czwartek, 24 stycznia 2013

12.



-Za kolejną wygraną!- krzyknął Cesc Fabregas. Na jego „komendę” wszyscy unieśliśmy kieliszki z szampanem.
-Za FC Barcelonę!- dodałam.
W ekskluzywnej wynajętej przez Tito Vilanovę restauracji odbywała się impreza, której zorganizowanie wręcz u niego wybłagałam. W końcu chłopakom należała się choć jedna noc zabawy!
-Tito, uśmiechnij się!- objęłam mężczyznę ramieniem.- Wszyscy bawią się świetnie, tylko nie ty. Nie cieszysz się z sukcesów swojej drużyny?- zmarszczyłam brwi.
-Oczywiście, że się cieszę, ale… nie lubię zabaw.- odparł nieco zniesmaczony szkoleniowiec Dumy Katalonii.
-No chyba żartujesz! Impreza w gronie przyjaciół to coś wspaniałego!- upiłam łyk wina Iniesty, który właśnie szedł w naszą stronę.
-Czuję się tak staro… Jak ojciec pilnujący, żeby jego dzieci zachowywały się w miarę przyzwoicie.- skrzywił się.
-Mam na to radę.- wzięłam od kelnera kieliszek szampana i podałam go mężczyźnie.- Masz, trochę się rozluźnisz. Dzisiaj zachowuj się jak nasz brat, na następnym treningu wrócisz do roli ojca, proszę!- patrzyłam na niego z błagalną miną.
-No dobrze.- wypił całą zawartość kieliszka, odłożył go, po czym poprosił Antonellę do tańca.
-W końcu.- uśmiechnęłam się życzliwie.
-Hej, Iza!- krzyknął Andres.- Jak smakuje wino?
-Jest doskonałe. W życiu nie piłam lepszego.
Miłe słowa na temat jego wina sprawiały mu tyle radości, że mogłabym chwalić je w nieskończoność, byleby tylko wywołać uśmiech na jego twarzy.
Iniesta znalazł kolejną „ofiarę”, która musiała się wypowiedzieć. Tym razem padło na dziewczynę Cesca, Daniellę, która chętnie podjęła z nim rozmowę.
Usiadłam przy stole. Miałam ochotę na jakąś hiszpańską sałatkę, a było ich tyle, że nie mogłam się zdecydować, którą spróbować jako pierwszą. Wtedy obok mnie usiadł Thiago, jeden z braci Alcantara.
-Cześć, koleżanko!- chłopak był wyraźnie… nietrzeźwy.- Wyglądasz naprawdę ślicznie.- puścił oczko.
Do akcji wkroczył Alexis- jak zwykle w odpowiednim miejscu i czasie.
-Cześć, kolego!- odpowiedział za mnie pomocnikowi FCB.- Za to ty wyglądasz tak ślicznie, że radziłbym ci iść do domu i się przespać.- uśmiechnął się szeroko.
-Nie, wolę zostać tu z nową znajomą.- odparł Thiago.- Chyba, że masz coś przeciwko.- dodał widząc minę Sancheza.
-Tak się składa, że mam.- oboje wybuchnęliśmy śmiechem.- Chodźmy na parkiet, on pewnie zaraz „odleci”.- szepnął mi do ucha.
Kiedy Alcantarę zainteresował jakiś obiekt na ścianie, po cichu wymknęłam się zza stołu. Na parkiecie trwało akurat coś w rodzaju… pojedynku tanecznego. Fabregas i Daniella, Pique z Shakirą i Leo z Anto. Patrzyłam na pary z zachwytem, szło im naprawdę dobrze! Shakira oczywiście perfekcyjnie kręciła biodrami, wstawieni piłkarze nie mogli za nią nadążyć.
Wtedy Chile złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Dołączyliśmy do „konkursu”.
- Alexis, nie umiem tańczyć!- wycedziłam przez zęby. Wszyscy na nas patrzyli…
-Po prostu stań na czubkach moich butów.- poruszył brwiami uśmiechając się.
