Alexisa, drzwi od strony kierowcy były otwarte. Chłopak musiał być w środku. Podeszłam bliżej.
-Cześć!- musnęłam jego policzek na powitanie i usiadłam na krawężniku.
Patrzył na mnie z ogromną radością w oczach. W jego towarzystwie czułam się wyjątkowo. Zwykle potrzebuję dużo czasu, żeby komuś bezgranicznie zaufać, nie tym razem. Alexis miał w sobie coś… co czyniło go niezwykłym.
-Przez ciebie zawaliłem trening, nie mogłem się skupić.- udawał zdenerwowanego.- Tito wysłał mnie na siłownię.
-Lepszych efektów już chyba nie osiągniesz.- nie miał na sobie koszulki, dobrze wiedział, że uwielbiam jego perfekcyjnie wyrzeźbione ciało.- Przeczułam taką sytuację… Ale powiem Tito, że teraz będziesz musiał poświęcić trochę uwagi dla swojej dziewczyny.- uśmiechnęłam się łobuzersko poruszając brwiami.
Nic nie odpowiedział. Usiadł naprzeciwko mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i… nie zważając na kolegów, którzy właśnie wychodzili z kolosalnego stadionu- pocałował mnie. Usłyszałam gwizdy piłkarzy FCB.
Czułam, że podjęłam dobrą decyzję. Nie każda znajomość rozwija się właśnie w taki sposób. Między innymi to czyni ją wyjątkową. Postanowiłam na razie nie myśleć o tym, że za kilkanaście dni będę musiała wyjeżdżać. Teraz będę cieszyć się Alexisem, Camp Nou, Barceloną…

_________________________________
 Pewnie myślicie, że Alexis rozegrał wszystko troszkę za szybko? :D. Uznałam, że nie ma sensu tego przeciągać, lepiej, żeby powiedział jej to teraz, niż w przeddzień wyjazdu :). Będą mieli duużo czasu dla siebie, który odpowiednio wykorzystają, zobaczycie :P
______________________________________________
Czy tylko mnie Sanchez martwi swoją grą? Podczas wczorajszego meczu nie wykorzystał kilku 100% sytuacji. Cóż, dalej czekam na jakieś "odblokowanie". Alexis, Cules są z tobą! ♥










 

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział, po prostu wiedziałam, że będą razem ;p
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziałów ;p
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jejciu, rodzdział świetny! Jestem twoją największą fanką ♥

    OdpowiedzUsuń