-Co?- po chwili zrozumiałam, o co mu chodzi. Miałam długą suknię, nikt nie widział moich nóg. Wykonałam więc polecenie chłopaka. To był nasz pierwszy „taniec”, co prawda byłam tylko niesiona przez Sancheza, ale to też się liczy. Wirowaliśmy w rytm muzyki wokół pozostałych par. To było wspaniałe uczucie, Alexis doskonale panował nad koordynacją… do pewnego momentu. Podczas jednego z setek obrotów ktoś przydepnął moją suknię i opadł bezwładnie na podłogę pociągając za sobą mnie i Chile. Był to Dani Alves, który zaczął się śmiać już chyba podczas upadania. Wszyscy zareagowaliśmy tak samo jak on. Śmiałam się aż do momentu, kiedy z moich oczu popłynęły łzy i zaczęło brakować mi tchu. Postanowiłam, że wyjdę na zewnątrz. Po drodze do wyjścia wzięłam ze stołu szampana.
Była gwieździsta noc. Obejrzałam suknię, wyglądała strasznie. Dobrze, że impreza dobiegała już końca. Upiłam łyk szampana, wtedy obok mnie usiadł Jordi Alba.
-Jak się bawisz?- zapytał.
-Szampańsko!- podniosłam w połowie opróżnioną butelkę i zaśmiałam się.
Chłopak wtórował mi.- Wasz upadek był świetny, dawno się tak nie uśmiałem!
-Cieszę się, że ci się podobało.- podałam mu szampana.
Siedzieliśmy przed lokalem jakąś godzinę pijąc i rozmawiając. Nie wiedziałam, że mogę mieć tyle wspólnych tematów z Jordim. W ogóle się przed nim nie krępowałam, gadaliśmy o wszystkim, w końcu byliśmy „rodzeństwem”.
-Fajna z ciebie siostra.- stwierdził upijając ostatni łyk szampana.
-Fajny z ciebie brat!- odparłam z nieukrywanym entuzjazmem.- Wracamy do środka?
-Dobry pomysł, zrobiło się trochę chłodno.
Sala taneczna wyglądała, jakby przed chwilą zakończyła się wojna. Znowu rzucali się jedzeniem… Na parkiecie leżeli pijani piłkarze, przy stole jako jedyny siedział Tito trzymając się za głowę. Dziewczyny czuwały.
-O Boże, co tu się stało?!- krzyknęłam przerażona.- Alexis!- chłopak leżał półprzytomny pomiędzy Pique i Alvesem. Podbiegłam do niego.
-Tak, kochanie?- wydukał nie mając siły nawet otworzyć oczu.
Dotknęłam jego czoła.- Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. Możemy już iść do domu?
-Tak, chodźmy.- pomogłam mu wstać.- To co, imprezę uznajemy za zakończoną?- zapytałam ogółu.
-Tak, lepiej będzie jak rozejdziemy się do domów.- oznajmiła Daniella.
-Jeśli ktoś nie może wrócić autem (wiadomo dlaczego), może przenocować u nas.- poinformowałam.
Tak oto w domu Alexisa zagościło pięciu piłkarzy: Pedro, Xavi, Alba, Alex Song i Sergio Busquets. Rodrigues już chyba po raz trzeci był przeze mnie „ratowany”. Tylko na Jordiego nie byłam zła – właściwie to przecież ja go upiłam. Co do reszty, nie miałam litości.
-Namówiłam Tito na tę imprezę po to, żebyście się rozluźnili. Chyba wzięliście to za bardzo dosłownie…- spojrzałam na chłopaków z uniesionymi brwiami. Dwóch leżało bezwładnie na sofie, Xavi opierał się o blat stołu, a Song…- Zaraz, gdzie jest Alex?- pokiwałam głową w geście bezradności.
-W łazience, czuje się coraz gorzej.- wydukał Sergio.- Gdzie ja w ogóle jestem? I gdzie jest Pedro, przecież wracaliśmy razem!
-Obok ciebie, cepie.- odezwał się Rodrigues szturchając kolegę w ramię.
-Widzę, że dzisiaj się nie dogadamy. Więc tak: Alexis, na górę.- dyrygowałam.- Song zostaje na razie w łazience, zajmę się nim. Xavi, idź do pokoju gościnnego. Pedro… tam, gdzie zwykle.- zachichotałam.- Sergio zostanie w salonie, a Jordi…
-Może spać ze mną.- oznajmił Hernandez.
-Okej!- krzyknęłam śmiejąc się.- To może być ciekawe doświadczenie.
Piłkarze rozeszli się do wyznaczonych pokojów. Poszłam z Alexisem do sypialni i przypilnowałam, żeby bezpiecznie położył się i usnął. Następnie odwiedziłam Songa.
-Wyglądasz przerażająco.- oznajmiłam na powitanie.
-Dzięki.
Podałam mu ręcznik, po czym przyniosłam kubek z herbatą.- Jak się bawiłeś?- usiadłam na podłodze obok niego.
-Imprezę zaliczam do tych udanych, mimo wszystko.- spróbował się uśmiechnąć.- Chociaż Tito rzadko przystaje na jakiekolwiek zabawy, to zawsze miło je wspominam. Odkąd jestem w Hiszpanii, moje życie ciągle się zmienia.
-Mam to samo.- puściłam oczko.
-Pomijając nowe doświadczenie, jakim jest dla mnie gra w Barcelonie, na najwyższym poziomie, tutaj codzienność jest zupełnie inna, niż w Anglii. Wszystko jest takie przyjemne, wesołe. Ludzie są mili i otwarci. Marzę, żeby zostać tu przynajmniej do końca kariery.
-Zmienisz zdanie, kiedy to ja będę pierwszym trenerem!- zaśmiałam się.
-Siostrzyczko, nie zapominaj, że jestem starszy!- szturchnął mnie w ramię.
Zauważyłam, że chyba mu się poprawiło.- Lepiej ci?- uważnie go obserwowałam.
-Tak, o wiele. Dzięki za pomoc.- puścił oczko.
-Nie ma sprawy. A teraz chodź, zaprowadzę cię do pokoju, musisz się porządnie wyspać!- pomogłam mu wstać i powoli wyszliśmy z łazienki. Wskazałam mu jego pomieszczenie, po czym pożegnaliśmy się i odeszłam do sypialni Sancheza. Chłopaka tam nie było.
-Alexis…?- szepnęłam, żeby nie obudzić gości.- Gdzie jesteś?
Nagle zobaczyłam, że drzwi tarasowe są otwarte. Podeszłam do nich. Chile stał oparty o drewnianą barierkę i patrzył na powoli wschodzące Słońce.
-Hej, co jest, czemu nie śpisz?- zapytałam zaniepokojona. Zbliżyłam się do niego i objęłam go ramieniem.- Coś się stało?
Nie odpowiadał. Postanowiłam, że też będę stała w ciszy i obserwowała niebo. Staliśmy w milczeniu przez jakieś pół godziny. Wtedy uświadomiłam sobie, że z nim nawet to jest przyjemne. Te chwile, jak każde inne spędzone w jego towarzystwie były wyjątkowe.
-Iza, boję się.- przerwał ciszę.
-Co? – nie zrozumiałam go.- Czego?
-Boję się, że nie będę w stanie zapewnić ci dobrej przyszłości, szczęśliwego życia… Nie mamy dla siebie wiele czasu. Takie wyjazdy jak ten do Sewilli będą zdarzały się często.
-Wiem, i doskonale to rozumiem. Ale kocham football, dlatego w ogóle mi to nie przeszkadza.- pocałowałam go w policzek.- A co do szczęścia, ty nim jesteś. Uwielbiam spędzać z tobą czas. Nawet kilka minut w twoim towarzystwie stają się wspaniałe. Nie musisz mnie nigdzie zabierać- wystarczy Camp Nou, to miejsce jest dla mnie podwójnie ważne, tam cię poznałam.- uśmiechnęłam się.- A teraz chodźmy już spać, przestań się zamartwiać, damy radę.- puściłam oczko.- Musisz się wyspać, za parę godzin kolejny trening!
-Tak jest, pani trener!- zasalutował śmiejąc się i pocałował mnie czule.- Kocham cię.
-Ja ciebie też.

* * *
Wybiła 1300. W końcu postanowiłam zwlec się z łóżka. Alexis nadal spał, więc starałam zachowywać się jak najciszej. Wszyscy goście też jeszcze spali. Zeszłam do salonu; Na sofie leżał zmarnowany po imprezie Sergio. Przeszłam obok niego na palcach i usiadłam na skraju kanapy włączając laptopa. Miałam na celu znalezienie dobrego uniwersytetu w pobliżu, w Barcelonie było ich chyba więcej niż w całej Polsce! Nie mogłam się zdecydować, złożyłam więc podania do kilku szkół.  Następnie poszukałam kursów językowych. Zapisałam się na lekcje. Dzisiaj po południu zaplanowane było pierwsze spotkanie. Miałam iść z piłkarzami na trening, ale musiałam zmienić plany. Na kilka najbliższych miesięcy priorytetem było perfekcyjne opanowanie języka.
Po załatwieniu najważniejszych spraw (jak dobrze, że wszystko można było zrobić przez Internet), udałam się do kuchni i zrobiłam śniadanie, po czym zaczęłam budzić wszystkich lokatorów. Piłkarze dość niechętnie, ale w końcu zwlekli się z łóżek i usiedli przy kuchennym stole, gdzie czekał na nich posiłek.
-Ooo, już miałem mówić, że jestem potwornie głodny!- odezwał się Xavi na widok jedzenia.- Jesteś wielka.
-Gdzieś to już słyszałam.- spojrzałam znacząco w stronę Pedro, który puścił mi oczko.- Muszę się wam czymś pochwalić!- krzyknęłam.- Otóż, podczas gdy spaliście, złożyłam podania do kilku uniwerków w Barcelonie i zapisałam się na kurs języka hiszpańskiego!- uśmiechnęłam się szeroko.
-¡es maravilloso! ¡Buena suerte.- odezwał się Alba.
-Yy... Si, si!- krzyknęłam, nie bardzo wiedząc, o czym mówi.
Piłkarze wybuchnęli śmiechem.
-Po prostu: powodzenia!- powiedział Xavi śmiejąc się.
-Może ja pouczę was polskiego?- uniosłam brwi.
-Ja chętnie spróbuję!- krzyknął uradowany Alexis.
Popołudnie upłynęło na nauce mojego ojczystego języka. Przyznam, że piłkarzom bardzo dobrze szło, dopóki w grę nie weszła gramatyka. Tym razem to ja zanosiłam się ze śmiechu jak łamali sobie języki na odmianie wyrazów.

Nadszedł wieczór. Chłopaki pojechali na trening, ja udałam się w kierunku pobliskiego ośrodka kultury, gdzie miał odbywać się kurs.
-Ej, dziewczyno, zdejmij to!- usłyszałam za sobą głos jakiegoś mężczyzny. Miałam na sobie koszulkę Barcy, pewnie chodziło o to.
Nienawidziłam takich sytuacji, w Polsce zdarzało się to często. Odwróciłam się. Już otworzyłam usta, by… przemówić nieznajomemu do rozumu i zrobiłabym to gdyby nie fakt, iż właśnie stał przede mną… Cristiano Ronaldo.
-Ty… tutaj… jak to?!- szok mnie sparaliżował.
CR7 zaśmiał się… tak… życzliwie. Dziwne. Z reguły byliśmy wrogami. Ale jeśli on pokazał, że nie jest nastawiony wobec mnie negatywnie, postanowiłam, że zrobię to samo. Cóż, przynajmniej spróbowałam...
-Możesz przestać się tak na mnie gapić?- zapytał chichocząc.
-Nie!
Wyprostował się.- Żadna nie potrafi mi się oprzeć.- westchnął.
-Oo, nie, nie dam ci tej satysfakcji!- krzyknęłam przygryzając wargę.
-Teraz już za późno.- poruszył brwiami.
-Nigdy nie jest za późno. Wmawiaj sobie co tylko chcesz.- uśmiechnęłam się łobuzersko.- Wyjaśnij, co ty robisz w Barcelonie. W ogóle tutaj nie pasujesz!- zaśmiałam się.
-Przyjechałem do… ciekawe jak zareagujesz. Do Messiego.- puścił oczko.
-Ale po co?! Chcesz mu coś zrobić?!- podskoczyłam jak oparzona.- Tylko spróbuj się do niego zbliżyć.- pogroziłam mu.
Ronaldo zareagował śmiechem.- Chyba przeczytałaś za dużo gazet, opinii internautów… No i… Za dużo telewizji.- zmarszczył brwi.- Chyba nigdy nie udowodnimy im, że panuje między nami czysta rywalizacja sportowa, a co najważniejsze- prywatnie lubimy się i szanujemy. Często się odwiedzamy.
-Muszę to zobaczyć, bo inaczej nie uwierzę.
-Nie ma problemu, chodź ze mną teraz.- uśmiechnął się zachęcająco.- Noo, wiem, że chcesz.- poruszył brwiami.
-Z tobą? W życiu!- zaśmiałam się.- Choć w sumie tym razem mogę zrobić wyjątek.
-Wiedziałem.- odparł dumnie.
-Spadaj, i tak cię nie lubię.
-Kwestia czasu.
Nie odpowiedziałam. Tylko uderzyłam go w ramię.
Zrezygnowałam z kursu językowego. Uświadomiłam sobie, że u Messiego będzie ciekawiej.
Szłam przez jedną z barcelońskich ulic z Cristiano Ronaldo. Cóż, tego nie przewidziałam. Co do czytania (jak się niedawno dowiedziałam) błędnych informacji o ciągłych spięciach pomiędzy dwoma najlepszymi piłkarzami świata, CR7 miał rację… Chyba czas skończyć z mediami, definitywnie.
 Zastanawiało mnie jedno: dlaczego Leo nie wspomniał mi o tej znajomości? Może niedługo się dowiem.
Droga do domu Messiego upłynęła w miarę miłej pogawędce, jednak trzymałam dystans, ciągle myślałam, że to jakaś ukryta kamera! Skrzydłowy Realu Madryt okazał się zupełnie inny, niż go sobie wyobrażałam… Trafiłam chyba tylko w nadmierną pewność siebie. Poza tym był naprawdę w porządku. To niesamowite i zarazem przerażające, jak media potrafią wykreować człowieka.

* * *
-Leo, czy ty możesz mi w końcu powiedzieć, o co tutaj chodzi? Czy to jest jakiś głupi żart?
Messi i Ronaldo co chwilę wybuchali śmiechem nie mogąc się powstrzymać. Moja mina musiała być komiczna.
-Co mam tłumaczyć? Cristiano to mój dobry kolega.- uśmiechnął się szeroko.- Wiem, że to dla ciebie szok…
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?- z nerwów nie potrafiłam usiedzieć w jednym miejscu, chodziłam po pokoju.
-Byłem pewny, że mi nie uwierzysz.- uniósł brew.- Kiedyś miałem ci powiedzieć, ale przypomniałem sobie, jak często powtarzałaś to, co piszą o nas w gazetach. To mnie powstrzymało.
-Czy przynajmniej jeden dzień tutaj może być normalny?!- wychodziłam z siebie. Ze stresu rozbolała mnie głowa.- Tu ciągle musi się coś dziać, chcę w końcu spokoju!
-Ona jest rąbnięta.- odezwał się Ronaldo.
-Zamknij się, nie prowokuj mnie.- wycedziłam przez zęby kiwając mu palcem przed twarzą.
-Sorry.- zaśmiał się prawie w ogóle nie reagując na moją groźbę.
-Najlepiej będzie, jeśli zostawię was samych. Przecież powinnam być teraz na tym cholernym kursie! Wszystko przez ciebie!- krzyknęłam patrząc na Cristiano.
-Jeeej, ale ty mnie nienawidzisz.
-Przepraszam. Zwykle taka nie jestem.- usiadłam obok Leo i spojrzałam na zegarek.- Teraz już i tak za późno… Cóż, pójdę na następną lekcję…
Alexis przyszedł z treningu do domu Messiego.
-O, cześć, Cris!- przybili piątkę.
-Nie no, to jest jakaś paranoja.- złapałam się za głowę.- Cały zespół się z nim przyjaźni?!
-Cały zespół przyjaźni się nie tylko ze mną, ale i z całą moją drużyną.- puścił oczko.
-Od dzisiaj uwierzę już chyba we wszystko…
Piłkarze wybuchnęli śmiechem.
-…przez was zgłupieję, wyląduję w psychiatryku!
-Ale przyznaj, że się nie nudzisz.- odezwał się Sanchez, jego oczy błyszczały.
-Nie, zapewniliście mi świetną rozrywkę.- parsknęłam śmiechem.- Zaraz, zaraz… znam to spojrzenie!
-Chodź, pokażę ci coś.- złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do pokoju gościnnego zostawiając Leo i Ronaldo samych. Chłopak długo szukał czegoś w swojej torbie, którą zawsze zabiera ze sobą na treningi. W końcu wyciągnął z niej… jakieś kartki?
-Co to jest?- uniosłam brew.
-Bilety lotnicze do Hiszpanii. Z… Wrocławia.- przeczytał na jednej z trzech kartek.
-Ale jak to, po co ci one?- nie miałam pojęcia, o co mu chodzi.
-Dalej nie rozumiesz? To dla twojej rodziny, głupolu.- zaśmiał się.
-Co?! O Boże, nie wierzę!- rzuciłam mu się na szyję, po czym pocałowałam czule.- Uwielbiam cię, wiesz?- patrzyłam prosto w jego oczy.
-Wiem, wiem.- odwzajemnił pocałunek.- Jutro z samego rana wyślemy im te bilety. Lot jest zaplanowany na przyszłą sobotę.
-Wtedy zgodnie z planem moich wakacji powinnam wracać do siebie.
-Jesteś u siebie.- odgarnął mi włosy z czoła.
-Wtedy wyjeżdża Damian!- podskoczyłam jak oparzona.
-Pożegnasz się z nim?
-Wiesz, jeśli ktoś jest dla ciebie ważny, to na zawsze taki pozostanie, nieważne ile bólu ci przynosi…
-To prawda.- Alexis przytulił mnie mocno.- Może razem go pożegnamy?
-Czemu nie.- ucieszyłam się.- Chcę tylko, żeby ta krótka, ale mimo wszystko wspaniała przyjaźń była przez nas dobrze wspominana. Chyba już nigdy więcej się nie zobaczymy… O cholera. Przyjaźń…- w mojej głowie zaświeciła się lampka.- Jula!- krzyknęłam.
-Wraca z Egiptu dopiero w sobotę, dlatego nie kupiłem biletu.
-Jej też już nigdy nie zobaczę…?- przerażona usiadłam w fotelu.- Nie przeżyję tego, tęsknię za nią od prawie dwóch tygodni, a co będzie, jak minie rok?
-Przecież będziemy w Polsce tak często, jak tylko będzie można. No i co jakiś czas ściągniemy tę dziewczynę tutaj. Wiem, jaka jest dla ciebie ważna.- uśmiechnął się.- Chodźmy do domu, jestem zmęczony, Tito nas dzisiaj wykończył!- krzyknął udając oburzonego.
-Też jestem wyczerpana, mam dość wrażeń na dziś.- westchnęłam głośno.


_________________________________
Nie mogłam się powstrzymać, żeby coś dodać! :D
Barca 4 - 2 Malaga :)
+: Shakira urodziła! ♥







3 komentarze:

  1. hahah poprawiłaś mi humor z tym Ronaldo :D
    Dzisiaj mecz, byleby było co świętować :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. http://el-temperamento-del-sol-y-del-mar.blogspot.com/ nowy rozdział :) Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrabiam zaległości! Zaraz lecę do kolejnego rozdziału.
    Tak, wygrany mecz. Troszkę byłam rano niewyspana, ale to nic :D I gol Pique dla Milana, awww <3

    OdpowiedzUsuń